Przy okazji rodzinnego wyjazdu do Wielkiej Brytanii udało mi się wyskoczyć do Manchesteru i zobaczyć mecz Asów z Rebeliantami z Somerset. Sam przeciwnik gospodarzy miał dla mnie oczywiście mniejsze znaczenie, bo głównym celem było zobaczenie fajnego ścigania na National Speedway Stadium. Czy było ściganie? Było i to całkiem sporo. A możliwości tego owalu są na pewno dużo większe.
Zacznę może od spraw raczej organizacyjnych, które akurat na tym obiekcie trochę mnie rozczarowały. Przede wszystkim nie ma możliwości oglądania zawodów z różnych miejsc, bo obowiązują tutaj miejsca numerowane, a specyfika trybun nie pozwala na wędrówki pomiędzy prostymi startową i przeciwległą. Do tego nie pozwolono mi na robienie zdjęć podczas wyścigów. Z drugiej jednak strony mogłem skupić się na samym oglądaniu wyścigów, a ten tor naprawdę dostarczył mi niesamowitych wrażeń.
Podczas pisania tego tekstu oglądam powtórkę meczu Unia Leszno – Sparta Wrocław, który został uznany za niesamowicie emocjonujący. Jak na ekstraligowe standardy faktycznie był, choć zawodnicy za wszelką cenę starali się zająć jak najlepsze miejsce przy krawężniku. W Manchestrze żaden z uczestników spotkania nie był nigdy uczestnikiem cyklu SGP, a większość obsady zawodów tworzyli zawodnicy kompletnie nieznani w naszym kraju. A mimo to stworzyli naprawdę świetne widowisko. Gdyby tam wpuścić Woffindena, Kołodzieja, Pedersena, Sajfutdinowa czy Kildemanda, to komentatorzy w każdym biegu przeżywaliby chyba… Inaczej mówiąc, straciliby głos jeszcze w pierwszej połowie zawodów.
Ciekawe było przygotowanie nawierzchni – ewidentnie niezgodne z zapisami naszego regulaminu. Przy krawężniku było niesamowicie twardo, a praktycznie cały luźny materiał został zwieziony na część środkową i zewnętrzną. Żeby było ciekawiej, przed rozpoczęciem meczu polewano tylko tę luźną nawierzchnię, dzięki czemu już od pierwszego wyścigu zawodnicy mogą rozpędzać się po zewnętrznej części toru. Przed ostatnim wyścigiem goście prowadzili czterema punktami, a ostatnia gonitwa dostarczyła niesamowitych wrażeń, dzięki pojedynkowi Craiga Cooka oraz Rohana Tungate’a. Prowadził niezagrożenie Max Fricke, ale za nim sytuacja zmieniała się bodajże pięciokrotnie, a goście wygrali dwoma oczkami.
Bardzo ciekawe było zachowanie publiczności, licznie zgromadzonej, gdyż mecz rozpoczynał się o godz. 12, a 1 maja jest w Wielkiej Brytanii dniem wolnym od pracy jako tzw. Bank Holiday. Po każdym biegu oklaskiwano zwycięzców, nawet jeśli byli to goście i nawet, gdy atak gospodarza był odparty dość zdecydowanie.
Zaskoczył mnie zarówno przebieg meczu, jak i wynik końcowy. Poza jednym wyjątkiem, każdy zawodnik Rebeliantów wygrał przynajmniej jeden bieg, podczas gdy Asy praktycznie nie miały wsparcia rezerwowych, a bardzo słaby dzień miał Steve Worrall. Nawet Craig Cook miał problemy z szybkością i choć walczył zawzięcie, to druga część spotkania nie wyszła mu pewnie tak, jakby sam tego oczekiwał. Ogólnie widowisko było zacne i trochę zazdroszczę miejscowym kibicom, że na co dzień mają dostęp do tak dobrego ścigania. Z drugiej strony cieszę się, że poza Polską żużel żyje i ma się dużo lepiej niż nam się wydaje.