Nie zajmowałem się ostatnio ekstraligą, bo nie jest to mój ulubiony temat. Rozgrywki jakie są każdy widzi i tyle. Nie chcę analizować szans poszczególnych drużyn, bo chyba wszyscy mamy dość tych analiz, komentarzy i różnego rodzaju mniej lub bardziej znających się na rzeczy ekspertów. Zastanowiła mnie jednak pewna rzecz.
W poniedziałki w Radiu Zielona Góra o godz. 18 rozpoczyna się audycja pt. „Dogrywka”, w której omawiane są weekendowe występy zielonogórskich przedstawicieli zarówno w sportach drużynowych, jak i indywidualnych. Czasem mam możliwość posłuchania sobie audycji w samochodzie. Już po występie Falubazu w Częstochowie zaskoczony byłem nawet nie tyle komentarzami kibiców, co przede wszystkim nastawieniem redaktora prowadzącego. Wiem, że ten mecz chluby zielonogórzanom nie przynosi, bo nie potrafili nawet obronić ośmiopunktowej przewagi dającej im punkt bonusowy, ale była to przecież dopiero trzecia przegrana, która nie powodowała jeszcze jakiegoś wielkiego spustoszenia. Tymczasem oparte wyłącznie na spekulacjach wieszczenie tego, jak to Falubaz może mieć problem z awansem do play-offów nie pomaga na pewno w pozytywnym odbiorze drużyny przez kibiców. Ja rozumiem, że prawdziwy kibic jest ze swoją drużyną na dobre i na złe, ale jednocześnie RZG jest medium mocno opiniotwórczym w mieście, przynajmniej jeśli chodzi o żużel.
W trakcie audycji strasznie dużo mówiło się o przygotowaniu toru. Kierownik drużyny Falubazu narzekał na tor w Częstochowie, po czym prezes Włókniarza mówił, że on nie będzie przypominał co się działo tydzień wcześniej z torem przy W69, po czym mówił prawie wyłącznie o przygotowaniu toru. Pozwoliłem sobie więc zadzwonić do audycji i zauważyć, że w Polsce krytykuje się przygotowanie torów, ale efekty całej tej polityki są takie, że Polacy często nie radzą sobie na zagranicznych obiektach, gdzie nawierzchnia niekoniecznie jest twarda i sucha. Starałem się jakoś skrótowo powiedzieć, że dwa dni wcześniej byłem w Glasgow, gdzie Bartosz Smektała przyzwyczajony do naszych ekstraligowych torów kompletnie nie wiedział jak tam jechać. Zadałem pytanie: ilu Polaków awansowało do turnieju Grand Prix Challenge? Okazało się, że dziennikarz komentujący żużel interesował się tylko występem… Martina Vaculika. Szczerze mówiąc ręce mi opadły, bo jeśli człowiek kreujący w jakimś stopniu poglądy kibiców ma tak ograniczone spojrzenie na speedway, to cóż on może przekazać? Może co najwyżej grać na emocjach i to właśnie robi.
Minęły dwa tygodnie. Włączam RZG w miniony poniedziałek po przegranym meczu Falubazu z Unią Leszno i… znów to samo, tylko jeszcze mocniej, jeszcze radykalniej, w jeszcze ciemniejszych barwach. Nie dziwię się, że taką narrację wprowadza pewien najlepiej poinformowany, mający najlepsze źródła i wszystkowiedzący redaktor z portalu ogólnopolskiego, bo on przecież żyje właśnie z tego, żeby ludzie mieli jak najbardziej zawężony światopogląd. Ale dziennikarz z lokalnego radia wsadzający kij w szprychy klubu ze swojego miasta, to jest dla mnie po prostu niepojęte. I nie chodzi mi o to, że kibice mają się cieszyć z przegranej. Chodzi mi o tworzenie wizji tego co będzie za miesiąc lub dwa, czyli zwykłe spekulacje i nakręcanie się wokół jednej pesymistycznej myśli przewodniej, która wcale nie jest jakoś bardziej prawdopodobna od wizji dużo bardziej optymistycznych. Takie wieszczenie upadku powoduje niestety, że atmosfera wokół klubu się zagęszcza, bo wspomniany najlepiej poinformowany dołoży do tego swoje z dupy wzięte tzw. informacje i puści dalej w obieg. I nagle okazuje się, że zamiast szykować się do kolejnego meczu, trzeba odpowiadać na głupie pytania, które bynajmniej nie motywują do bardziej wytężonej pracy.
Kiedy patrzę na to co robi się z żużlem w Polsce, to cieszę się, że w tym całym najlepszym, najszybszym i najbogatszym bagnie jest taka drużyna jak Unia Leszno (ewentualnie jeszcze Sparta Wrocław, aczkolwiek w tym temacie poczekałbym z ocenami), która w każdym meczu jedzie po prostu po to, żeby wygrać. To jest takie proste, a jednocześnie tak dramatycznie nieosiągalne dla innych. Szczerze mówiąc wcale nie zdziwiłbym się, gdyby część zawodników celowo nie chciała wejść do play-offów. Swoje i tak już zarobili, a zamiast wysłuchiwać bzdurnych opinii mogą np. wreszcie pojechać w Zlatej Prilbie w Pardubicach. Może ktoś puka się w czoło po przeczytaniu ostatniego zdania, ale wg mnie wcale nie jest to mniej realne od spekulacji naszych ligowych tzw. ekspertów.