Kwalifikacje SEC w Poznaniu

Trzecie podejście do zawodów na golęcińskim obiekcie w końcu było udane i mogłem wreszcie śledzić zawody z trybun tego stadionu. Każde indywidualne mistrzostwa mają swoją specyfikę, bo zawodnicy jadą zwyczajnie dla siebie. Tak też było w Poznaniu i dzięki temu kibice mogli zobaczyć naprawdę całkiem fajne zawody.

Tor przed samymi zawodami był jeszcze ubijany przez polewaczkę i pewnie dlatego początkowo żużlowcy jeździli gęsiego w sporych odległościach. Początkowe wyścigi przypominały trochę piątkowy mecz Falubaz – GKM i zacząłem się obawiać, że tak te zawody będą wyglądały do końca. Potem organizatorzy w trakcie przerw na kosmetykę toru umiejętnie zgarniali i polewali nawierzchnię, dzięki czemu mogliśmy obejrzeć naprawdę fajny turniej. Od trzeciej serii zaczęło się ściganie na satysfakcjonującym poziomie. Zdarzały się biegi. w których było więcej walki i mijanek niż w całym piątkowym „widowisku”. To jest niewątpliwie ogromny plus zawodów indywidualnych, bo mistrzostwo i prestiż wciąż mają znaczenie dla ogromnej większości żużlowców.

Jeszcze kilka lat zwycięstwo Francuza byłoby okrzyknięte sensacją. Dziś znana jest wartość Davida Bellego i chyba nikt nie był zaskoczony tym, że walczył on o triumf w tych zawodach, pokonując w finale niepokonanego do tej pory Bartosza Smektałę. „Smyk” do tego momentu wszystkie swoje wyścigi rozstrzygał już na starcie, powiększając później przewagę. Trochę szkoda mi było Niemca Kaia Huckenbecka, bo walczył nieźle na dystansie, ale przegrał szóste miejsce, ostatnie dające awans do biegu półfinałowego, mniejszą liczbą drugich miejsc. Z drugiej strony sporo wiatru robił Tobiasz Musielak, a biegi z jego udziałem były z reguły bardzo ciekawe. Niestety, rywale w półfinale okazali się lepsi. Z dobrej strony pokazał się Nicolas Covatti, świetnie walczyli Anders Thomsen i Timo Lahti, a w drugiej części zawodów odnalazł się Hans Andersen. Ciekaw byłem występu Lasse Fredriksena, ale poza jednym biegiem Norweg wydawał się zagubiony. Startuje na razie tylko w niższej lidze duńskiej, bo nie rozpoczęły się jeszcze rozgrywki ani w Szwecji, ani w Norwegii, a potrzebuje na pewno doświadczenia w jeździe na torach kontynentalnych.

Na trybunach zasiadła garstka kibiców, co potwierdza niestety, że kibiców w naszym kraju nie interesują rozgrywki pozaligowe. A szkoda, bo żużel jest przecież w gruncie rzeczy sportem indywidualnym. Jeśli chodzi o organizację, to nie mam w zasadzie nic do zarzucenia Bardzo fajnym pomysłem jest płacenie żetonami, które można kupić w kilku miejscach, dzięki czemu szybciej przebiega proces odbierania kiełbasy czy piwa. Tym co mnie trochę irytowało było nieprzygotowanie spikera do zawodów. To co przez całe zawody robił z imionami i nazwiskami niektórych żużlowców przekraczało w mojej opinii granice folkloru. Postaram się zapisać fonetycznie to co zapamiętałem: Kajn Hukenbek, potem Kai Hukenberg, Andreas Tomson, Nikolas Kowaczi, Dejwid Beliego.

Tak jak napisałem na początku, w końcu udało mi się obejrzeć żużel w Poznaniu. Zawody były udane i to na pewno cieszy. Sam tor wydaje się dłuższy niż 370 metrów (tyle jest wpisane w oficjalnym protokole FIM Europe), a przy swojej długości jest stosunkowo wąski, szczególnie na łukach. Generalnie jednak można się tam pościgać. Nie jest może najlepszy obiekt do oglądania żużla, bo siedzi się dość daleko od toru, ale dobrze, że po wielu zawirowaniach tor jest czynny i dobrze przygotowany.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *