Z kilkudniowym poślizgiem zamieszczam zdjęcia zrobione w trakcie meczu Wybrzeża i Sparty. Cóż, zapomniałem do Trójmiasta wziąć kabelka łączącego aparat z laptopem. Bywa i tak.
Patrzę na te zdjęcia i wciąż zaskakuje mnie niska frekwencja na meczu o tak wielką stawkę. Nawet sektor najbardziej zaangażowanych kibiców miał sporo wolnego miejsca, choć z uwagi na przymierze pomiędzy fanami obu drużyn, siedzieli w nim przedstawiciele zarówno Sparty jak i Wybrzeża. Trudno winić ludzi, że nie chcą wydawać swoich ciężko zarobionych pieniędzy na bilety. Problem tkwi zapewne w klubie, bo pomimo posiadania w nazwie potężnego sponsora wyniki są dalekie od dobrych. Chciałem napisać „dalekie od oczekiwań”, ale czy ktoś realnie oceniający żużlową rzeczywistość naprawdę dawał gdańskiemu teamowi jakiekolwiek szanse na wynik chociażby przyzwoity? Ileż razy można oglądać porażki, ileż razy można dawać szansę zawodnikowi, który pozorując atak jednocześnie ogląda się czy nie atakuje go jadący daleko z tyłu początkujący junior? Bodajże dwa dni temu ukazała się informacja, że Lotos przestanie sponsorować żużel w Gdańsku i patrząc na puste trybuny trudno dziwić tej decyzji. Skoro prezes Maciej Polny uważa, że więcej pieniędzy ma z biletów niż od sponsora tytularnego, to albo oszukuje go księgowy, albo faktycznie sprzedał nazwę za jakąś żenującą kwotę.
Oglądając ten pojedynek miałem wrażenie, że wielka nadzieja gdańskiego klubu – Krystian Pieszczek – chyba nie robi takich postępów, jakich można było się po nim spodziewa, patrząc na ubiegłoroczne występy wśród młodzieżowców. Trudno oczekiwać od początkującego przecież juniora, że będzie siłą napędową swojej drużyny, ale jednak wydawało się, że będzie potrafił nawiązywać walkę ze swoimi odpowiednikami z innych ekip. Tymczasem różnie z tym bywa i podobnie jak z kibicami, trudno przyczyny szukać w samym żużlowcu. Występ Marcela Szymko na własnym torze można przemilczeć. Coś dzieje się nie tak w klubie, bo młodzieżowcy Sparty są jak najbardziej w zasięgu młodych gdańszczan.
To co zapamiętam z tego meczu, to bardzo dziwna postawa Jerzego Najwera. Na zdjęciach widać wyraźnie, że kamerzysta TVP stoi bezczelnie w pasie bezpieczeństwa w trakcie wyścigów, a mimo to arbiter puszcza taśmę startową. Pan Najwer już w tym sezonie został odsunięty od sędziowania za wspaniałomyślne szukanie prawdy w meczu pomiędzy Polonią i Falubazem. To co zrobił w Gdańsku według mnie nadaje się do powtórzenia wcześniej podjętych wobec niego kroków. Gdyby doszło do wypadku na prostej startowej, to kamerzysta byłby bez szans w starciu z lecącym motocyklem. I kto wtedy byłby winny? Formalnie sędzia, bo pozwolił przebywać komukolwiek w pasie bezpieczeństwa.
Swoją drogą trzeba się zastanowić nad funkcjonowaniem TVP w polskim żużlu. Fajnie, że można oglądać mecze w telewizji, ale dla kibiców przebywających na stadionie transmisja wiąże się przede wszystkim z idiotycznym oczekiwaniem na pierwszy wyścig, co związane jest oczywiście z emisją reklam telewizyjnych. Ludzie siedzą na trybunach i w sporej części nie mają pojęcia dlaczego żużlowcy nie wyjeżdżają, gdy nad stadionem wiszą ciemne chmury i w każdej chwili może się ponownie rozpadać deszcz.
Dziwny to był mecz. W sytuacji obu drużyn, każda z nich powinna walczyć o trzy punkty, a tymczasem gospodarze robili wszystko, żeby nie zdobyć bonusa, a goście rewanżowali się robiąc wszystko, aby nie wygrać. O co w tym chodzi? Czyżby przedstawiciele obu drużyn byli pewni, że spuszczą do pierwszej ligi? Zaprawdę, wielka jest ich wiara. Poza tym w Częstochowie na jeden mecz przychodzi tyle samo ludzi, co w Gdańsku i Wrocławiu razem wziętych, więc pod tym względem opuszczenie ligi przez Wybrzeże lub Spartę (albo oba te kluby) nie byłoby wielką stratą dla ekstraligowego żużla.
Fajnie, że miałem okazję odwiedzić stadion im. Zbigniewa Podleckiego, ale nie jest to obiekt,na który chciałoby się wracać.