Nasz najlepszy żużlowiec, ikona polskiego speedway’a, człowiek, którego znają nawet w redakcji sportowej Telewizji Publicznej zrezygnował ze startu w finale Indywidualnych Mistrzostw Polski. Oficjalnie jest chory.
Liczyłem, że Tomasz Gollob nie posłucha rad swojego pracodawcy i, jak przystało na prawdziwego sportowca, stanie na starcie najważniejszej krajowej imprezy, gdzie będzie bronił zdobytego w ubiegłym roku tytułu. Uznał jednak, że na chwilę obecną najważniejszą dla niego sprawą jest walka o mistrzostwo świata. Jest to oczywiście jego prawo. Jaki jest jednak sens brania udziału w eliminacjach, jeśli potem rezygnuje się z finału? Podobnie rzecz ma się z Jarosławem Hampelem, który nie przyjechał na czwartkowy turniej o Złoty Kask do Częstochowy. Wiadomo, że obaj mają ogromne szanse na medale mistrzostw świata, ale czy jest to powód żeby obniżać poziom najbardziej prestiżowych zawodów w Polsce? Przyznam, że nie spotkałem się wcześniej z sytuacją żeby którykolwiek z zawodników mających szansę na podium cyklu Grand Prix odpuszczał sobie krajowy czempionat.
Ponieważ już wcześniej pojawiły się głosy fachowców, że T. Gollob powinien zrezygnować z zielonogórskiego turnieju, pojawia się pytanie: czy podjął tę decyzję samodzielnie czy może posłuchał rad ludzi, którzy się znają? Wczoraj prezes Stali Gorzów, Władysław Komarnicki stwierdził, że jego zawodnik ma już osiem tytułów, więc nie musi udowadniać, że jest najlepszy. Problem w tym, że pan Władek często mówi akurat to, co jest dla niego wygodne. Przecież Gollob ma już siedem tytułów Drużynowego Mistrza Polski, więc po co jeszcze jeździ w lidze? Trzykrotnie zdobył Drużynowy Puchar Świata, więc po co startował znów w tym roku. Ciekaw jestem czy pan Komarnicki mówiłby tak samo gdyby Stal walczyła o złoto. W zasadzie odpowiedź jest jasna. Nie wyobrażam sobie go mówiącego – „Tomku, odpuść mecz, bo przecież walczysz o mistrzostwo świata”. Wtedy pewnie GP byłoby tylko przeszkodą, a zawodnik choćby nie wiem co się działo, miałby zapier…., bo pan prezes będzie niezadowolony i znów zapyta: kto to jest Gollob? Słuchanie takich idiotycznych opinii podnosi tylko ciśnienie. Wiadomym jest, że jednym z głównych powodów rezygnacji jest fakt, że turniej odbywa się w Zielonej Górze. Zresztą prezes Stali wcale tego nie ukrywał. Trzeba przyznać, że dostał do ręki sporo argumentów, a wśród nich stan toru podczas ostatniego meczu z Betardem. Jednak przedstawianie rywali z toru jako wrogów chcących za wszelką cenę wygrać jest przegięciem i świadczy o poziomie pana prezesa.
To jednak była tylko opinia jednego człowieka. Dziś niestety pojawił się oficjalny komunikat mówiący o tym, że T. Golloba nie zobaczymy. Oczywiście musiał być oficjalny powód, więc okazało się, że jest… chory. Żenujące przedstawienie. Jeśli faktycznie wybrał start w GP, to mógł o tym powiedzieć wprost i ponieść konsekwencje swojej decyzji, a nie szukać jakichś kombinacji. To nie przystoi zawodnikowi z takim dorobkiem. Jest doskonałym żużlowcem i trudno się z tym nie zgodzić, ale za dużo jest w tym roku kontrowersji wokół jego sposobu dochodzenia do celu. Uznaję to co osiągnął, ale mój szacunek dla niego jest już w wersji szczątkowej.
Często podnosi się temat tego co stało się 18 września 1999 roku. Chodzi oczywiście o feralny wypadek podczas finału Złotego Kasku we Wrocławiu. Wiele osób uważa, że kontuzja odebrała T. Gollobowi tytuł mistrza świata. Taka opinia jest lekkim nadużyciem, bo przed decydujący turniejem miał zaledwie cztery punkty przewagi nad Tony Rickardssonem. Wówczas był kompletnie inny system punktowania. Zwycięzca pojedynczego turnieju dostawał aż pięć punktów więcej niż zdobywca drugiego miejsca, tak więc Szwed w przypadku triumfu nie musiałby się oglądać na Polaka. Tony rzeczywiście wygrał, a Tomek nie miał szansy na to, żeby o tytuł powalczyć. Dla ścisłości trzeba jednak dodać, że feralna sobota była dziesiątym z kolei dniem, w którym T. Gollob startował, a zmęczenie mogło być jedną z przyczyn wypadku.
Decyzja T. Golloba źle wpływa na opinię o polskim żużlu. Najbardziej prestiżowe imprezy zostają lekceważone przez zawodników. Popatrzmy na Adama Małysza. W skokach narciarskich osiągnął niemal wszystko, a mimo to nigdy nie opuścił mistrzostw Polski, choć tytułów ma już ze dwadzieścia.
Pan Tomek był zdrowy i siedział w swym domku.
Zadzwonił pan Władek – jak się czujesz Tomku?
Dobrze panie Władku. Plany mam napięte,
Bo już w tę sobotę mistrzem Polski będę.
Ależ drogi Tomku, nie jedź do Zielonej,
Przecież już za tydzień możesz być czempionem.
Zadumał się Tomek, aż rozbolał brzuszek.
Chyba jestem chory, więc jechać nie muszę!
To jest dobry pomysł, Tomek teraz powie.
Taki sprytny fortel, to tylko w Gorzowie.
Ale panie Władku ważna jest dyskrecja.
Sobotę odpuszczam, a we wtorek Szwecja.
wierszyk: majstersztyk 🙂