Poprzedni rok zostawił po sobie kilka niezakończonych spraw, ale przecież rozpoczęliśmy nowy okres w naszym życiu. Wypada dać mu szansę, tym bardziej, że w żużlu pojawia się coś w rodzaju ruchu oddolnego. Pewnie wielu wyda się to nieprawdopodobne, ale wbrew temu co powszechnie uważa się w naszym kraju, poza polską ekstraligą żużlową również istnieje życie.
Bardzo ucieszyłem się po publikacji serii artykułów na Sportowych Faktach, dotyczących startującej w tym roku francuskiej Ligue National de Speedway. Przedstawienie wszystkich zawodników wraz z opisem i zdjęciami – naprawdę gratuluję autorowi, którym jest Przemysław Jany, bo właśnie takiego podejścia potrzebuje żużel. Francję uważano właściwie za kraj mało żużlowy, a tymczasem w okolicach Bordeaux jest wręcz zagłębie torów długich, trawiastych i klasycznych. Do tego w Macon, niedaleko Lyonu, powstał nowy obiekt, na którym już rozgrywane są imprezy międzynarodowe. Mamy więc aż cztery drużyny – każda z własnym obiektem. Co ciekawe, jest tylko jeden zagraniczny zawodnik – Brytyjczyk Adam Ellis.
Wydaje mi się, że ogromną robotę dla francuskiego żużla zrobili David Bellego oraz Dmitri Berge, którzy awansowali do finałów Indywidualnych Mistrzostw Świata Juniorów, odpowiednio w 2014 i 2016 roku. Ten drugi nawet otarł się o medal, wygrywając turniej w Pardubicach. To wciąż bardzo młodzi i perspektywiczni zawodnicy. Obaj mają podpisane kontrakty w Anglii, dzięki czemu jeżdżą dość często. Cieszę się, że Francuzi przede wszystkim stawiają na swoich zawodników, co jest właśnie sensem tej ligi. Zawodnik jest spokojny o miejsce w składzie i nie musi udowadniać wciąż swojej przydatności dla zespołu.
Żużel polega przecież na tym, że ludzie kochający rywalizację na torze mają możliwość jazdy, a kibice mogą obserwować te zmagania. Obie strony nie muszą nic nikomu udowadniać, czerpiąc po prostu radość z uprawiania lub oglądania speedway’a. Kibicujemy swoim, ale szanujemy wszystkich i nie ma tu jakiejś większej filozofii. Warto zauważyć, podobne zachowania są w Niemczech, gdzie obiektów i imprez jest naprawdę sporo, bo w praktycznie w każdy weekend i święto są przynajmniej jedne zawody. Co ważne, są to z reguły imprezy organizowane przez lokalnych pasjonatów! Cieszy fakt, że powstał nowy tor na Węgrzech, jakby w miejsce zamkniętego owalu w Miszkolcu. Jest odnowiony stadion w Rydze na Łotwie, jest alpejski obiekt we włoskim Badia Calavena, wciąż odbywają się imprezy w Austrii, Belgii, Holandii, Chorwacji, Słowenii, Bułgarii, Rumunii, Norwegii i na Ukrainie. W Finlandii jest nawet liga, a w Estonii organizowane są zawody dla miejscowych pasjonatów.
Coraz większe problemy są niestety w Czechach. Obiektów jest tam jeszcze bodajże dziesięć, ale nie wiadomo jak długo niektóre z nich będą istnieć. Oprócz Pragi i Pardubic, gdzie wciąż przyjeżdżają gwiazdy światowego żużla, zawody regularnie odbywają się w Slanach, jednak pozostałe obiekty goszczą żużlowców dwa razy w roku i to przy okazji imprez organizowanych przez czeską federację. W lidze nadal są cztery drużyny, ale tylko dlatego, że doszła słowacka Żarnovica. Warto podkreślić, że w turniejach o indywidualny puchar Czech nie udaje się zgromadzić pełnej stawki i chyba to jest najgorsze. Z czego to wynika? Chyba głównie z kosztów uprawiania tego sportu, ale z także z ogromnej liczby ciężkich kontuzji, które mocno przetrzebiły czeską stawkę.
Do opisanych wyżej przykładów dodać trzeba oczywiście Szwecję, Danię oraz Wielką Brytanię, gdzie odbywa się poważna rywalizacji w rozgrywkach ligowych, choć za stawki dużo niższe w Polsce. Mimo to kluby miewają spore problemy z płynnością finansową (Indianerna Kumla) czy z obiektami (Coventry Bees). Warto jednak zaznaczyć, że nigdzie nie zdecydowano się na to, żeby w nazwie drużyny umieszczać sponsora, bo uciekanie się do tego sposobu zdobywania pieniędzy chyba nawet nie wchodzi w grę. Mimo to wszędzie tam jeżdżą zawodnicy światowej klasy, ale tylko w Polsce grymaszą mając wyjechać na tor po opadach deszczu. Warto też zauważyć, że pomimo ogromnych pieniędzy wydawanych w Polsce na żużel od 1990 roku, zdobyliśmy tylko jeden tytuł IMŚ.
Ciekaw jestem tegorocznych rozstrzygnięć w imprezach międzynarodowych. Zwłaszcza tego jak poradzą sobie Polacy. Pamiętać należy, że w naszym kraju odbędą się finały DPŚ, DMŚJ, DMEJ, trzy turnieje SGP oraz jeden turniej SEC. Teoretycznie powinien być grad medali. A jak będzie w rzeczywistości, to zobaczymy za dziewięć miesięcy. Warto podkreślić także, że nie mamy w tym sezonie ani jednego turnieju IMŚJ, zarówno jeśli chodzi o eliminacje, jak i o finały. Tu także rozstrzygnięcia będą bardzo ciekawe. Interesujące dla mnie będzie także ewentualne przełożenie się nowych polskich przepisów o ograniczeniu liczby lig, w której może startować zawodnik, na poziom naszej ekstraligi (pozytywnych skutków wcale nie jestem taki pewien) oraz na postawę poszczególnych żużlowców na arenie międzynarodowej.