72. Memoriał Alfreda Smoczyka w Lesznie

Co prawda odbyło się kilka meczów sparingowych oraz bydgoskie Kryterium Asów oficjalnie otwierające sezon, ale dla mnie koniec długiej zimowej przerwy nastąpił 27 marca, kiedy to pojechałem do Leszna, żeby na żywo obejrzeć najstarszy rozgrywanie corocznie turniej w Polsce, czyli Memoriał Alfreda Smoczyka, a dokładniej jego 72. odsłonę.

Zawsze przed wyjazdami jest mała niepewność odnośnie pogody, ale tym razem niemalże bezchmurne niebo sprawiło, że zawody zaczęły się zgodnie z planem i dokładnie o godz. 15:00 sędzia Artur Kuśmierz dał sygnał do pierwszego oficjalnego wyjazdu na tor. W celach doskonale nikomu niepotrzebnych dodam tylko, że jako pierwszy z parkingu wyjechał Piotr Pawlicki. Z tą pogodą to jednak odczucia były najwyraźniej różne, bo na trybunach byli kibice w krótkich rękawkach, a obok w bluzach i bezrękawnikach, a nawet czapkach. Niby słonecznie, niby ciepło, ale jednak kiedy powiało robiło się chłodno.

Nawierzchnia promowała dobrych startowców, szczególnie ruszających spod taśmy z pól wewnętrznych. Ci, którzy próbowali wyprzedzać musieli najpierw pokombinować w celu uniknięcia dość mocnej szprycy. Może się wydawać, że na takim torze emocji zbyt wiele nie ma, a jednak dzięki pomysłowi na ten turniej udało się organizatorom takie właśnie emocje stworzyć. Kilka razy młodzi zawodnicy wyskoczyli doskonale spod taśmy, przez co bardziej doświadczeni żużlowcy musieli się sporo nagimnastykować, co nie zawsze przynosiło efekt. Dzięki temu kibice mogli zobaczyć świetną walkę Brady Kurtza z Jonasem Knudsenem, Jasona Doyle’a z Keynanem Rew, pogoń Bartosza Smektały i Davida Bellego za Maksymem Borowiakiem czy kapitalny wyścig 10. gdy Antoni Mencel uciekł po starcie i choć został wyprzedzony przez Janusza Kołodzieja, to na mecie zameldował się przed toczącymi za nim bój Piotrem Pawlickim i Grzegorzem Zengotą.

W drugim wyścigu doszło niestety do wypadku Damiana Ratajczaka, który szybko wyjechał z pierwszego łuku na prowadzenie, ale w jakimś zdradliwym miejscu podniosło mu przednie koło, przez co nie zdążył wytracić prędkości przed spotkaniem z bandą i po uderzeniu tylnym kołem w ogrodzenie na przeciwległej prostej wyleciał z motocykla przez kierownicę, Początkowo wydawało się, że skończy się na strachu, bo młody leszczynian szybko się podniósł, ale po chwili dotarł chyba do niego ból i skończyło się niestety złamanym obojczykiem, czyli najczęstszą kontuzją żużlowców.

Wg mnie na pochwałę zasługują organizatorzy, bo na otwarcie sezonu udało się zorganizować historyczny turniej, który przyciągnął na trybuny całkiem sporą rzeszę kibiców. Miejscowi fani mieli możliwość zobaczenia wszystkich swoich zawodników, co jest dobrym pomysłem, choćby w kontekście późniejszej rywalizacji o skład. Turniej indywidualny pozwala wszystkim zaprezentować tyle samo razy, bez względu na wyniki, co nie jest możliwe podczas zwykłego sparingu. Poza tym turnieje, w których pod taśmą stają zawodnicy ze światowego topu z rywalami mniej znanymi lub rozpoczynającymi dopiero swoją przygodę często przenoszą niespodzianki. Na takim systemie oparta jest przecież chociażby pardubicka Zlata Prilba.

Ze stadionu wyszedłem po 19. wyścigu, żeby spokojnie móc wyjechać z parkingu i nie stać w korkach. Plan się powiódł, przynajmniej w Lesznie, bo swoje odstałem w kilkukilometrowym korku przed Głogowem.

Jeszcze parę zdań o samym stadionie. Po raz pierwszy przyjechałem na stadion im. Alfreda Smoczyka w latach 90-tych. Wtedy miałem porównanie tylko z ówczesnym zielonogórskim stadionem, przy którym ten obiekt wydawał mi się ogromny. Dziś oczywiście nie robi na mnie tak kolosalnego wrażenia jak wtedy. Jest po prostu jednym z wielu obiektów żużlowych, na których miałem możliwość oglądać zawody. I w sumie nie mam nic do tego miejsca, ale jednocześnie kiedy czasem posłucham nadętych komentarzy jak to polski żużel jest najbogatszy, kiedy zwraca się uwagę na multum rzeczy doskonale niepotrzebnych (np. dziewczyny machające kolorami przed startem), to myślę sobie, że w 2022 roku ekstraligowy obiekt bez porządnego zaplecza sanitarnego czy gastronomicznego jest lekką żenadą. I tu nawet nie chodzi o sam stadion, tylko o porównanie priorytetów. Ja osobiście lubię takie stare obiekty, zwłaszcza kiedy można swobodnie chodzić i oglądać zawody z różnych miejsc, a tak było w przypadku Memoriału A. Smoczyka.

Cóż, w sumie dość udane rozpoczęcie sezonu. Może bez jakichś wielkich fajerwerków, ale też bez wielkiej presji.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *