Dzięki transmisji na antenie TV Sport mogłem obejrzeć turniej eliminacyjny do tegorocznego cyklu Grand Prix w wyścigach motocyklowych na lodzie. Mam wątpliwości jak brzmi oficjalna międzynarodowa nazwa tej dyscypliny, bo organizatorzy twierdzą, że ice racing, a na stronie FIM można przeczytać, iż jest to jednak ice speedway.
Problem ma naturę raczej kosmetyczną. Spotkałem się jednak z przypadkami, że nasi krajowi kibice mylili ice speedway z wyścigami, w których startują zawodnicy z klasycznego speedway’a, jadąc ślizgiem kontrolowanym po lodzie. Różnica jest kolosalna, bo przecież są to dwie zupełnie różne dyscypliny sportu, rozpoczynając od sprzętu i ubioru, a kończąc na prędkości i technice jazdy. Organizowane kilka razy w trakcie przerwy zimowej turnieje z udziałem krajowych żużlowców są zabawą zarówno dla nich, jak i dla kibiców. Otrzymałem od redakcji jednego z portali sportowych link do relacji z 10 Jubileuszowej Gali Lodowej Sławomira Drabika w Częstochowie, więc sprzedaję go dalej. Trzeba się uzbroić w cierpliwość ze względu na reklamy, ale poza tym jest w porządku. Te wyścigi, to taki przerywnik, ciekawostka i tak je traktuję. Gdybym dostał propozycję pojechania na taki turniej, chyba jednak odmówiłbym, bo szczerze mówiąc jest to prawdopodobnie jedyna forma speedway’a, która na razie do mnie nie trafia. Gdy mam okazję, to jednak zdecydowanie bardziej wolę udać się na prawdziwy ice speedway.
Oglądając w telewizji sobotnie zawody z Sanoka można było mieć przez długi czas wrażenie, że turniej jest zwyczajnie nudny. Organizatorzy chyba mieli pewne problemy z torem, bo widać było, że słabszym i przeciętnym uczestnikom jazda sprawiała dużą trudność. Poza tym swoją specyfikę ma też system eliminacji do walki o mistrzostwo świata. Tutaj nie ma przywilejów i nawet Nikołaj Krasnikow, będący od kilku lat królem tej dyscypliny, musi przejść przez rundę kwalifikacyjną. Jednak ponieważ zawodników jest niezbyt wielu, a liczba uczestników finału z jednego kraju jest ograniczona do sześciu, to w turniejach takich jak sanocki spotykają się najlepsi na świecie z prawdziwymi amatorami, startującymi wyłącznie dla przyjemności. Dużą rolę odgrywa także geometria owalu. Chyba tylko w Rosji i Szwecji są obiekty nie będące jednocześnie torami do łyżwiarstwa szybkiego. Trudno się dziwić, bo przecież budowa toru dla jednej imprezy w roku jest nieopłacalna. W wymienionych krajach jest nawet liga dzięki czemu Rosjanie dzielą i rządzą, wyprzedzając rywali o lata świetlne, ale już reprezentanci Trzech Koron nie zdołali w ubiegłym roku wywalczyć nawet brązowego medalu DMŚ, ustępując jeszcze Austriakom i Czechom.
Mniejszą rolę niż w klasycznym speedway’u odgrywa tu pogoda, oczywiście pod warunkiem, że nie jest za ciepło. Jeśli organizatorzy przygotują wystarczająco grubą warstwę odpowiedniego lodu, to deszcz nie jest tu problemem, bo kolce dają ogromną przyczepność i dopóki zawodnik utrzymuje się na motocyklu, to nie ma mowy o jakimkolwiek poślizgu. Zresztą dwa lata temu w Berlinie padał deszcz, a temperatura przez cały dzień była na plusie i nie jakoś szczególnie nie przeszkadzało to zawodnikom. Tylko kibice musieli bardziej dbać o kufle.
Ciekawe co by było, gdyby także w klasycznym speedway’u system eliminacji i mistrzostw był zamknięty w jednym roku. Trudno byłoby w ciągu dwóch czy trzech tygodni przeprowadzić około dziesięciu turniejów (nie licząc kwalifikacji krajowych) wyłaniających najlepszą piętnastkę, ale nie jest to na pewno niemożliwe. Mogłoby się to odbyć kosztem jednego turnieju w Polsce, bo trzy to i tak zdecydowanie za dużo. Sprawę trochę komplikuje także marcowy wyjazd do Nowej Zelandii, ale tu rozwiązaniem byłoby przesunięcie go na koniec sezonu, gdy zawodnicy pokończyliby już rozgrywki ligowe w Europie. Ciekaw jestem jak bardzo skład cyklu różniłby się od obecnego, który oparty jest o eliminacje przeprowadzane w sezonie poprzednim, a więc niejako miejsce jest przyznawane nie za aktualną formę, ale za zasługi. Można sobie pogdybać, bo to nic nie kosztuje. Mam jednak wrażenie, że różnica byłaby zauważalna, co być może wpłynęłoby na poziom cyklu.
Jeśli wszystko się dobrze poukłada, to jest szansa, żeby znów rozpocząć sezon wyjazdem do Niemiec. Tym razem w grę wchodzi już nie tylko Berlin, ale także Drezno, bo choć w tym roku mistrzostwa świata omijają wschodnie Niemcy, to są tam rozgrywane turnieje z cyklu „Golden Spikes” (zawodnicy spoza Rosji) oraz prestiżowe zawody indywidualne i parowe. Marzy mi się także wyjazd na tor trawiasty, ale to już ze względu na spore odległości musiałaby być wycieczka dwudniowa. Ale marzyć można…