środa, 3 września, 2025
spot_img
Strona głównaMoim zdaniemMoje zdanie polskiej lidze

Moje zdanie polskiej lidze

W maju zrobiłem wywiad z samym sobą. Spodobało mi się. Stwierdziłem, że warto powtórzyć ten format.

– No i cóż. Znów spotykamy się po turnieju Speedway Grand Prix, transmitowanym w otwartej telewizji. Oglądałeś?

– Jednym okiem śledziłem co któryś wyścig. Siedziałem tyłem do telewizora i bawiłem się statystykami. Wyłączyłem głos, żeby mi nie przeszkadzał, bo nie lubię telewizyjnego komentowania, a w naszych warunkach nie ma niestety możliwości pozostawienia wyłącznie odgłosów stadionu.

– Jakbyś zapłacił, to mógłbyś wyłączyć komentatorów 🙂

– Wiem. Nie byłem jednak aż tak zdesperowany. Skorzystałem z pilota.

– Co sądzisz o aktualnej sytuacji w klasyfikacji cyklu SGP?

– Nie będę specjalnie oryginalny. Po raz pierwszy od wielu lat coś się dzieje, ale mimo wszystko nie jest to dla mnie temat jakoś specjalnie interesujący. Gdybym miał możliwość, wolałbym pojechać na jakiś lokalny czeski tor i tam pooglądać zawody.

– Ale tam nie ma gwiazd, nie ma spektakularnych akcji. Przecież z tego składa się żużel, tego oczekują kibice. Co może być ciekawego na lokalnym obiekcie, gdzie przychodzi 100 osób?

– Co może być ciekawego? Mogę mówić za siebie. Dla mnie tam ciekawa jest prawda. Samo oglądanie ludzi, którzy z pasji wsiadają na motocykl żużlowy i starają się wygrać, albo dojechać do mety w zawodach, o których przeciętny kibic nie ma pojęcia.

– Nie lepiej jednak pojechać tam, gdzie walczy się o tytuł najlepszego?

– Kiedyś pewnie przyznałbym Ci rację, ale dziś jestem zmęczony wielkim speedwayem. Jest nudny. Zawężenie listy zawodników spowodowało, że właściwie wciąż obserwujemy te same nazwiska. Trzech, może czterech walczy o sukces, czyli finał, dla połowy sukcesem będzie wejście do wyścigów ostatniej szansy, a reszta uzupełnia stawkę. Po czterech turniejach kończą się emocje. W tym roku dwóch walczy o zwycięstwo, dwóch innych o miejsce w szóstce, reszta właściwie nie bardzo wiadomo po tam jest.

– To wina ludzi z FIM-u i Discovery.

– Naprawdę? A polska Ekstraliga wygląda inaczej. Masz trzy ekipy, które faktycznie potrafią pojechać, jedną, która jest lepsza od pozostałej czwórki, która nie podwyższa poziomu rozgrywek. W 2. Ekstralidze jest jeszcze gorzej. Dwie drużyny prezentujące jakiś poziom, reszta to porażająca przeciętność, a czasem wręcz nieporozumienie utrzymywane sztucznie przy życiu dla stworzenie pozorów trzech klas rozgrywkowych.

– Grubo pojechałeś. Naprawdę uważasz, że jest tak źle?

– Nie tyle jest źle, co jest kiepsko. Środowisko żużlowe jest zamknięte na zmiany, a dwie najbardziej oporne grupy, to działacze klubowi i kibice, którzy najpierw chcą za wszelką cenę zdobyć medal / wejść do czwórki / utrzymać się / awansować (niepotrzebne skreślić) i zupełnie nie zauważają, że grube miliony zostały wydane tylko po to, żeby za rok znów wszystko od podstaw budować. W Polsce masz bodajże 22 ośrodki, z czego nawet połowa nie ma w miarę stałego punktu odniesienia. Wszystko ma ładnie wyglądać w telewizji, a w rzeczywistości trzyma się na taśmie klejącej i gumie do żucia. Czasem na trytytkach, jak samorząd dokupi.

– To wszystko ogólniki, niewiele znaczące narzekania sfrustrowanego starszego pana, który nie potrafi odnaleźć się w dzisiejszej rzeczywistości.

– Być może. Jednak z drugiej strony ta tymczasowość, krótkoterminowe rozwiązania, dokupowanie gwiazdy za jakieś horrendalne pieniądze, a potem zdziwienie, że nie ma wyniku. Chyba za dużo tego typu przypadków, które co roku powtarzają się i co roku jest kolejne zaskoczenie. Tą regularność chyba trudno uznać za przypadek, nie uważasz? Żużel w Polsce jest jak drogie wycieczki, na które jedzie się tylko po to, żeby udowodnić coś innym, a po udanym sezonie (spektakularnym wyjeździe) musisz kombinować czym znów zaskoczyć, żeby zaistnieć. Po zakończeniu sezonu najczęściej nie ma nic. Sukces chowasz do szuflady, niczym zdjęcia do albumu, i zaczynasz od nowa. Tylko jak zaistnieć, gdy ludzie prawie wszystko widzieli?

– Ciekawe porównanie. A jaka jest alternatywa?

– Pojechać, żeby odpocząć, zwiedzić, czegoś się nauczyć. To nie znaczy, że nie chcę pokazać innym, gdzie byłem i co widziałem, ale nie jest to celem wyjazdu. Niby różnica nie jest duża, ale znacząca.

– A jak to przełożysz na speedway?

– Wielu ludzi interesuje się tym, czym interesują się inni, czyli tak naprawdę niczym. Dzięki temu nagle wiele miejsc czy produktów staje się drogich, bo jest na nie moda. Tak samo postępują działacze klubowi i kibice. Siedzą cały czas w środowisku tych samych nazwisk, bo interesują się tylko swoim podwórkiem. Podpisują kontrakty z ograniczoną grupą coraz starszych zawodników, przez co popyt na żużlowców na tyle przewyższa podaż, że ceny rosną irracjonalnie. A przecież wystarczyłoby sięgnąć po młodych, perspektywicznych zawodników, dać im szansę na nauczenie się polskich torów i po roku mieć dobrego rajdera. Ale trzeba mieć długoterminowy plan i obserwować świat poza swoim podwórkiem. To jest trudne zadanie, bo na każdy Twój ryzykowny ruch i najlepiej porażkę czeka już grupa komentatorów, ekspertów, hejterów, którzy mają 120 gotowych powodów dlaczego zmarnowałeś sezon. Tak, jakby na tym jednym sezonie wszystko się kończyło. I potem działacze i kibice układają nowe składy, oczywiście tylko na bazie zawodników, których znają, bo nic więcej poza swoim podwórkiem nie widzą.

I podobnie jest ze szkoleniem. Potrzebni są juniorzy, więc albo kogoś uda się wyszkolić, albo kupimy. Jak skończy wiek juniora, czy zawodnika U24, to wtedy się go wyrzuci, bo przecież obracamy się w zaklętym kręgu nazwisk coraz starszych żużlowców.

– Ale chyba przyznasz, że zarządzający PGE Ekstraligą widzą problem i próbują coś zmienić?

– Tak, przyznam. Po to właśnie była Ekstraliga U24, żeby otworzyć rynek na nowych, pokazać, że są. Po to było szkolenie. Ale nie da się przeskoczyć ograniczonego myślenia dwóch wspomnianych wcześniej grup, które skutecznie torpedują każdą zmianę, nie proponując nic nowego.

– Czyli popierasz zarządzających PGE Ekstraligą?

– Raczej dostrzegam, że tam są ludzie znający ten sport i potrafiący spojrzeć szerzej. Popełnili jednak koszmarny błąd dając działaczom klubowym pieniądze do ręki, a w ten sposób przyczynili się do koszmarnego wzrostu stawek za punkt i wielkiego podziału materialnego na tych, których stać na najlepszy sprzęt i na tych, którzy pomimo talentu albo dają sobie spokój z jazdą, albo muszą pogodzić się z żużlem dla przyjemności, który też jest coraz droższy. Trudno w takich warunkach popierać, ludzi przyczyniających się de facto do upadku tego sportu.

– Czekaj, przecież polska liga jest trampoliną dla zawodników.

– I co zyskują na tej trampolinie? Ogromne pieniądze marnotrawione w Ekstralidze powodują, że słabi działacze z niższych poziomów podpisują kontrakty z wieloma zawodnikami. I nawet jeśli zapłacą za punkty, to okazuje się, że żużlowiec, który zainwestował w sprzęt, podpisał kontrakt na starty, potem zostaje na lodzie, bo jego miejsce zajął ktoś inny. Tak właśnie żużlowcy kończą kariery, nie mogąc zarobić na torze pieniędzy potrzebnych do opłacenia sprzętu. A działacze dziwią się, dlaczego mając rywalizację o skład i wybierając najlepszych, wciąż nie mają wyniku. Najlepszym przykładem jest ROW Rybnik – klub, który sam jest swoim największym problemem. Drużyna przegrywająca sama ze sobą. W zasadzie wystarczy im nie przeszkadzać, a sami się pokłócą. Ile razy można popełniać ten sam błąd? I gość, który de facto skłóca zawodników, potem przychodzi ich motywować. Paranoja.

– A jak ocenisz sezon Falubazu? Sentyment pozostał?

– Tylko sentyment. Tak naprawdę w tym klubie niewiele zmieniło się mentalnie od 2014 roku. Niezależnie kto jest właścicielem. Tu nie ma żadnego pomysłu, poza kupieniem kolejnej gwiazdy. A trzeba pamiętać, że jeśli masz żużlowców, jeżdżących w drużynie dwa – trzy sezony, to masz też wypracowaną pewną hierarchię. Każdy z żużlowców jest w gruncie rzeczy indywidualistą, bo speedway jest sportem indywidualnym. Stworzenie z grupy indywidualistów drużyny z prawdziwego zdarzenia – to jest ogromna sztuka. No i teraz masz Falubaz. Drużyna spada poziom niżej – na co pracowano bardzo długo. Kontraktuje się żużlowców, którzy mają wywalczyć awans, ale awansu nie ma. I wtedy tworzy się ekipę bez wielkich gwiazd, ale za to z wielkim przywódcą – Piotrem Protasiewiczem. Efekt – wszystkie mecze wygrane. Awans wyżej, więc muszą być gwiazdy. Ale nad tymi gwiazdami trzeba zapanować. A kto ma zapanować, skoro gwiazdy negocjują sobie kontrakty, zapewniając starty? Po sezonie wyrzucamy tego, wyrzucamy tego, ten sam odchodzi, potem jednak jeden z wyrzuconych musi zostać. I na końcu dokładamy megagwiazdę, która tworzy nową hierarchię, czyli niszczy status poprzedniej gwiazdy. Kto ma nad tym zapanować, skoro nowa megagwiazda jest nieruszalna? Nie ma drużyny – nie ma wyniku. Dla mnie to jest mała powtórka z 2015 roku, gdy mając naprawdę dobrych zawodników, Falubaz ledmo uratował się przed spadkiem.

Ciekawe w sumie jest to, że są w Falubazie ludzie potrafiący wypatrzeć talenty, bo takimi są niewątpliwie Mitchell McDiarmid czy William Cairns. Czy udało się ich nauczyć polskich torów? Tego pewnie dowiemy się w przyszłym roku. Póki co Australijczyk nie dostał prawdziwej szansy. Ogólnie zawodnik U24 był traktowany jako zło konieczne, zwłaszcza wobec nadspodziewanie dobrej jazdy Damiana Ratajczaka, który na pewno nie byłby zadowolony z trzech regulaminowych wyścigów. To są w sumie wg mnie sprawy dużo bardziej skomplikowane niż to, o czym opowiadają eksperci. W końcu mecze tak naprawdę mentalnie wygrywa się w parkingu.

– Nie wiedziałem, że tak śledzisz polską Ekstraligę.

– To akurat są kwestie, które co roku powtarzają się z regularnością szwajcarskiego zegarka.

– A kto wg Ciebie jest najważniejszy w polskim żużlu?

– Tu akurat odpowiedź jest bardzo prosta – telewizja, bo to ona utrzymuje całą tą zabawę. To pod telewizję ustala się regulaminy i rozwiązania, które mają sprawić, że rozegranie meczu będzie maksymalnie przewidywalne. Wprowadza się komisarzy toru, za miejskie pieniądze robi się odwodnienie liniowe, pochylenie łuków, plandeki. Tory mają twarde, równe i przewidywalne. A prawda jest taka, że to właśnie na polskich torach jest najwięcej groźnych kontuzji. Paradoks.

– Musimy powoli kończyć. O czym można być porozmawiać następnym razem?

– Znów o wielkim speedwayu, o wpływie SGP na destrukcję speedwaya, o naszym mistrzu świata. Tematów jest sporo. I tak nikt tego nie przeczyta 🙂

Poprzedni artykuł
POWIĄZANE ARTYKUŁY

2 KOMENTARZE

  1. Czyta, czyta! Sprawdziłem już wszystko co dostępne na stronie i proszę o więcej!

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Informacje

3. runda ligi norweskiej w Oslo (Lunner)

Na torze Lunner (niedaleko Oslo) odbyła się dziś 3. runda ligi norweskiej. Drużyna Elgane tym razem jechała bez swojego lidera Glenna Moi, który startuje...

Finał IM Finlandii

Ze strony speedway.fi dowiedziałem się, że udało się wczoraj w Seinäjoki rozegrać finał IM Finlandii. Tzn. udało się rozegrać tak naprawdę trzy serie, bowiem...

Odwołane zawody w Mureck

W terminarzu austriackiej federacji pojawiła się informacja, że zawody planowane na 14 września w Mureck, zostały odwołane. Miała to być jedna z rund połączonych...

Sezon rozpoczęty na Isle of Wight

Wczoraj rozpoczął się sezon na wyspiarskim torze Isle od Wight. W pierwszym meczu Memoriału Vince Mapleya, Wightlink Warriors przegrali z Cradley Heathens 33:57....

Nadchodzące wydarzenia