W drugiej części zajrzę na stralsundzki stadion, wszak strona poświęcona jest żużlowi. Określenie „stadion” jest użyte zdecydowanie na wyrost, bo jedynie na prostej startowej znajdują się ławki, a reszta czarnego żużlowego toru otoczona jest wałem ziemnym. Niewątpliwie przyjemną częścią pobytu na tym obiekcie jest możliwość posiedzenia sobie na trawie. Do tego zimne piwko (w tym przypadku był to akurat Wernesgrüner) i czegóż trzeba więcej? To jest żużel w czystej postaci (choć człowiek jest czarny od kurzu), nieobciążony naleciałościami ze stadionów piłkarskich.
Nawierzchnia jest bardzo sypka, przez co w upalne dni kurzy się tu niemiłosiernie, a kibice wychodzą brudni niczym górnicy opuszczający kopalnię. Wewnątrz toru znajduje się boisko piłkarskie. Owal jest niestety kompletnie płaski przez co zawodnicy jeżdżą zdecydowanie bliżej krawężnika niż bandy.
Same zawody nie były jakość szczególnie ciekawe ze względu na upał, z którym chyba nie bardzo radzili sobie organizatorzy. Nie chodzi nawet o sprzęt, ale o niezbyt mocne i wybiórcze polewanie nawierzchni. Praktycznie już w drugim biegu po roszeniu wracał kurz. Do tego Szwedzi nijak nie potrafili się odnaleźć na tym owalu, mieli trochę losowego pecha i podjęli walki nawet o brąz. Jeśli z czterech drużyn jedna odstaje na minus, to musi się to odbić na poziomie całego turnieju. I w tym przypadku tak właśnie było. Gospodarze starali się nawiązywać walkę (wygrali nawet kilka biegów), ale mają zdecydowanie najmniej okazji do startów. Ich występ oceniam pozytywnie. Ciekawe jest to, że najskuteczniejszym zawodnikiem gospodarzy był Dominik Möser, którego nie było pierwotnie w składzie – zastąpił kontuzjowanego dzień wcześniej Sandro Wassermanna.
Polacy po dwóch pierwszych nieudanych biegach szybko odrobili straty, a wywalczonego po VII biegu prowadzenia nie oddali już do końca. Tylko raz na torze pokazał się młodzieżowy indywidualny mistrz Polski Daniel Kaczmarek, niełapiący się nawet do składu Unii Leszno. Wystąpił chyba trochę w roli królika doświadczalnego, bo jego występ pokazał wszystkim, że po zewnętrznej nie da się niczego zrobić. W II biegu Kacper Woryna chyba nie dowierzał występowi swojego kolegi i szybko musiał pożegnać się z drugą pozycją. Potem wszystko szło już bardzo przewidywalnie.
Każda z drużyn miała w swoich szeregach jednego uczestnika cyklu indywidualnych Mistrzostwa Świata Juniorów. O ile Bartosz Smektała i Mikkel B. Andersen swoje zadanie wykonali, to Erik Riss, jadący z pozycji rezerwowego, oraz Joel Andersson nie spełnili na pewno pokładanych w nich nadziei. Reprezentacja Trzech Koron nie miała też pożytku ze swojego rezerwowego-kapitana Joel Klinga, któremu nie udało się ani razu przejechać więcej niż 100 metrów.
Warte podkreślenia jest to, że oprócz opiekuna reprezentacji juniorskiej Danii przyjechał także menadżer „dorosłego” zespołu Hans Nielsen. Jeśli będę miał taką możliwość, to za 10 lat chętnie sprawdziłbym, którzy zawodnicy widziani w Stralsundzie są nadal czynnymi żużlowcami, a którzy dostali się lub pukają do światowej czołówki.