Na początku sierpnia ukazała się informacja dotycząca zgody na starty jednego żużlowca zagranicznego jako zawodnika młodzieżowego (pod numerami 6-7 lub 14-15) w rozgrywkach PGE Ekstraligi. I znów zrobiło się głośno wokół kryteriów szkolenia polskich juniorów oraz ich szans na rozwój w przyszłości. Dobrze to czy nie? Ciężko powiedzieć, skoro nie bardzo wiem co chcą osiągnąć ludzie zmieniający co kilka lat reguły.
Wczoraj zakończyły się rozgrywki Ekstraligi U24. Wynik nie jest tutaj aż tak istotny, przynajmniej dla mojego artykułu. W sumie w dwumeczu, nie licząc Michała Kroka (dwukrotnie pełnił rolę plastrona), wystąpiło szesnastu zawodników, w tym zaledwie trzech lub czterech wychowanków – zależy jak liczyć Marcela Kowolika, który co prawda zdał egzamin ma licencję „Ż” jako zawodnik Sparty Wrocław, ale licencję 250cc uzyskał jako wychowanek Włókniarza Częstochowa, a pierwsze kroki stawiał w Świętochłowicach. Dalej – pojechało w tychże finałach zaledwie siedmiu Polaków, trzech Duńczyków, dwóch Szwedów, Norweg, Czech, Łotysz i Australijczyk. Jako kibic żużla cieszę się oczywiście z tej narodowościowej różnorodności, ale czy wg podbudowy ideologicznej rozgrywki Ekstraligi U24 nie miały być dopełnieniem procesu szkoleniowego, rozkręconego pod groźbą kar finansowych przez naszą żużlową centralę?
To pytanie niech będzie przewodnim zagadnieniem tego dość przydługiego artykułu. Na początek kilka spostrzeżeń.
1. Jeszcze przed pandemią żużlowa centrala ogłosiła regulamin szkoleniowy, zgodnie z którym każdy klub – pod groźbą kar finansowych – miał szkolić wychowanków zgodnie z ogłoszonym harmonogramem. Pandemia uniemożliwiła co prawda weryfikację i ewentualne nałożenie kar, ale w ubiegłym roku kluby z Leszna, Ostrowa Wlkp. i Gorzowa Wlkp. te kary otrzymały. Za szkolenie niezgodne z harmonogramem.
2. Bodajże 6 sierpnia br. opublikowano rozmowę z prezesem Ekstraligi Żużlowej Wojciechem Stępniewskim, z której wynika, że kwestia startów zawodników zagranicznych jako juniorów jest kwestią przesądzoną, że cofnięte zostaną nakazy szkolenia, a kluby będą miały obowiązek wystawiania pełnych składów w centralnie organizowanych zawodach młodzieżowych. To spora zmiana, niemalże wywalająca w kosmos wymogi z pkt. 1, zgodnie z którymi ukarane zostały kluby najlepiej szkolące młodych zawodników w naszym kraju.
3. Podsumowania, które sam zrobiłem, mówią mi, że w okresie od 1 marca 2022 r. do 1 października 2024 r. regulamin szkoleniowy wprowadził do systemu polskiego speedwaya 100 młodych zawodników w klasie 500cc. W tym samym czasie w klasie 250cc licencję uzyskało 85 młodych żużlowców, z czego 23 zdążyło już w międzyczasie przejść na „dorosłe” motocykle. W sumie więc przez te 2,5 roku do „systemu” dołączyło 162 nowych żużlowców w wieku 12-21 lat. Jeśli dodam (na podstawie prowadzonych przeze mnie statystyk), że w ub. roku w różnego rodzaju imprezach w Europie w klasie 500cc wystartowało w sumie 175 polskich zawodników, to można sobie wyobrazić jak wielką machinę szkoleniową rozkręcono w naszym kraju.
Muszę się zdecydować. Trudno mi teraz narzekać, że szkoli się młodzież, skoro kilka lat temu narzekałem, że tej młodzieży się nie szkoli. Jednocześnie czuję, że w tym procesie jest coś dziwnego czy może niewłaściwego. Nie potrafię znaleźć odpowiedniego słowa i nie bardzo wiem jak mam to ocenić.
Kiedy spojrzę na zmiany poczynione w systemie szkolenia, to coś zaczyna mi świtać. Nie powiem, że zaczynam to rozumieć, bo nie wiem jakie są prawdziwe założenia pomysłodawców tych wszystkich zmian. Pomimo jednak pozornej sprzeczności działań, to co wydarzyło się w ciągi ostatnich 7-8 lat zaczyna mi się jakoś układać w całość. Kiedyś wydawało mi się, że są to działania wybitnie krótkookresowe, bez konkretnego pomysłu, próbujące reagować na wyniki poprzednich działań. Teraz mam wrażenie, że jednak jest w tym wszystkim jakaś spójność, jakaś idea. Czy celem ma być wsparcie czarnego sportu jako dyscypliny? Aż tak optymistycznie nastawiony nie jestem, ale podkreślam, że oceniam działania wdrożone bez znajomości przyjętego celu.
W tym miejscu jest pora na mój bardzo subiektywny komentarz. Nie mam wątpliwości, że PGE Ekstraliga jest przede wszystkim przedsięwzięciem komercyjnym. Głównym jej celem jest – co oczywiste przy tym założeniu – przynoszenie zysków. Idąc dalej mogę spokojnie założyć, że nikt tutaj nie działa w ramach wolontariatu. Wokół całego projektu, oprócz wąskiego kręgu ludzi zarządzających i czerpiących zyski, pięknie usadowili się mniejsi ludzie, chcący uszczknąć dla siebie kawałek tortu, przynosząc jakieś korzyści właścicielom spółki, a co za tym idzie, także właścicielom samych rozgrywek. Transmisje z meczów mają się dobrze sprzedawać, bo oferta jest skierowana przede wszystkim do kibiców telewizyjnych. Pełne trybuny są zwyczajnie częścią wizerunku, więc jest to jakaś wartość dodana, ale przekładająca się na bezpośrednie zyski tylko wtedy, gdy kibice wykupią subskrypcję. Myślę, że warto o tym pamiętać.
Wrócę do szkolenia. Przypomnę jeszcze jedną kwestię. Z moich ubiegłorocznych statystyk (dotyczących żużla w Europie) wyszło, że juniorzy stanowią prawie 63% procent wszystkich polskich żużlowców. W tym roku ten odsetek jest zapewne jeszcze wyższy. Może się wydawać, że przy tak mocno rozdmuchanym szkoleniu cały nacisk pójdzie na promowanie polskich młodzieżowców. Jak w tym kontekście wygląda decyzja o możliwości startowania zawodnika zagranicznego jako juniora w rozgrywkach PGE Ekstraligi?
Tym co mnie zaskakuje są głosy krytykujące możliwość startu zawodnika zagranicznego jako juniora, pochodzące z wewnątrz żużlowego środowiska. Nie oceniam samego rozwiązania (przynajmniej nie w tym miejscu). Skoro decyzja i tak została podjęta i to prawdopodobnie sporo czasu temu, to czy wpływ ludzi obecnych w żużlu grubo ponad 20, takich jak np. Mariusz Staszewski czy Krzysztof Cegielski jest niemal dokładnie żaden? A może oni są zaskakiwani kolejnymi zmianami nie mniej niż zwykli kibice? Nie wiem.
Wiem natomiast, że masowe szkolenie, które nie jest przecież celem samym w sobie, ma sens tylko wtedy, gdy młodzi zawodnicy mają możliwość częstych startów. Chodzi oczywiście o to, żeby w przyszłości mieć z czego wybierać, co finalnie za kilka lat ma nam dać zawodników reprezentujących dobry poziom. Ta „górka” z programu szkoleniowego nie weszła jeszcze w wiek seniorski, więc aktualnie zmagamy się z problemem polegającym na tym, że w grupie wiekowej 22-24 lata mamy coraz mniej żużlowców. Pomóc miało gwarantowane miejsce w składzie, pomóc miały rozgrywki Ekstraligi U24, ale nie pomogły. Różnego rodzaju przywileje działają tylko do pewnego momentu, a do dorosłego żużla i tak przechodzą chłopacy mający sponsoring, doświadczenie w walce z najlepszymi i dużo samozaparcia. Potrzebnego w dorosłym speedwayu doświadczenia nie zdobędzie się startując cały czas z tymi samymi rywalami na tych samych torach, a tak właśnie wygląda nasza polska żużlowa rzeczywistość szkoleniowa. Statystyki, które zgromadziłem za ubiegły sezon jasno pokazały mi, że polscy żużlowcy do 24 lat, którzy nie szukają startów na torach zagranicznych, właściwie nie przechodzą do prawdziwie dorosłego żużla. Na ten luksus mogą sobie pozwolić tylko ci, którzy mają status gwiazd w swoich klubach i mogą dyktować warunki działaczom klubowym. Cała reszta ma tyle obowiązkowych zawodów organizowanych przez centralę, że o regularnych startach na torach zagranicznych nawet nie mają co marzyć. Tym bardziej, że te starty wymagają zgody polskiego klubu, a oferta zawodów z roku na rok się kurczy. Nie jest to może jakiś dramatyczny spadek, ale coraz trudniej – przy tak rozpędzonym szkoleniu i obowiązkowych startach w Polsce – jest znaleźć czas na uczenie się speedwaya zagranicą. Trochę to zaczyna wyglądać ja ferma kurczaków, goniona z kąta w kąt. Dba się o z góry określone pojedyncze perełki, a cała reszta – bez większych szans na coś więcej niż zawody młodzieżowe – zostaje w końcu zostawiona samym sobie.
Warto zauważyć jeszcze jedną kwestię. Zawodnik zdobywający licencję w wieku 15 lat pozostaje juniorem przez 6 kolejnych sezonów. Nie wiem czy wszyscy zdają sobie z tego sprawę. Ale przy takich nakazach szkolenia, jakie zostały opracowane w Polsce, nie ma zwyczajnie szans na umożliwienie sensowych startów wszystkim młodym żużlowcom. I dokładnie w tym miejscu dotarło do mnie, że prawdopodobnie właśnie osiągnięto założony wcześniej poziom młodych zawodników, umożliwiający przejście do kolejnego etapu.
Dotarło do mnie coś, czego wcześniej nie zauważałem. Wszystkie te regulacje opracowują ludzie doskonale znający to środowisko i mechanizmy jego działania. Kary dla trzech klubów – choć obiektywnie niesprawiedliwe – dają właściwie pewność, że kluby nie podejmą ryzyka działania na własną rękę.
W czym ma zatem pomóc wprowadzenie zagranicznego juniora? Jeśli utrzymany zostanie limit trzech obcokrajowców w podstawowym składzie, to siłą rzeczy jedno miejsce więcej dostaną polscy seniorzy, czyli zawodnicy, którzy najbardziej ucierpieli na wszystkich zmianach dokonanych w regulaminie w ciągu ostatnich kilkunastu lat. Tyle, że wcześniej to oni byli oczkiem w głowie prezesów i zarabiali niemało kosztem juniorów, nie wnosząc najczęściej niczego konstruktywnego do jakości meczów. Czy przyjęta strategia pozwoli na uniknięcie wcześniejszych błędów, które wynikały w dużej mierze z wprowadzenia Kalkulowanej Średniej Meczowej (KSM), czyli płacenia za przeciętność? Nie wiem.
Wygląda na to, że cały proces został w naszej centrali rozpisany na wiele lat. Najpierw zabezpieczono odpowiednio dużo liczbę juniorów, rozkręcono szkółki w kilku ośrodkach, które pewnie będą nadal działać i wypuszczać na rynek kolejnych wychowanków. Teraz szykuje się etap zwiększenia popytu na polskich seniorów, ale bez jakiejś wielkiej rewolucji. Skoro mamy dwadzieścia klubów, to może oznaczać miejsce w składzie dla co najwyżej dwudziestu kolejnych seniorów. Dzięki wtorkowym meczom Ekstraligi U24 odciągnięto młodych Duńczyków od meczów szwedzkiej Elitserien i mam wrażenie, że to też był jeden z ważnych celów, czyli działanie proekstraligowe, ale bez oficjalnego blokowania startów w innych ligach. Przyznam, że to sprytne podejście.
Mamy jednak wyraźny kierunek szwedzko-brytyjsko-duński polskich seniorów. Sporo zawodników zagranicznych wróciło na angielskie tory. Ciekaw jest jaka będzie reakcja. Póki co mamy kwestie finansowe dotyczące Jasona Doyle’a, ale myślę, że ogarnięci ludzie w polskiej centrali wiedzą, że potrzebują gwiazd, zawodników rozpoznawalnych. Kary finansowe mogą spowodować odwrót od polskiej ligi i wątpię, żeby na dłuższą metę były rzeczywiście egzekwowane.
Niby odszedłem od początkowego tematu, więc warto przypomnieć pytanie. Czy rozgrywki Ekstraligi U24 miały być dopełnieniem procesu szkoleniowego, rozkręconego pod groźbą kar finansowych przez naszą żużlową centralę?
Cóż, wygląda na to, że na bazie aktualnych spostrzeżeń odpowiedź brzmi: nie. Te rozrywki najwyraźniej z założenia miały promować zawodników zagranicznych, którzy w przyszłości będą uzupełniać miejsca po starzejących się gwiazdach. Dlaczego?
Na koniec kolejne moje odkrycie, choć pewnie wielu kibiców dużo wcześniej to zauważyło. Największymi hamulcowymi zmian są… działacze klubowi. Nie eksperymentują, skupiają się na starych nazwiskach. Nawet bez znajomości treści kontraktów widać, że zawodnicy z nazwiskiem mają gwarancje startów, choć ich wartość dla drużyny jest nierzadko bardzo wątpliwa. Ostatnie głośno komentowane wydarzenia w Stali Gorzów w dużej dotyczą dokładnie tego tematu, podobnie zresztą jak kryzys we Włókniarzu i podobno zadowolenie z sezonu w Falubazie, który utrzymał się w lidze dopiero po… ostatnim wyścigu sezony zasadniczego.
W sumie to jest ciekawe odkrycie. Właściciel rozgrywek powołuje spółkę działającą komercyjnie, której udziałowcami są kluby uczestniczące w tychże rozgrywkach, mające w sumie mniejszość głosów. Właściciel rozgrywek chce sobie zapewnić zyski na przyszłość, a największymi jego wrogami są współwłaściciele powołanej przez niego spółki, skazani na wszystkie zmiany wprowadzane bez ich zgody. Grubo…
Szkoda, że cała ta zabawa bogaczy rykoszetem uderza w prowincjonalny speedway, powodując jego zanik…
Jedno jest pewne, największymi beneficjentami EU24 są zawodnicy zagraniczni którzy nareszcie nie muszą jeździć w ligach zagr. co zauważa sam autor tekstu. Wielu o tym wspominało w wywiadach, nikt się chyba nawet z tym nie kryje.
Do jednej rzeczy się „przyczepię”. Do gadki pt. „Jest taka i taka ilość klubów i taka i taka ilość miejsc dla zawodników”. Wiem o co Panu chodziło, ale w innych wypowiedziach ludzi widzi się to jako problem po prostu. I unika się w takim razie szkolenia, mówi się, że nie potrzeba tylu żużlowców itd. No kurde, nie ma raju bez węża, tak już ten sport działa (jak i każdy, w innych to jest chyba gorzej), że w wyścigu startują wszyscy a dojadą nieliczni. Trudno, dosłownie nie da się inaczej. Komuna się skończyła i niestety za tym idą też straty finansowe prywatnych podmiotów (rodziców zazwyczaj bo kto w wieku 16,18 czy nawet 22 lat ma siana na te sprzęty) ale jak to inaczej zrobić żeby była konkurencja? Pomogłoby gdyby było bardzo dużo speedwaya półamatorskiego ale takiego poważnego. To trochę jak z piłką. Bywa że młody chłopak ma ambicję na Ekstraklasę ale kończy w IV lidze i do 35 roku życia bawi się piłką na niskim poziomie ale jest wesoło. Czasem bywa że dzięki szczęściu, dobremu meczu w woj. Pucharze Polski wskoczy wyżej w wieku np. 26 lat. Czy to u nas możliwe? Chyba nie. Amator żużlowiec to raczej człowiek po 30 który ma na tyle kwitu, żeby kupić se sprzęt IV młodości i dla jaj jeździć po torze albo emeryt co to w 05′ jeździł w GP Long track i ciągnie pasję. Żadna rezerwa dla zawodowców. A dla klasy i prestiżu dyscypliny jest potrzebne jak najwięcej konkurentów.
A jaki byłby potężny speedway gdyby uprawiało go nie 2 tysiące ludzi a 50 tysięcy? I w małych miastach typu Wąbrzeźno albo Pułtusk odbywałyby się 3 zawody w roku? Haha to dopiero wizja. Dla porównania piłkę uprawia u nas ok. 400 tys. osób a klubów piłkarskich w ramach PZPN mamy ponad tysiąc.
Ale ta wizja z futbolu to fantazja a życie jest życie. I musimy je kochać takim jest bo innego nie mamy. Więc wsiadajmy w pociągi, autokary i samochody aby pędzić na żużel. Pozdrawiam!