Lendava

Tor w Lendavie leży poza miastem i formalnie nawet w jego nazwie pojawia się wioska Petišovci. Przy okazji żużlowych wycieczek lubię wypić na stadionie lokalne piwo. Skoro wybrałem taką przyjemność, to jego konsekwencją był spacer polną ścieżką wzdłuż rzeczki Ledava. Zaczynało się asfaltową drogą dla pieszych i rowerów, ale większość była już mniej cywilizowana. Podczas spaceru było całkiem przyjemnie.

Towarzyszyły mi kaczki, łabędź, pustułka, trzciniaki, trochę szpaków i dwie wrony, a do tego mnóstwo niebieskich ważek.

Na miejscu okazało się, że sprzedawany Velkopopovicky Kozel, czyli nie dość, że piwo koncernowe, to jeszcze do tego czeskie, a nie słoweńskie. Muszę jednak przyznać, że i tak było to arcydzieło piwowarstwo w porównaniu z bezsmakowym lagerem Laško, którego piłem do obiadu. Cóż, nie sprawdziłem słoweńskiego asortymentu w tym zakresie, a już po powrocie dowiedziałem się, że w tym kraju raczej nie można spodziewać się za wiele w dziedzinie piwa.

Skoro piechotą przyszedłem, to w ten sam sposób musiałem też pokonać powrotne 4 km, wracając w zupełnej ciemności przez pole. Na szczęście bateria w telefonie wytrzymała i mogłem korzystać z latarki, dzięki której cokolwiek widziałem. Na szczęście mieszkające w okolicy zwierzęta nie widziały we mnie zagrożenia, choć coś się spłoszyło w kukurydzy. Ciekawe doświadczenie. Następnym razem… znów pójdę piechotą

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *