W ramach nadrabiania zaległości zamieszczam zdjęcia zrobione po zakończeniu finału Indywidualnych Mistrzostw Świata Juniorów w Pardubicach. Rozpoczęły się wtedy eliminacje do Złotego Kasku, który jest chyba najstarszym rozgrywanym obecnie turniejem żużlowym.
Zlatá Přilba posiada kilka cech, które ją wyróżniają: tradycję, prestiż, niesamowitą różnorodność oraz bardzo specyficzny system. Mamy 36 zawodników podzielonych na dwie grupy: 24 walczy w eliminacjach (4 grupy po sześciu żużlowców), a 12 jest rozstawionych. Po eliminacjach odpada połowa, ale dołączają zawodnicy rozstawieni i znów mamy rozgrywki grupowe. Dalej awansuje po dwóch najlepszych z grupy i mamy półfinały, a następnie finał pocieszenia oraz wielki finał. Nie jestem przyzwyczajony do oglądania sześciu zawodników na torze i wiele szczegółów wciąż mi ucieka. Ale trening czyni mistrza, bo mam nadzieję, że będę mógł zobaczyć kiedyś całą imprezę.
Nie podejrzewam, żeby Czesi dysponowali jakimś wielkim budżetem, a mimo wszystko potrafią zgromadzić bardzo ciekawą stawkę, wśród której często znajdują się zawodnicy nazywani w naszym kraju „złotówami”. Akurat w tegorocznej edycji zabrakło trochę gwiazd, ale jest to w pewien sposób efekt nieodpowiedzialnej postawy polskich działaczy. Nasza ekstraliga miała zakończyć się 25 września i gdyby tak się stało, to na pewno kilku zawodników ze światowej czołówki dołączyłoby do uczestników pardubickiej imprezy. Chyba nie tylko ja miałem wrażenie, że przy odrobinie dobrej woli można było polskie rozgrywki zakończyć w pierwotnym terminie, bo przecież mieliśmy prawie miesięczną przerwę, a mimo wszystko nie podjęto nawet próby dotrzymania wcześniejszych ustaleń. Dlaczego? Myślę, że jedną z odpowiedzi było to, że najważniejsze rozstrzygnięcia zapadły tydzień przed wyborami, a tym samym były całkiem fajnym uzupełnieniem kampanii. Szkoda, że nasi działacze nie uszanowali tych czterech cech, o których napisałem na początku poprzedniego akapitu. To świadczy przede wszystkim o podejściu do żużla w naszym kraju – liczy się to co jest tu i teraz. Nie myśli się o przyszłości dyscypliny. A szkoda, bo brytyjskie doświadczenia powinny nas wiele nauczyć.
Nie ukrywam, że bardzo cieszyłem się na perspektywę spędzenia dwóch dni w Czechach. Chciałbym kiedyś móc uczestniczyć w pełnej Zlatej Přilbie. Niestety, przesunięcie rozgrywek w Polsce sprawiło, że w niedzielę w Zielonej Górze rozgrywany był finał DMP, a dla całej ekipy, z którą byłem w Pardubicach (i oczywiście dla mnie) Falubaz zawsze będzie miał pierwszeństwo. Może uda się za rok. Cieszę się jednak, że mogłem zobaczyć żużlowców, których nie mam okazji oglądać w innych zawodach. Może jestem dziwny, ale dla mnie możliwość obejrzenia wyścigu, gdy pod taśmą stają Austriak, Słoweniec, Włoch, Fin i Czech jest ogromną frajdą. I to jest właśnie wielka zaleta tego turnieju, że obok żużlowców ze światowej czołówki mogą wystąpić zawodnicy z krajów, gdzie speedway nie jest, delikatnie rzecz ujmując, sportem specjalnie popularnym.
Wielu kibiców uważa, że żużel istnieje dzięki Polsce, a dokładniej pieniądzom, jakie są do zarobienia w kraju nad Wisłą. Otóż wcale nie. Będę się upierał, że pod wieloma względami jesteśmy daleko w tyle za sąsiadami, z których się śmiejemy, oczywiście w żużlowym kontekście. Nie da się uprawiać żużla, jeśli się tego nie kocha. Każdy żużlowiec jeździ przede wszystkim dla przyjemności, bo ryzyko w tym sporcie jest ogromne i każdy wyścig może okazać się ostatnim. Ale żeby jeździć dla przyjemności trzeba przy okazji zarobić i to właśnie dzieje się w naszych ligach. Dlatego nie dziwmy się, że zawodnik w Polsce robi kilka punktów, a gdzie indziej jest czołową postacią. Być może te kilka punktów po prostu mu wystarczą, żeby w innym miejscu czerpać przyjemność z jazdy. Smutne, ale prawdziwe.
W Pardubicach wystąpili reprezentanci aż 15, a jeśli policzyć Rune Holtę jako Norwega, to nawet 16 krajów!!! To jest wspaniała promocja speedway’a. Na trybunach też było kolorowo. Na parkingu dominowały rejestracje niemieckie i czeskie, ale widziałem także austriackie, chorwackie, słoweńskie i polskie. I to jest właśnie wspaniałe, bo pokazuje, że żużel jest dyscypliną żywą. Uwielbiam turnieje w Czechach, bo tam jest tak… nudno. Siedzę sobie przy piwku w dobrym towarzystwie (dzięki któremu tam pojechałem) i po prostu oglądam żużel. Ludzie nie przychodzą po to, żeby się pokazać, śpiewać czy tańczyć. Zwyczajnie siedzą i oglądają zawody. Często to co najprostsze jest najlepsze i tak odnoszę się właśnie do eliminacji Zlatej Prilby. Siedząc na trybunach w Pardubicach nasunęło mi się pytanie: ilu ludzi przyszłoby na stadion np. w Zielonej Górze, gdyby nie było zorganizowanego dopingu. Myślę, że efekt byłby szokujący. Nie mam zamiaru obwiniać w jakikolwiek sposób polskich kibiców. Chcę tylko pokazać różnicę w podejściu do żużla. Poza naszym krajem jest ono mocno piknikowe, co wcale nie oznacza, że gorsze.