Jeszcze nie czuję zbliżających się półfinałów. Pewnie poczuję je jutro, stojąc w kolejce po bilet. Miesięczna przerwa spowodowała, że kibice trochę wypadli z rytmu. Czy można teraz cokolwiek prognozować, jeśli ostatnie wiarygodne występy na polskich torach żużlowcy mieli trzy czy cztery tygodnie temu? Odpowiedź jest prosta: pewnie, że można. Chociażby dla zabawy.
Patrząc za okno zastanawiam się czy gorzowianie przykryli tor folią. Jeśli nie, to mają praktycznie dwa dni wyłączone z treningów. Biorąc pod uwagę, że ostatnio preferowano tam zdecydowanie przyczepny tor, całkiem spore opady przy niezbyt wysokiej temperaturze mogą zamienić taką nawierzchnię w grzęzawisko, którego osuszenie może potrwać kilka dobrych godzin. Nie piszę tego, żeby w jakiś sposób podważać umiejętności przygotowania gorzowian. Zastanawiam się tylko czy obecna pogoda może w jakikolwiek sposób wpłynąć na ich plany treningowe. W sobotę ma być już całkiem dobra aura, a w niedzielę zapowiadane są upały i wieczorne burze. Jak wiadomo początek spotkania przewidziany jest na godzinę 20:30.
Śledząc dotychczasowe poczynania drużyny Stali, niekoniecznie z obecnego sezonu, daje się zaobserwować, że często potrzebują oni kilku dobrych treningów przed meczem, aby dobrze dopasować przełożenia do swojego toru. Stąd też moje dywagacje na temat pogody. Nie ma to zapewne wielkiego znaczenia dla Nickiego Pedersena, który ostatnio robi komplety na zawołanie, ale pozostali, ze szczególnym naciskiem na słabszą część drugiej linii i juniorów, często nie potrafili się odnaleźć na innej nawierzchni niż zapowiadana, albo też znalezienie optymalnych ustawień zajmowało trochę czasu. Inną ciekawą sprawą jest to, że ostatnio gorzowianie byli dużo lepiej przełożeni na dystans niż na start. I to jest też pewna szansa dla gości.
Rozpisałem się o Stali, ale przecież jeśli zielonogórzanie chcą wygrać ten pojedynek, to nie mogą liczyć na potknięcie gospodarzy. Wydaje się, że w dobrej formie jest Andreas Jonsson, ale trudno powiedzieć coś konkretnego o pozostałych. Piotr Protasiewicz przez ostatnie trzy tygodnie jechał chyba tylko raz – w finale IMP w Lesznie. Zaprezentował się dobrze, walecznie, aczkolwiek starty jeszcze wymagają dopracowania. Greg Hancock jeździł w różnych imprezach, ale nigdzie nie błysnął wielką formą. Jak pojadą Grzegorz Zengota, Jonas Davidsson i Patryk Dudek – tego nie wie chyba nikt. „Duzers” prezentował się dobrze w ostatnich imprezach, ale trudno coś ciekawego powiedzieć o pozostałej dwójce.
Nie ukrywam, że obawiam się spotkania w Gorzowie. Jeśli Falubaz chce awansować do finału, musi zdobyć na wyjeździe przynajmniej 42 – 43 punkty. Na ile jest to realne? Myślę, że stać zielonogórzan nawet na zwycięstwo, ale przede wszystkim muszą pojechać nasze trzy armaty. I tu też jest pewna niewiadoma, bo ostatnie występy AJ’a czy Herbiego na tym obiekcie nie należały do specjalnie udanych, a w zasadzie można nawet powiedzieć, że były słabe. Tyle, że gorzowianie mają dokładnie takie same problemy. Konia z rzędem temu, kto potrafi powiedzieć jak pojadą Niels Kristian Iversen, Hans Andersen czy Matej Zagar. O ile Duńczycy startują dość regularnie, choć nie są żadną rewelacją, to Słoweniec ostatnio chyba nigdzie nie występował, poza Grand Prix Challenge. Tak na dobrą sprawę, nie wiadomo nawet jak zaprezentuje się Tomasz Gollob, który ostatnio był dość daleki od swojej optymalnej dyspozycji.
Nie wiadomo też jak na czołowych zawodników wpłynie sobotni turniej SGP w Vojens. Każdy z nich jedzie o coś. Hancock walczy o złoto, Gollob i Jonsson o srebro, a Pedersen o miejsce w ósemce. Każdy z nich musi pojechać na 120%, jeśli oczywiście chce osiągnąć swój cel. Czy to nie spowoduje pewnego wypalenia przed niedzielnymi derbami? Każdy z tej czwórki jest profesjonalistą i starty dzień po dniu nie są da nich żadną nowością, ale każdy z nich jest jednocześnie tylko człowiekiem.
Na dzień dzisiejszy dla mnie faworytem niedzielnego meczu są gospodarze, co nie znaczy, że liczę na ich zwycięstwo. Mimo wszystko mam nadzieję, że minimalnie wygra Falubaz.