Mam bardzo mieszane uczucia z wczorajszego pobytu na stadionie. Nie chodzi o to, że zmokłem, bo dla kibiców nie jest to jakimś wielkim problemem, choć do przyjemności nie należy, ale mam wrażenie, że jednak organizatorzy mogli się lepiej przygotować na zapowiadane opady.
Wciąż nie mogę zrozumieć dlaczego wylano tyle wody na tor. Dla mnie było to kompletne nieporozumienie. Przecież te opady trwały pół godziny, może 40 minut i do oberwania chmury jeszcze sporo brakowało. Dobrze przygotowana nawierzchnia powinna sobie spokojnie poradzić z takim deszczem, oczywiście pod warunkiem, że potrafiłaby jeszcze przyjąć dodatkową wilgoć. Zresztą kiedy deszcz przestał padać tor z trybun wyglądał całkiem przyzwoicie i myślałem, że być może podjęta zostanie próba odjechania tego spotkania. Nie zaryzykowano i akurat o to nie mam pretensji, bo przecież najważniejsze jest bezpieczeństwo. Może na starych tłumikach faktycznie rywalizacja zostałaby rozpoczęta. Nie mam żadnych wątpliwości, że gdyby był to turniej z cyklu SGP, to zawody na pewno by się odbyły.
Wiadomo, że powtórka odbędzie się 30 czerwca. Teraz pozostaje czekać czy w środę zielonogórzanie zachowają się fair i zrobią wszystko, żeby pojechać z Rzeszowem czy znów będziemy mieli żałosną komedię z przekładaniem. Z nowym terminem trafiłem w poprzednim artykule, bo założyłem, że jednak zastępstwo zawodnika ma być zastosowane. To oczywiście wykluczałoby rozegranie zawodów w środę. Gdybym miał coś do powiedzenia, to chciałbym, żeby wszystko odbyło się w sportowej atmosferze, czyli staramy się pojechać z Rzeszowem, a z Gorzowem występujemy już bez „zz”. W końcu chodzi tylko o źle pojmowany prestiż. Trzeba sprawdzić jak spisze się Falubaz w składzie, którym będzie dysponował w play-offach, a nie robić wyniki w obsadzie, której już więcej nie można będzie zastosować. Stal na wyjazdach do tej pory nie prezentowała się jakoś szczególnie dobrze i jestem przekonany, że bez „zz” też sobie poradzimy.
Jako wypełniacze czasu mieliśmy przejazd Macieja Jaworka i przelot samolotu, który od dziś lata z Babimostu (Port Lotniczy Zielona Góra) do Warszawy. Trochę śmiechu wywołała odpowiedź pana Maćka na pytanie o stan toru – „normalny, dobry tor”. Młodzi kibice tego nie pamiętają, ale 30 lat temu na takiej nawierzchni mecz na pewno zostałby rozpoczęty. Jeżdżono na dużo gorszych, błotnistych i często spreparowanych torach. To co działo się w 1986 r., gdy właśnie M. Jaworek zdobył tytuł Indywidualnego Mistrza Polski dziś byłoby nie do pomyślenia. Wtedy sędzia po wejściu tor po prostu się zapadł na dobre kilka centymetrów, a turniej i tak rozegrano. W 1991 r. na koniec sezonu Morawski podejmował Wolverhampton. Wyłożono tam spore pieniądze, a powtórka raczej nie byłaby możliwa z przyczyn obiektywnych. Jeżdżono więc po kałużach i nikt specjalnie nie protestował. Dziś są inne tłumiki, inne opony, inne silniki. I inni zawodnicy.