Ostatnio pisałem, że za dużo było wypadków w przedłużony weekend, a wczoraj pojawiła się informacja o najczarniejszej stronie speedway’a. W Gnieźnie zginął młody chłopak, przygotowujący się do zdania licencji. Szok. Ogromna tragedia.
Nie ukoi to w żaden sposób bólu, ale chciałbym złożyć najbliższym młodego żużlowca wyrazy współczucia.
Zawsze w takich momentach następuje chwila zastanowienia. Czy warto uprawiać tak niebezpieczny sport? Jaki jest sens ryzykowania zdrowiem i życiem? Ale z drugiej strony przecież każdy zawodnik ma świadomość niebezpieczeństw, a mimo wszystko niemal codziennie wsiada na motocykl i walczy o kolejne zwycięstwa. Są ludzie kochający ryzyko w granicach określonych pewnymi regułami. Są także tysiące kibiców, zasiadających na trybunach, aby oglądać śmiałków mających odwagę rozpędzać się na krótkim odcinku do ponad 100 km/h, nie posiadając przy tym hamulców.
Trudno określić takie wypadki inaczej niż pech. Cały czas podejmowane są próby zwiększenia bezpieczeństwa (a w zasadzie zmniejszenia niebezpieczeństwa) na żużlowych torach. Dmuchane bandy wymyślone przez Tony’ego Briggsa już wiele razy uratowały zdrowie i życie zawodników, ale są tylko środkiem łagodzącym skutki, bo nie zapobiegają wypadkom. Tutaj akurat dramat rozegrał się dość daleko od bandy i nie mogła ona zapobiec skutkom karambolu. Jedyną możliwością byłoby tak naprawdę zamknięcie torów i zakaz organizowania wyścigów. Czy mimo tej tragedii zgodziłbym się na takie rozwiązanie? Na pewno nie zaakceptowałbym go. Na żużel chodzę od ponad trzydziestu lat, staram się być obiektywnym obserwatorem i jako kibic jestem świadomy (tak mi się wydaje) ryzyka podejmowanego przez zawodników.
To jest punkt widzenia obserwatora z zewnątrz, bo takim przecież jest każdy kibic. Zupełnie inaczej wygląda od strony rodziny. Dla rodziców, rodzeństwa czy małżonki każdy dzień jest stresem. Wątpię żeby można się było do tego przyzwyczaić, bo przecież tu człowiek ścigający się na to torze jest przede wszystkim synem, mężem czy bratem. I w takich dramatycznych chwilach najbardziej szkoda właśnie najbliższych, którym żadne słowa nie zastąpią nieobecności bliskiego człowieka. To co stało się wczoraj być może wpłynie na decyzję innych rodziców odnośnie pozwolenia na uprawianie speedwa’a przez ich synów.
Ważny jest jeszcze aspekt wczorajszego dramatu. Trudno mi sobie wyobrazić, co przeżywa w tej chwili kolega 17-letniego adepta, który uczestniczył w tym wypadku. Także jemu należy się ogromne wsparcie i na pewno gnieźnieński klub zadba o pomoc psychologiczną. Nie wiem czy po tak traumatycznym przeżycie będzie jeszcze chciał wrócić do jazdy na motocyklu.
Chciałbym, żeby był to ostatni groźny wypadek w tym roku.