Ponieważ nikt nie zapytał mnie o to, co sądzę na temat zawodów Speedway Grand Prix na Stadionie Narodowym, więc sam przeprowadziłem ze sobą wywiad. Można powiedzieć, że mam własne zdanie i zgadzam się z nim.
– Jesteśmy po drugiej rundzie tegorocznego cyklu Speedway Grand Prix. Oglądałeś zawody?
– Tak. Skorzystałem z możliwości oglądania w otwartym kanale TTV.
– Nie byłeś na Stadionie Narodowym? Przecież to jest największa impreza żużlowa na świecie. Prawdziwe święto żużla.
– Cóż. Nie przepadam za specjalnym speedwayem. Wolę ten zwykły.
– Dziwny jesteś. Powiedzmy, że to Twoje prawo. Zanim zapytam Cię o wrażenia z oglądania powiedz mi, czy masz w ogóle jakieś doświadczenia z turniejem SGP w Warszawie?
– Tak. Byłem na tych nieszczęsnych pierwszych zawodach i więcej nie zapłacę ta wątpliwą przyjemność oglądania żużla w tym miejscu. Pamiętam radość z kupienia biletów. Jechaliśmy w pięć osób do Warszawy, byliśmy podekscytowani, ale miny nam zrzedły jeszcze w drodze, gdy pojawiły się informacje, że zawody stoją pod znakiem zapytania ze względu na stan nawierzchni. I to pod zamkniętym dachem. Rzeczywistość okazała się dużo gorsza niż nasze obawy. Jakość toru była kiepska, zepsuła się maszyna startowa, a po 12. biegu nastąpiła przerwa, w trakcie której nikt nie informował kibiców na stadionie co się dzieje Beznadziejne zawody.
– Ile razy oglądałeś zawody SGP na żywo?
– Dwa razy. Oprócz 2015 roku w Warszawie był jeszcze 2003 rok w Chorzowie. Zawody tak nudne, że można było zasnąć. Porażka i sportowa i organizacyjna, bo sprzedano wtedy tylko 1/3 biletów. Ja swój bilet wygrałem w konkursie w Radiu Zielona Góra.
– Rozumiem, że nie masz presji na oglądanie na żywo SGP w przyszłości?
– Nie mam.
– Dobra. Jak zatem oceniasz to, co oglądałeś dzisiaj w telewizji?
– Dla mnie był to kolejny przykład na to, że sportowo te zawody nie wnoszą absolutnie niczego do promocji żużla. O ile jeszcze pierwsza seria była całkiem interesująca, to bodajże od 7. albo 8. biegu zawodnicy zaczynali na trasie przede szukać i pilnować krawężnika. Trzecia seria stała po znakiem upadków i kontuzji Jasona Doyle’a, a reszta zawodów to przede wszystkim chęć dojechania cało do mety. Te początkowe wyścigi wynikały pewnie z przygotowania toru, którego nie można już było powtórzyć w trakcie zawodów. Czyli kolejny turniej z modlitwą o to, żeby tor dotrwał w jako takim stanie do końca.
– Naprawdę uważasz, że poza pierwszą serią niewiele albo nic ciekawego się nie działo? Przecież komentatorzy ekscytowali się wyścigami.
– Za to im płacą. Poza tym akurat ta para komentatorów jest dobra w tym co robi, bez próby zakrzyczenia całego świata. Odpowiadając na pytanie: uważam, że piątkowe zawody DMPJ w Zielonej Górze były o niebo ciekawsze.
– Zaskoczyła Ciebie postawa Bartka Zmarzlika?
– Ciekawe czemu akurat o niego pytasz? Dlatego, że wielu kibiców na Stadionie Narodowym i przed telewizorami nie zna innego polskiego żużlowca?
– Chyba trochę przesadzasz?
– Może trochę, ale sytuacja jest analogiczna do czasów Tomasza Golloba. Też ogłaszano, że mamy najlepszą ligę na świecie, a jednak na arenie międzynarodowej nie było wcale różowo. Przeciętny obywatel naszego kraju znał co najwyżej jednego żużlowca. Pamiętam, jak podczas DMŚ w Gorzowie Wlkp. w 2011 r. część ludzi na stadionie nie mogła uwierzyć, że T. Gollob został pokonany w swoim pierwszym biegu. I podobnie jest teraz z Bartoszem Zmarzlikiem.
– Czy zatem zaskoczyła Ciebie postawa Bartosza Zmarzlika?
– Z jednej strony tak, bo ostatnio jechał naprawdę świetnie, a z drugiej strony nie, bo obserwując żużel od wielu lat widzę, że Bartek nie czuje się dobrze w początkowych biegach na torach, których nie zna. Często potrzebuje kilku wyścigów na dostosowanie się do toru. Zdecydowanie najlepiej odnajdował się zatem w poprzednim systemie rozgrywania turniejów SGP, gdy wystarczyło wejść do półfinału, a tam zawody zaczynały się tak naprawdę od nowa. Potrafił ten system wykorzystać w 250%.
– Ciekawa teoria. Skoro masz takie przemyślenia, to może dlatego nikt nie pyta Ciebie o zdanie?
– Nikt nie pyta mnie o zdanie, bo moje zdanie nie jest nikomu potrzebne do szczęścia 🙂 Poza tym mało kto wie o moim istnieniu 🙂
– Tak, to bardzo istotny powód 🙂 Wracając do SGP w Warszawie, czy te zawody mają sens?
– Mają sens o tyle, że ci, którzy mają na nich zarobić, rzeczywiście na nich zarabiają. To jest jedyny powód ich istnienia. Sportowo nie wnoszą absolutnie niczego, nikogo nowego specjalnie do żużla nie zachęcą. Ostatnie zawody na torze Gwardii w Warszawie odbyły się ponad 20 lat temu i niespecjalnie widać presję społeczną na obecność speedwaya w stolicy. Turnieje SGP na Stadionie Narodowym absolutnie niczego w tym temacie nie zmieniły Zresztą, gdyby ktoś zainteresował się żużlem podczas transmisji telewizyjnych, potem byłby obecny podczas tych zawodów, a potem pojechałby na jakikolwiek inny obiekt, nie wyłączając Torunia, Gorzowa czy Łodzi, to mógłby się lekko zdziwić, bo zobaczyłby trochę inny albo zupełnie inny sport. W zależności od poziomu ligowego. Tak swoją drogą, znasz kogoś, kto połknął bakcyla podczas SGP w Warszawie i teraz regularnie odwiedza obiekty żużlowe?
– To ja tu zadaję pytania.
– Czyli nie znasz.
– Nie przyznam się. Czyli uważasz, że turniej Grand Prix w Warszawie jest tylko dlatego, że organizatorzy zarabiają na nim?
– Tak, to jest główny powód. Prezes PZM podczas ostatniej rozmowy na Sportowych Faktach potwierdził to. Organizatorzy potrzebują bodajże 35 tys. ludzi na trybunach, żeby wyjść na swoje. W sumie ciekawe jest to, że bilety nie sprzedawały się jakoś rewelacyjnie w tym roku, a kiedy ogłoszono w mediach, że tegoroczny turniej jest prawdopodobnie ostatnim w historii, bo taki przekaz przecież poszedł, to nagle w krótkim czasie wejściówki rozeszły się jak świeże bułeczki. A gdy już sprzedano bilety, to prezes PZM powiedział, że z dużym prawdopodobieństwem będzie kolejny turniej w 2027 roku. Umowa jest wynegocjowana, ale czeka jeszcze na podpis.
– Myślisz, że wykorzystano potencjalnie pożegnalny turniej do zachęcenia ludzi do kupowania biletów?
– Tego nie wiem. Aktualny przekaz wydaje się być mocno niespójny z tym, co dało się usłyszeć jeszcze niedawno. Stadion Narodowy miał być kartą przetargową w rozmowach PZM z FIM, ale przynajmniej na razie nic się nie zmieniło. A bilety w krótkim czasie zniknęły. Dziwne było zdanie prezesa PZM o tym, że rezygnacja z organizacji turnieju na Stadionie Narodowym mogła pociągnąć za sobą skutki w relacjach sponsorskich czy coś takiego. Musimy pewnie poczekać jakiś czas i dowiemy się o co chodziło.
– Pewnie tak. Na razie dziękuję za rozmowę.
– Wzajemnie 🙂