Po raz kolejny (i zapewne nie ostatni) nie okazałem się wiernym kibicem Falubazu. Zamiast iść na derby, pojechałem do… Opola. Czy żałuję? Nie, mimo że nie wszystko udało mi się czasowo poukładać tak jakbym sobie to wymarzył, przez co obejrzałem jedynie siedem wyścigów drugoligowego meczu miejscowego Kolejarza z Victorią Piła.
Do Opola pojechałem z dzieciakami, więc siłą rzeczy mecz nie mógł być głównym punktem programu, jako że żadna z moich pociech nie jest zainteresowana oglądaniem speedway’a na żywo. Wyszedłem jednak z założenia, że lepiej zabrać je ze sobą i móc zobaczyć chociaż kilka wyścigów, niż nie pojechać w ogóle. Poza tym lubię pokazywać im kawałek naszego kraju, który jest przecież niejednokrotnie bardziej interesujący niż zagraniczne wojaże. W związku z tym wymyśliłem wycieczkę do ZOO. Podróż minęła nawet szybko, bo niecałe 3 godziny na 270 km, to zupełnie przyzwoity wynik. Na miejscu okazało się, że podobny pomysł na Dzień Dziecka miało bardzo dużo innych ludzi, w związku z czym musiałem się mocno nagimnastykować, żeby znaleźć miejsce do zaparkowania samochodu, a potem zostało nam do przejścia jeszcze dobre 1,5 km. Przed bramą czekała na nas kolejka, która jednak sprawnie się posuwała, więc pokonanie ostatnich 200 m zajęło nam jakieś 20 minut. W końcu weszliśmy i mogę przekazać wszystkim, że warto to miejsce odwiedzić. Nie ma tu co prawda oczywistych, jak mogłoby się wydawać, zwierząt (czyli słoni, lwów czy tygrysów), natomiast zobaczyć można wiele gatunków, których nie uświadczy się we Wrocławiu czy Poznaniu, takich jak goryle, uchatki, gepardy, pumy, jaguar, irbis, tamandua czy pigmejka. Poza tym wejście dla grupy dorosły + dwójka dzieci kosztowało 22 zł, podczas gdy we Wrocławiu za taką przyjemność musiałbym zapłacić… 70 zł. Zresztą reakcja dzieci była wymowna – nie chciały stamtąd wychodzić.
Potem znalazłem dla pociech opiekę w jednej z miejscowych sal zabaw, a sam udałem się na stadion Kolejarza. Gdy przyjechałem trwała akurat przerwa po czwartym biegu, a gospodarze prowadzili 14:10. Mój pobyt nie okazał się dla nich korzystny, bo kiedy opuszczałem obiekt po 11 wyścigu, przegrywali już 30:36 i niewiele zapowiadało, że sytuacja może się jeszcze odmienić. W domu mocno się zdziwiłem, że przed ostatnią gonitwą był remis, ale wtedy wyszło to, co zdążyłem zobaczyć na własne oczy – opolanie nie mieli lidera, a para średnich zawodników w najważniejszym momencie jest za słaba na liderów rywali. Chyba zabrakło też menadżerowi Kolejarza odwagi, aby szybciej zrezygnować z usług słabiutkiego tego dnia Mariusza Staszewskiego.
Pilanie nawet po przegranych startach lepiej potrafili sobie radzić na torze, tak jakby miejscowi zawodnicy nie potrafili odnaleźć ani odpowiednich przełożeń, ani właściwych ścieżek. Miałem zresztą wrażenie, że jakoś dziwnie ten tor był równany. W ogóle nie była ruszana odsypana nawierzchnia spod bandy, a traktor jeździł głównie tam, gdzie i tak nie było co zbierać. Przez dziwne prace na torze nie zobaczyłem zresztą więcej biegów, jako że po X biegu wyjechał traktor, potem w trakcie jego prac pojawiła się polewaczka, a w momencie gdy były już przygotowane pola startowe, znów pojawił się… ciągnik. Nie wiem po co. Przejechał chyba trzy czy cztery kółka tam, gdzie jechał wcześniej. Kompletnie bez sensu. Patrzyłem nerwowo na zegarek. W końcu zawodnicy stanęli przygotowani do startu, ale taśmy dotknął Jesper Monberg. Poczekałem jeszcze pięć minut i po odjechaniu XI biegu wyszedłem, bo musiałem zdążyć przed zamknięciem sali zabaw. Trudno.
Już od jakiegoś czasu chciałem przyjechać na tutejszy stadion i w końcu się udało. A że tylko siedem biegów? Zawsze to więcej niż nic. Poza tym ciekaw byłem jak pojadą młodzi żużlowcy, których nie miałem okazji dotąd oglądać na żywo, czyli Kai Huckenbeck, Olivier Berntzon i Damian Dróżdż. Pewnie akurat nie trafiłem na ich najlepszy dzień, ale i tak pokazali, że potrafią powalczyć. Życzę szczególnie utalentowanemu miejscowemu juniorowi, żeby systematycznie rozwijał swoje umiejętności.
Lubię takie obiekty, gdzie można usiąść na trawie. Piknikowa atmosfera jakoś chyba uspokaja emocje. Spiker czuł klimat, bo podając wyniki innych spotkań przemilczał rezultat z Częstochowy, żeby nie psuć zabawy tym kibicom, którzy nagrywali sobie w domu ten mecz. Podczas przerw chodził z mikrofonem między widzami zadając pytania. Na jedno z nich (wymień najlepszego opolskiego żużlowca w historii) usłyszał od kibica z 14-letnim stażem odpowiedź: Adam Czechowicz. Wzbudziło to salwę śmiechu na trybunach, choć odpowiedź bynajmniej żartem nie była. Ciekawe co sobie pomyślał Jerzy Szczakiel, jeżeli był na trybunach? 🙂
Popieram Autora i w opinii nt. stadionu w Opolu (świetne miejsce na spokojny wypad na żużel), i niestety w opinii nt. wrocławskiego ZOO. Obecnie nowa ekipa buduje tam obiekt wybitnie ukierunkowany na turystę europejskiego. Pierwsze co pojawiło się europejskiego, to ceny. Mało kto ze starych bywalców ZOO jeszcze tam zagląda, dochód generują wycieczki szkolne i wspomniani turyści.