Na polski żużel patrzę przede wszystkim przez pryzmat tego, co mówią o nim ludzie tworzący jego wizerunek. Co dokładnie przez to rozumiem? U nas płaci się zawodnikom największe pieniądze, mamy najlepszą ligę świata i najnowocześniejsze stadiony. Na nas opiera się speedway, więc cały świat powinien brać z nas przykład. Czy ten obraz na pewno jest prawdziwy?
Oficjalny sezon trwa dopiero miesiąc, a doliczając sparingi, jakieś półtora miesiąca. Pogoda na razie wyjątkowo sprzyja organizatorom i tak na dobrą sprawę dopiero dzisiejsza niedziela była na tyle deszczowa, że uniemożliwiła rozegranie kilku spotkań. W tym czasie mieliśmy:
- Memoriał Tomasza Jędrzejaka – opóźnienie z powodu awarii pulpitu sędziowskiego i start na chorągiewkę
- Mecz Polska – Reszta Świata – awaria maszyny startowej – opóźnienie zawodów i start na zielone światło
- Złoty Kask – protest niektórych zawodników spowodowany niewłaściwym stanem toru, zagrażającym bezpieczeństwu – odwołany turniej w Pile
- Mecz Polonia Piła – PSŻ Poznań – walkower dla gości z powodu nieregulaminowego stanu toru i upadków zawodników
- Nudne mecze ligowe, w których emocje są sztucznie tworzone przez wynik i komentatorów
- Niewłaściwe decyzje sędziów dysponujących przecież powtórkami z kilku kamer
Czy nie jest trochę za dużo rzeczy, szczególnie tych organizacyjnych, które jakoś niezbyt często zdarzają się na wyśmiewanych u nas obiektach bardziej przypominających pole niż stadion? Odwołanie turnieju, który miał być przepustką do rozgrywek mistrzostw świata i Europy, dla wielu żużlowców najważniejszego turnieju w tym roku, zakrawa po prostu na kpinę. Dlaczego dopuszczono do organizacji imprezy w Pile, choć nie spełniono tam wskazówek weryfikatora obiektu? Dlaczego w ogóle tor otrzymał licencję i rozegrano tam sparingi jeden mecz ligowy? A teraz najtrudniejsze pytanie: dlaczego w dniu zawodów tor został pozytywnie zweryfikowany przez sędziego i komisarza? Centrala raczej odpowiadać nie będzie, bo sama musiałaby się przyznać do błędów, a tego chyba nikt nie spodziewa się po naszych działaczach. Jaka jest w tym wszystkim wina pilskich działaczy? Skoro nikt tak naprawdę nie wymagał od nich spełnienia wymagań, to trudno oczekiwać, że te wymagania zostaną spełnione. Do pierwszego groźnego wypadku…
Trochę na gwałt próbowano ratować sytuację w Pile dosypując nową nawierzchnię, ale cała praca została zmarnowana przez komisarza toru, który przyjechał w sobotę, choć akurat tego dnia w ogóle nie powinno go tam być. Podobno „rad” udzielał prywatnie, a nie służbowo. Czy w podobno profesjonalnym związku ma prawo zdarzać się taka sytuacja? Ostatecznie ukarano gospodarzy walkowerem, bo regulamin okazał się ważniejszy niż zdrowy rozsądek i chęć rozegrania zawodów do końca. Może się zdarzyć, że wobec tych wszystkich sytuacji oraz konieczności wpłacenia kary za walkower pilski klub zakończy swój udział w rozgrywkach.
Czy zawodnicy mieli prawo zaprotestować? Według mnie tak, bo chcąc walczyć o możliwość ścigania się w elicie zostali zmuszeni do jazdy na tym obiekcie. Czy są bardziej niebezpieczne obiekty? Oczywiście, że są. Wystarczy pojechać chociażby do Wittstock i zobaczyć jak tam wygląda banda na przeciwległej prostej. Tyle, że szerokość tej prostej wynosi grubo ponad 20 metrów, a zawodnicy przyjeżdżają tam z własnej woli, bo tamtejsi działacze potrafią świetnie przygotować nawierzchnię.
Ciekaw jestem cz skończyły się awarie infrastruktury na polskich stadionach. Mam nadzieję, że tak, choć pewności mieć nie mogę. Większym problemem jest chyba jednak sposób przygotowania nawierzchni, przez co część meczy jest zwyczajnie nudna. Co z tego, że żużlowcy jadą w kontakcie, skoro praktycznie nie ma możliwości przeprowadzenia ataku. To co działo się chociażby w Częstochowie (I kolejka), Toruniu i Gorzowie (II kolejka) czy w Zielonej Górze (III kolejka), to jakiś bardzo nieśmieszny żart. Obserwowałem pracę pana Arkadiusza Kalwasińskiego podczas spotkania Falubaz – GKM. Co z tego, że miał ładny garnitur i eleganckie słuchawki, co z tego, że w trakcie równania toru pokazywał precyzyjnie gdzie mają jechać ciągniki, skoro tak naprawdę nic pozytywnego z tego nie wynikało. Mecz był zwyczajnie nudny. Pamiętam ubiegłoroczne spotkanie Kolejarz Opole – Stal Rzeszów. Popadał deszcz, porządnie zmoczył nawierzchnię i choć sędzia miał pewne opory przed wznowieniem spotkania, to było to chyba najlepsze ściganie jakie w poprzednim sezonie widziałem. A w Zielonej Górze? Co z tego, że wyjeżdża polewaczka i pozornie leje hektolitry wody, skoro ta woda idzie w górę, a na tor trafia jej może połowa. Nie widziałem, żeby pan komisarz zwrócił na to uwagę. Z kolei w sobotę w Poznaniu polewanie nie wyglądało tak spektakularnie, ale za to cała woda trafiała na tor i ściganie było całkiem fajne.
I jeszcze jedna kwestia, czyli podejmowanie decyzji przez sędziów. Wiadomo, że każdy z nas może się pomylić, bo jesteśmy tylko ludźmi. Ale jeśli sędzia dysponuje praktycznie nieograniczoną liczbą telewizyjnych powtórek, a mimo wszystko nie potrafi podjąć właściwej decyzji, to coś tu jest nie tak. I nie chodzi mi tutaj o procedurę startową, ale o zdarzenia podczas wyścigu. Przykłady? Proszę bardzo.
- Falubaz – Get Well – Norbert Krakowiak ma problem z opanowaniem motocykla i zajeżdża drogę jadącemu swoim torem Maksymilianowi Bogdanowiczowi. Sędzia Paweł Słupski wyklucza zawodnika Get Well.
- ROW – Orzeł – przy wejściu w drugi łuk Przemysław Giera próbuje na siłę założyć Piotra Pióro, ale sytuacja go przerasta i rybniczanin upada powodując bardzo groźny karambol. Sędzia Michał Sasień wyklucza… zawodnika gości.
- Falubaz – GKM – Mateusz Tonder próbuje po starcie założyć się na Patryka Rolnickiego, ale upada, a puszczony przez niego motocykl powoduje bardzo groźny upadek rywala. Sędzia Michał Sasień dopuszcza całą czwórkę do powtórki.
- Włókniarz – Motor – Wiktor Lampart wyjeżdża z łuku z wyciągniętą w bok prawą nogą i dojeżdża w ten sposób do bandy blokując rywala. Sędzia Remigiusz Substyk nie daje mu za to nawet upomnienia.
Druga i trzecia sytuacja były do siebie bardzo podobne. Ten sam arbiter dwukrotnie podjął decyzję krzywdzącą dla zawodnika poszkodowanego, mając nieograniczoną możliwość oglądania powtórek z kilku kamer. Nie potrafię zrozumieć takiego podejścia do rzeczy, bo w ten sposób arbiter bierze na siebie odpowiedzialność za skutki kolejnego takiego zachowania. A warto zauważyć, że wszystkie opisane przypadki dotyczą zawodników młodzieżowych, których ambicja jest zdecydowanie większa niż umiejętności. Nie wolno dawać przyzwolenia juniorom na tak nieodpowiedzialne zachowania.
Mam wrażenie, że ogromna część kibiców jest zainteresowana wyłącznie rozgrywkami ligowymi. Patrzą na to co dzieje się na torze wyłącznie przez pryzmat interesu swojej drużyny, co jest równoznaczne z filozofią Kalego. Przyznam, że to co słyszałem naokoło siebie w piątek zniechęca mnie do przychodzenia na ligę. Brak jakiegokolwiek obiektywizmu, a czasem wręcz oczekiwanie jazdy faul wobec rywala, to są zachowania, które powinny być tępione przez żużlową centralę, a tymczasem okazuje się, że są one wręcz wspierane przez decyzje arbitrów. I co z tego, że pan Leszek Demski powie, że coś było takie albo inne. To jest jego zdanie, zresztą zawodnicy w studiu mają bardzo często inne spojrzenie na pokazane zdarzenia, co pokazuje, że tak naprawdę ważniejsza jest obrona decyzji sędziego niż bezpieczeństwo żużlowców. Takie podejście wiąże się także z pogardliwymi opiniami o ośrodkach żużlowych zagranicą, choć większość ligowych kibiców pewnie nigdy w życiu nie widziała innego obiektu niż swój, ewentualnie ci bardziej zaawansowani widzieli inne obiekty ligowe w Polsce plus kilka torów z cyklu SGP.
Na całe szczęście poza ligą istnieje także żużel, gdzie nie ma komisarzy, kamer, powtórek, miliona dziwnych przepisów, a zawody jakoś się odbywają i są całkiem ciekawe,