Moje prywatne podsumowanie sezonu 2024

Przed każdym sezonem robię jakieś plany lub przynajmniej przymierzam się do wyjazdów, do poznawania nowych obiektów, obserwowania zawodów, ludzi, organizacji imprez. Nie ma co się oszukiwać. To był dla mnie bardzo dobry sezon pod wieloma względami.

Od kilku lat główną imprezą dla mnie jest pardubicka Zlata Prilba wraz z całym trzydniowym weekendem. Nie inaczej wyglądała sytuacja w tym sezonie. Bilety kupiłem jeszcze grudniu i fajnie, że po raz kolejny udało się svitkovski stadion odwiedzić w mniej więcej stałym składzie i obejrzeć całkiem fajne zawody, pomimo niezbyt sprzyjających prognoz pogody. Zgrana ekipa, fajnie spędzony czas. Czekam na informacje o przyszłorocznym terminie 🙂

Cieszę się, że udało mi się zobaczyć półfinały SGP3, czyli zawodników jeżdżących na motocyklach o pojemności 250cc. Przyjechali zawodnicy z wielu krajów. Oprócz oczywistych państw, jak Polska, Dania, Szwecja czy Wielka Brytania, byli także żużlowcy z Estonii, Włoch, Słowenii, Ukrainy, Węgier, Norwegii. Coś pięknego. Wiem, że jeśli już szkoli się tam zawodników, to często jest jeden czy dwóch chłopaków, ale dobrze, że jest narybek, że są nowe twarze. Cieszę się także, że pojechałem do Debreczyna na mistrzostwa Europy właśnie w tej klasie. Pomimo wielkiego upału tor był dobrze przygotowany i kibice mogli zobaczyć sporo walki. A do mnie w końcu dotarło, że to nie jest jakaś inna dyscyplina, ale prawdziwy żużel, ze wszystkimi jego radościami, dramatami i ogromem ciężkiej pracy.

Chciałem wreszcie zobaczyć mecze niższych lig w Niemczech i w Danii i to też w końcu mi się udało. Speedway Team Cup (Wittstock), Speedway Liga Nord (Wolfslake), 1.Div oraz 2.Div (oba turnieje w różnych terminach w Esbjerg).

Dzięki prezentowi od mojej kochanej Żony na 50-te urodziny, pojechałem do kraju Hamleta i odkryłem ten duński speedway – niższe ligi i zawody U21. To jest rewelacja. Do tego niełatwe tory. Chciałbym tam wrócić. Odkryłem spokojną jazdę po duńskiej prowincji, bo żeby dojechać do niektórych obiektów trzeba dość mocno zjechać z asfaltowych dróg. Dojeżdżając do toru formalnie określanego jako Silkeborg musiałem przejechać nawet przez specjalne przejście dla krów i to właśnie ciekawskie krowy były tam jedynymi towarzyszkami. Oprócz żużla zobaczyłem także kurhany i kamienie runiczne, mające ponad 1000 lat. Odkryłem, że Dania wcale nie musi być równiną, że są tam tereny pagórkowate, przejeżdżałem obok winnicy, spałem w Ribe – najstarszym duńskim mieście. Mam nadzieję, że uda mi się jeszcze kiedyś do Danii wrócić.

Po wielu latach wróciłem na obiekty w Ludwigslust, Teterow, Wolfslake i Wittstock. Niewiele się tam zmieniło. To wciąż ulubiony przeze mnie prowincjonalny speedway ze wszystkimi jego urokami i specyfiką, do którą trzeba po prostu zaakceptować, jeśli chce się taki speedway oglądać.

Bardzo się cieszę, że po bodajże sześciu latach wróciłem do Czech na lokalne zawody. Puchar Czech i 1. Liga mają swoją specyfikę. Tam czas płynie zupełnie inaczej niż u nas, choć czeska godzina też ma podobno 60 minut. To jest plocha draha, której wielu z polskich kibiców nie zrozumie. Tam też zawodnicy chcą oczywiście wygrać, ale liczy się przyjemność z jazdy. Poziom speedwaya w Czechach obniżył się wyraźnie. Pandemia spowodowała, że spora część seniorów, którzy pewnie tak czy inaczej bili się z myślami czy karierę kontynuować, zrezygnowała z żużla. Jest spora grupa młodych, ale oni musieliby wyjść gdzieś w świat, uczyć się innego speedwaya, a to wszystko nie jest takie proste. Pytanie oczywiście czy tak naprawdę chcą stamtąd wyjść, bo mam wrażenie, że odpowiedź wcale nie jest taka oczywista. Klimat u naszych południowych sąsiadów mi odpowiada i mam ogromną satysfakcję, że udało mi się tam wrócić. Mam wrażenie, że tam standardowe spojrzenie n speedway nie ma racji bytu. Tam sama możliwość obserwowania jest przyjemnością, i nie wykluczam, że wielu tamtejszym zawodnikom w zupełności wystarcza fakt, że mogą się we własnym kraju ścigać. I jeśli tak uważają, to jest to ich święte prawo. A tor w Divisovie, gdzie w tle rosła kukurydza, ma swój absolutnie niepowtarzalny urok. Ciekawe co będzie rosło na polu w przyszłym sezonie i jakie będzie tło za pierwszym łukiem?

Do tego wycieczka do holenderskiego Veenoord, przez duński Esbjerg i wszystko w ciągu jednego dnia. Ekstremalna rozrywka, zwłaszcza stojąc w korku w Hamburgu i patrząc na zegarek, na którym czas wtedy płynie znacznie szybciej. A jednak udało się. Absolutny folklor, swego rodzaju dożynki, na których zbiera się spora część mieszkańców. No i wypad do St. Johann oraz Lonigo, choć jeszcze dzień przed wyjazdem mieliśmy jechać do Krsko. I znów się udało. Do tego możliwość odwiedzin w Terenzano. Te trzy ostatnie obiekty łączy alpejskie tło, choć oczywiście w Austrii jest ono najbardziej spektakularne.

Udało mi się na wielu obiektach spotkać ludzi, których poznałem albo przez internet, albo spotkałem wcześniej na żużlowych stadionach. To jest bardzo ciekawy temat, bo generalnie jestem samotnikiem, a mimo wszystko te spotkania są zwyczajnie bardzo przyjemnym doświadczeniem.

W sumie udało mi się obejrzeć żużel w klasach 500, 250 oraz 80-125 na osiemnastu obiektach w ośmiu krajach. W tym roku był to oczywiście przede wszystkim klasyczny żużel, ale także long track, sidecary, miniżużel. Myślę, że to całkiem ciekawy wynik. Nie przypuszczałem, że ten sezon będzie tak intensywny. Nie da się ukryć, że w części wyjazdowej najczęściej występują dwa sformułowania: „cieszę się” i „udało się”. Gdyby ktoś się pytał, to właśnie tak ostatnie kilka miesięcy oceniam.

Gdybym miał wybrać którąś z imprez jako porażkę, to zdecydowanie były to zawody kobiet zorganizowane pod egidą FIM i szumnie nazywane mistrzostwami świata. Zdecydowanie nie jest to moja bajka. Kilka z zawodniczek widziałem wcześniej i później i wydaje mi się, że zjadł je stres, a swoje dołożył także stan toru w Teterow. Cóż, kolejne doświadczenie.

Mam znów w domu nowe programy, które przywiozłem z wyjazdów, a przecież tak naprawdę wcale ich nie zbieram. Leżą sobie w szufladzie i czekają na coś, tylko jeszcze nie wiem na co. Taka to pamiątka z wojaży.

Z innej beczki. Drugi rok z rzędu udało mi się poprowadzić całosezonowy terminarz. Dzięki temu byłem w miarę na bieżąco z rozgrywaniem imprez w Europie i dowiadywałem się o zmianach dat i ciekawostkach, o których wcześniej nie miałem pojęcia. To co działo się w drugiej połowie sezonu w Niemczech zakrawało na lekką paranoję, gdy mało która impreza rozgrywana była w pierwotnie zakładanym terminie. I nie chodziło o problemy z pogodą. Kompletnym odlotem była Bundesliga, składająca się z dwóch drużyn. Po rundzie zasadniczej… wszystkie ekipy zakwalifikowały się do finału. Quo vadis, czy może raczej куда идешь niemiecki speedwayu?

Chociaż nie rozszerzałem terminarza o uzupełnianie wyników, to dużo więcej czasu poświęciłem na znalezienie informacji o tym czy imprezy Norwegii, Finlandii, Francji w ogóle zostały rozegrane. Mam nadzieję, że komuś się ten mój terminarz przydał się. Praca przy terminarzu posłużyła mi do prowadzenia statystyk, dotyczących liczby imprez, torów, krajów i porównania danych z rokiem poprzednim. Końcowe wyniki opublikowałem w niedawnym poście na FB. Tak sobie myślę, że te statystyki można w sumie odpuścić, bo niekoniecznie ma to jakąś wielką wartość.

Kolejną rzeczą, dużo mniej przyjemną od wyżej opisanych, było obserwowanie tego co dzieje się w polskim żużlu. W tym temacie mocno zmieniłem moje dotychczasowe zdanie. Wcześniej wydawało mi się, że decyzje centrali są niezrozumiałe, niespójne, zależne od okoliczności i podejmowane pod wpływem jakiegoś strachu. W tym roku przeanalizowałem kwestie zdanych licencji i porównałem z moim statystykami dotyczącymi startów poszczególnych zawodników w ub. roku. Absolutnym gamechangerem było ogłoszenie idiotycznej, jak mogłoby się z pozoru wydawać, decyzji o wprowadzeniu od 2026 roku możliwości startu zawodnika zagranicznego jako juniora, co przy ogromnej liczbie wychowanych niedawno polskich młodzieżowców zakrawa na absurd. Postarałem się spojrzeć na tą kwestię trochę szerzej i dopiero wtedy dostrzegłem, że ta decyzja została prawdopodobnie podjęta w momencie wprowadzanie rozgrywek Ekstraligi U24. Dostrzegłem też, że kary za niewłaściwe szkolenie dla Leszna, Ostrowa i Gorzowa były momentem, w którym te zmiany można było ogłosić, bo teraz żaden klub od tej pory nie będzie już działać na własną rękę. Bo nieważne czy ustalenia są mądre czy głupie, ważne żeby były realizowane.

Nie siedzę w środowisku żużlowym. Nikt mnie tam nie zna i ja nikogo osobiście też tam nie znam. Najczęściej moje wnioski pochodzą z obserwacji i kojarzenia faktów. Może to być postrzegane jako swego rodzaju teorie spiskowe, ale też rzadko można przeczytać jakieś w miarę obiektywne komentarze, bo raczej nikt z ludzi chcących być przy tym środowisku i czerpać z tego jakieś korzyści. Mam wrażenie, że większość zdań odmiennych jest pochodzących z tego środowiska jest wypowiedzianych w sposób kontrolowany, czyli zgodny z zamierzeniami centrali.

—-

Kilka razy próbowałem rozmawiać z kibicami wpatrzonymi w polski ligowy speedway, jak w jakąś wyrocznię, niespecjalnie znających realia europejskiego speedwaya i nie mających absolutnie żadnej chęci ich poznawania. Sposób postrzegania czarnego sportu przeraził mnie, bo nie daje absolutnie żadnego pola do rozmów. Wszyscy zawodnicy, którzy dobrze jeżdżą robią to dobrze, bo startują w polskiej lidze. Tutaj się wszystkiego nauczyli, bo zagranicą nie można się niczego nauczyć. Nasza liga jest najlepsza, bo u nas jeżdżą najlepsi. A oni są najlepsi, bo jeżdżą w naszej lidze. Widzę, że sensowność rozmów jest żadna, a próba pokazania, że można na to spojrzeć inaczej jest z góry skazana na powrót do tekstów o „najlepszości”. Tak jakby w głowach pojawiał się jakiś automatyczny filtr niedopuszczający innych możliwości. Robota jaką zrobili dla ekstraligi ludzie szumnie nazywani dziennikarzami, co to sami wymyślają rzeczywistość, a potem zgadzają się z własnymi artykułami, zrobiła potężną robotę, o jakiej wielu polityków mogłoby tylko pomarzyć. A przecież wszystko zaczęło się kiedyś od opisywania mniej kub bardziej wymyślonych kontraktów, których jeszcze nie było, podejrzeń, skojarzeń, nieoficjalnych informacji od dobrze poinformowanych, nazywania rozmówców, którym zadaje się pytanie ekspertami, przed usłyszeniem odpowiedzi. No po prostu robota genialna w swojej destrukcyjnej specyfice. Straszne…

Następstwem tego co bardzo skrótowo opisałem w dwóch poprzednich akapitach jest też upewnienie się, że tego wielkiego żużla zwyczajnie nie da się uratować, więc lepiej trzymać się od niego z daleka i skupić się na tym, co sprawia mi największą przyjemność, czyli na prowincjonalnym speedwayu. Wciąż zdarza mi się, że próbuję wejść w polemikę, a potem sam mam do siebie pretensje o marnowanie czasu na coś, co jest z góry skazane na porażkę. I pewnie nie raz mi się to jeszcze zdarzy, ale mam nadzieję, że będą to rzadsze przypadki.

Lubię obserwować. Kupić bilet, wejść na zawody jako zwykły anonimowy kibic. To jest właśnie moje miejsce. Wyjeżdżając gdzieś na jakąś prowincję cały czas nie mogę się nadziwić, że jeśli znajdę informację o zawodach o czapkę śliwek i pojadę tam, to rzeczywiście w parkingu zbierają się pasjonaci, żeby pościgać się w lewo. Wiem, że to głupie, ale chciałbym zachować właśnie taką zwyczajną radość z tego, że wciąż ten speedway jeszcze się jakoś kręci. Doceniać historię i traktować ją jako nieograniczone źródło wiedzy, ale nie porównywać z tym co jest dzisiaj. I nie traktować wielkiego speedwaya jako punktu odniesienia. Napisałem wyżej o przemyślanych decyzjach ekstraligi i zdania nie zmieniam. Decyzje są rzeczywiście przemyślane właśnie dlatego, żeby pokazywać jakiś niewielki fragment całości i skupiać się na pięknych ozdobach. Ale to jest jak budynek bez fundamentów, trzymający się w gruncie rzeczy na zamordyzmie, pod którym wszystko jest poskładane trytytkami, taśmą klejącą i gumą do żucia. Prawdziwe fundamenty speedwaya są właśnie na tych prowincjonalnych torach.

Tym co chciałbym pokazywać jest właśnie prowincjonalny speedway. Ten jakże zwyczajny, a jednocześnie bardzo klimatyczny. To jest absolutna nisza, dlatego cieszę się, bo dostałem w tym roku kilka wiadomości z podziękowaniami za przedstawianie uroków właśnie takich imprez. To ogromna osobista satysfakcja.

Wiem, że w tej końcówce przebija jakieś rozgoryczenie. Dlatego moim planem na przyszły rok jest stopniowa zmiana punktu odniesienia właśnie po to, żeby mieć z tego wszystkiego jeszcze większą radość.

Dziękuję wszystkim, którzy czytali moje teksty, komentowali, przekazywali własne informacje i spostrzeżenia zarówno na profilu fb, poprzez stronę internetową. Przyjemnie widzieć, że jest odzew, szczególnie w tak niszowej działalności. Fajnie się to rozwija i mam nadzieję, że tak będzie również w przyszłości. Trzeba jednak trochę odpocząć i nazbierać sił oraz finansów na kolejny sezon. Do zobaczenia i przeczytania w kolejnym sezonie 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *