Odwiedziłem dziś zielonogórski stadion przy okazji sparingu Falubazu z ROW-em. Chciałem spotkać się ze znajomymi, a przy okazji zobaczyć jak prezentuje się nowy kevlar w warunkach bojowych.
Sam mecz poszedł dość sprawnie. Gdyby chcieć podsumować te półtorej godziny w jednym zdaniu, to było to przeciętne spotkanie dwóch przeciętnych zespołów, występujących w przeciętnych strojach. Jeśli chodzi o nowe zielonogórskie kevlary, to pojechali w nich Jarosław Hampel i Przemysław Pawlicki. Ciężko przyczepić się, że są brzydkie, ale jednocześnie ciężko zwrócić na nie jakąś szczególną uwagę. Do bólu poprawne stroje.
Myślę, że organizatorzy spodziewali się większej frekwencji, ale środowy wieczór skutecznie zniechęcił do przyjazdu kibiców spoza Zielonej Góry. Obstawiam, że to większość stadionowych fanów Falubazu. Ciężko to zweryfikować, a klubowi zapewne nieszczególnie zależy na publikowaniu takich danych, skoro dostaje pieniądze z zielonogórskiego budżetu.
Sportowo trochę się działo. Nie można powiedzieć, że było nudno, ale też ciężko zachwycać się jakimiś wielkimi akcjami. Zwyczajny mecz. Najpierw prowadzili gospodarze, potem warunki dyktowali goście, a następnie do głosu powrócili gospodarze. W drugiej zawodnicy Falubazu poprawili przede wszystkim wyjścia spod taśmy i rozegranie pierwszego łuku. Wyniki nie mają znaczenia, bo to tylko sparing. Można założyć, że testowano różne ustawienia w porze rozgrania piątkowego spotkania z Motorem Lublin. Od IX wyścigu Falubaz dyktował warunki, więc można założyć, że ustawienia poszły w dobrym kierunku. Tak to zostawię.
Ciekawa sytuacja była w przerwie po IV wyścigu, gdy spiker powiedział, że czas drugiego biegu był inny niż podany wcześniej i lepszy od rekordu toru, ale nie został uznany przez sędziego. Dziwnym trafem po niektórych wyścigach nie był podawany czas. Nie zdziwiłbym się, gdyby zostały już wydrukowane programy na piątek i ewentualny rekord toru wprowadziłby pewne zamieszanie. Za to bystry wzrok sędziego pozwolił mu nie pozwolić na start wyścigu, bo na murawie było trzech fotoreporterów.
Ciekawe czy podobne przygotowanie toru planowane jest na piątek? Wydaje się, że byłaby to dość odważna decyzja, bo jednak drużyna Motoru Lublin prezentuje zdecydowanie inny poziom sportowy niż dzisiejsi rywale, a nie byłem do końca przekonany, że gospodarze dobrze czują się na tej nawierzchni.
Jeśli chodzi o stadion, to zniknęły ohydne wysokie tyczki z tubami, z których i tak nie korzystano, bo to „technika” z lat 80-tych. Na torze pracowały dwa nowe ciągniki Steyr. Tyle zauważyłem zmian.