Wynik wszyscy znamy. Można używać różnych słów na określenie tego co się stało (najczęściej są to słowa tyleż wielkie, co nic nie znaczące), można spierać się odnośnie tego, którą drużynę bardziej się lubi, można wreszcie próbować w ciągu pięciu minut znaleźć wszystkie przyczyny klęski Brazylijczyków. To wszystko zawiera cały ładunek emocji, a trzeba na to spojrzeć maksymalnie na chłodno i okaże się, że…
… wygrała na tym wszystkim po prostu piłka nożna. I to nawet na kilku frontach.
Po pierwsze, Niemcy opanowali grę dość prostymi środkami, a większość goli zdobyli strzałami po ziemi z przygotowanych pozycji. Wystarczyło, że każdy wie, gdzie ma się znajdować i co ma robić. Przecież nasi zachodni sąsiedzi nie pokazali wielkiej sztuki. To było rzemiosło, ale bardzo solidne i dokładnie zaplanowane.
Po drugie, i ten punkt jest ważniejszy, Niemcy swoją postawą zmusili piłkarskich celebrytów, jakimi niewątpliwie są Brazylijczycy, do walki i grania w piłkę. Szlag mnie trafiał, gdy wielki chłop przewraca po lekkim dotknięciu. To idiotyczne myślenie jest tak zakorzenione w umysłach pokolenia dzisiejszych reprezentantów Canarinhos, że taki Hulk woli się przewrócić w polu karnym, niż biec do piłki, mając przed sobą jedynie bramkarza. A Niemcy potrafili w ciągi dwudziestu kilku minut sprawić, że ich rywale przestali się przewracać. I co się okazało? Gwiazdy zarabiające miliony euro, gdy mają po prostu grać, nie potrafią sensownie strzelić z pierwszej piłki, nie potrafią w odpowiednim momencie niezbyt mocno, ale technicznie skierować futbolówki do bramki przeciwnika, krótko mówiąc, nie potrafią odnaleźć się w prostej grze, jaką jest piłka nożna.
Po raz kolejny okazało się, że drużyna znaczy więcej niż zbiór gwiazdek, szczególnie wtedy, gdy te gwiazdki same siebie uważają za gwiazdy. Do czego doszło, że w piłce nożnej zarabia się za umiejętność oszukiwania i wymuszania na sędzim konkretnych decyzji, niż za walory stricte piłkarskie. I dobrze, że te celebryckie zachowania zostały tak mocno wyśmiane w półfinale Mistrzostw Świata.
Ponieważ jest to strona żużlowa, więc na koniec chciałbym znaleźć przełożenie na czarny sport. Tu też mam wrażenie, że niektórym lepiej wychodzi jazda na jednym kole niż na dwóch…
haha, Joker? ;P A w UK zawsze sie tak mowilo o Bridgerze 🙂