Speedway znów został zauważony w ogólnopolskim konkursie. Żużlowcy zostali drużyną roku, a Tomasz Gollob zajął drugie miejsce w plebiscycie na najlepszego (choć tak naprawdę na najpopularniejszego) polskiego sportowca.
Drugie miejsce Tomasza Golloba nie jest jego największym sukcesem w tym konkursie, bo przecież wygrał go 11 lat temu. Można go lubić lub nie, ale trzeba przyznać, że był to jego sezon. Zarówno w Grand Prix jak i w lidze jeździł rewelacyjnie, szczególnie w drugiej części sezonu. Nie stronił od spięć na pograniczu ryzyka, czasem rywalizował zbyt ostro, jednak ostatecznie okazał się najlepszy. Można było się spodziewać, że uplasuje się wysoko w plebiscycie, a gdyby nie było olimpiady zimowej, to pewnie wygrałby ten konkurs. Z drugiej strony cały czas pamiętam mu, że zrezygnował z Indywidualnych Mistrzostw Polski tylko dlatego, że odbywały się w mieście, w którym nie jest lubiany,przedstawiając dość dziwne zwolnienie lekarskie. Tłumaczył się wtedy… brakiem motywacji ze względu na dużą ilość tytułów (wzór sportowca :)), a także oszczędzaniem się przed czekającymi go występami w GP, co było bez lekko sensu, bo przecież po trzech dniach startował w lidze szwedzkiej i był już w pełni sił. Żeby było śmieszniej, trenował później na motocrossie, gdzie… złamał nogę.
Dla mnie osobiście ważne jest to, że w plebiscycie triumfowali zawodnicy, którzy swoją formę muszą udowadniać przez cały sezon, a nie w kilku startach. Jakoś nie bardzo przemawiało do mnie promowanie sportowców występujących dwa czy trzy razy w roku. Najlepszym przykładem był Robert Korzeniowski, który oczywiście zdominował swoją dyscyplinę będąc zdecydowanie najlepszym jej przedstawicielem, ale częstotliwość występów sprawiała, że tak naprawdę przez cały sezon przygotowywał się do jednych zawodów. Żużlowcy startują często w ponad stu imprezach w sezonie, który trwa przecież tylko ok. siedmiu miesięcy, piłkarze grają jeden – dwa mecze w tygodniu, skoczkowie czy biegacze narciarscy startują nierzadko w trzech turniejach w tygodniu, a tu plebiscyt dwa razy wygrał gość startujący w jednej (jak dobrze pójdzie) imprezie w roku.
Może moje nastawienie do p. Korzeniowskiego jest pochodną wielu lat pomijania sportów ligowych w telewizji publicznej, a promowanie trochę na siłę lekkiej atletyki czy łyżwiarstwa figurowego i innych tego typu dyscyplin uzasadniających zatrudnienie w TVP fachowców w typie panów Babiarza czy Szaranowicza, których główną zaletą jest to, że potrafią tak pięknie nic nie powiedzieć. Wiem, że lekka atletyka jest królową sportu, ale czas antenowy poświęcany na transmisje na żywo w programach ogólnodostępnych (w porach największej oglądalności) z największych imprez jest nieporównywalny do jej popularności. Czekam kiedy TVP puści pełną relację, a nie skróty z żużlowego Grand Prix, bo na transmisję na żywo nie ma szans. Tymczasem jeżeli już jakiś ochłap rzucą, to jest prezentowany około północy.
Zupełnie nieoczekiwanie na dzień przed ogłoszeniem wyników pojawiła się informacja, że najlepszy polski żużlowiec został skazany za przekręty w Polonii Bydgoszcz. Nie pałam do niego sympatią, ale jest dla mnie jakąś kuriozalną decyzją sądu, że za machlojki finansowe urzędników i działaczy największą karę ponosi sportowiec. Najkrócej rzecz ujmując, Polonia zalegała Gollobowi z pieniędzmi, więc ktoś wpadł na pomysł żeby zapłacić mu ze środków otrzymanych z miasta, choć jak wiadomo, jednostki samorządowe nie mogą bezpośrednio wspierać sportu zawodowego. Gollob pieniądze przyjął. Nie wnikam w to czy wiedział skąd one pochodzą, ale wiem jedno: każdy chce mieć zapłacone za swoją pracę. Z tego co można dowiedzieć się z różnych źródeł, nie była to całość zadłużenia. Po sezonie 2003 doszło chyba do największego przekrętu w dziejach polskiego speedway’a. Dotychczasowy klub ze swoimi długami ogłosił upadłość, a nowy twór nie rozpoczynał swojej działalności od najniższej ligi, ale pozostał w najwyższej klasie rozgrywkowej (tutaj chyba też przydałaby się przynajmniej kontrola z ministerstwa). Mimo to Gollob opuścił swoje rodzinne miasto, nie odzyskując zaległości, do których nikt nie chciał się przyznać. Nie wiem jakimi kryteriami kierował się sędzia (niezawisły przecież), że dał symboliczne kary urzędnikom (2000 zł i rok w zawiasach, to jakiś śmiech na sali), a działaczy ukarał podobnie jak Golloba (po 13,5 tys. zł). Była jeszcze kara dla Papy Golloba (18,5 tys. zł), ale tam w grę wchodziły także inne oskarżenia. Tak na marginesie, to jak w Polsce ma być dobrze, jeśli taka oczywista przecież sprawa ciągnęła się sześć lat, a państwo odzyska może 60 tys. zł czyli jak dobrze pójdzie 15% kwoty, nie licząc odsetek.
Nie dziwię się, że „Chudy” nie chce wrócić do Polonii. Podobno jednak obecny prezydent Bydgoszczy coś wspominał o ściągnięciu Tomasza z powrotem do miasta nad Brdą, a sam żużlowiec był zaangażowany w jego kampanię wyborczą. Z drugiej strony Władysław Gollob powiedział w październiku, że byłoby szkoda gdyby jego syn kończył karierę poza swoim rodzinnym miastem. Może jest coś na rzeczy. Póki co Tomek ma ważny kontrakt w Gorzowie jeszcze na dwa sezony, a potem zobaczymy.
Ciekaw jestem czy potrafi powtórzyć jeszcze taki sezon. Wydaje mi się, że lepiej już nie może pojechać. Na razie czas w części wypełniają mu pielgrzymki po Polsce, promowanie książki o sobie i występy w mediach. Bycie celebrytą raczej mu nie grozi, bo choć stał się nieco bardziej otwarty, to jednak zachowuje pewien dystans. Zresztą taka forma funkcjonowania w świecie raczej kończy przygodę ze sportem, o czym już kilku sportowców przekonało się na własnej skórze.