Turniej 73. Zlatá přilba města Pardubic jest wisienką na torcie dla fanów żużla, bo tu można jednocześnie zobaczyć w akcji mistrzów świata oraz zawodników z krajów, gdzie speedway nie jest specjalnie popularny.
W tym roku na svitkovskich trybunach znów zasiadły tłumy kibiców. Sporo było Polaków, ale dominowali oczywiście Czesi oraz Niemcy. Szkoda, że dwaj najlepsi zawodnicy gospodarzy podpisali kontrakt z KSM Krosno i w tym samym dniu musieli być na Podkarpaciu, gdzie uczestniczyli w meczu, którego nie mogli wygrać. Jan Kvech pojechał tam zresztą w zaledwie trzech biegach. Zresztą podejście polskich działaczy i kibiców do historii i prestiżu jest tematem na osobny artykuł. W takich okolicznościach dwoma rozstawionymi czeskimi zawodnikami byli Petr Chlupac oraz ulubieniec miejscowej publiczności Hynek Stichauer. Wychowanek AKM Praga nie udźwignął presji i zakończył udział po trzech startach. H. Stichauerowi zabrakło jednego punktu do pełni szczęścia.
W tym roku skupiłem się na oglądaniu zawodów, więc mam jedynie kilka zdjęć z prezentacji. Była to dobra decyzja, bo walki w tegorocznej edycji ZP było na tyle dużo, że można było z uśmiechem śledzić rywalizację w dobrym towarzystwie przy piwie. Do kupienia na trybunie na przeciwległej prostej był co prawda tylko Kozel, ale dało się to jakoś zaakceptować.
Turniej miał kilku pechowców. Chyba największym okazał się Niels Kristian Iversen, który w pozornie niegroźnej sytuacji, wchodząc w pierwszy łuk kolejnego okrążenia upadł nieatakowany uderzając mocno głową o tor. Widać było od razy, że stracił przytomność. więc konieczna okazała się interwencja służb medycznych, jednak karetka nie opuściła parkingu. Kolejnym pechowcem został Brady Kurtz. Najpierw wjechał w taśmę, a w drugim starcie, przy wyjściu z pierwszego łuku podniosło mu przednie koło na tyle mocno, że upadł wprost przed najdeżdżającym Tero Aarnio. Fin nie mógł nic zrobić i uderzył w plecy Australijczyka, a upadając uderzył głową w jego motocykl. O ile B. Kurtz podniósł się stosunkowo szybko, to T. Aarnio dość długo opatrywany. W końcu wstał z założonym kołnierzem ortopedycznym, choć jednocześnie na kogoś, kto ma zamiar rezygnować ze ścigania. Wykluczony z wyścigu B. Kurtz dał po dwóch nieudanych startach nie pojawił się więcej pod taśmą. Innym pechowcem był Rune Holta. Najstarszy uczestnik turnieju w drugim swoim drugim występie zanotował klasyczną świecę na starcie, a ponieważ pierwszy start miał nieudany, więc pożegnał się z szansami na półfinał.
Jak pisałem wcześniej, do półfinałów nie wszedł żaden z Czechów, więc miejscowi kibice trzymali kciuki za Patryka Dudka, który przez kilka sezonów reprezentował tutejszy klub. Być może nadal byłby jeźdźcem Zlatej Prilby Pardubice, gdyby pozwoliły mu na to przepisy polskiej ekstraligi. Niestety, nasi działacze wiedzą lepiej i nawet nie chce mi się na ten temat pisać, bo ręce opadają od polskich absurdów. Patryk po próbnym starcie zmienił motocykl i śmigał aż miło było patrzeć. Jedynie w pierwszym starcie grupy półfinałowej przyjechał na piątym miejscu, ale regulamin tego turniej dopuszcza możliwość jednego słabszego występu w grupie. Pozostałe biegi wygrywał i zasłużenie został zwycięzcą, zostawiając w pokonanym polu triumfatora dwóch ostatnich edycji Jason Doyle’a, który w finale musiał jeszcze uznać wyższość Fina Timo Lahtiego.
Kibice zasiadający na trybunach nie mogli narzekać na poziom tegorocznej Zlatej Prilby. Dopisała pogoda, organizatorzy przygotowali tor dobry do ścigania. Paradoksalnie najmniej emocji było w samym finale, bo kolejność została ustalona w zasadzie na przeciwległej prostej pierwszego okrążenia. Po turnieju poszliśmy jeszcze na stoiska, a potem weszliśmy na trybunę przy prostej startowej i korzystając z braku ochroniarzy weszliśmy pooglądać sobie tor. Przy okazji mamy zdjęcia na podium z szampanem, który zostawił Patryk Dudek. Niemałym szokiem była koleina, a w zasadzie rynna o długości kilku metrów, przy wyjściu z drugiego łuku. Wjechał w nią Paco Castagna, ale na szczęście opanował motocykl i nie doszło do większych konsekwencji. Potem powrót przez hospodę u Pilařů, czyli miejsce, które odwiedza sporo kibiców wracających ze stadionu.
Tak sobie myślę, że jeśli ktoś jest pasjonatem speedwaya, to Zlata Prilba jest tym turniejem, który zdecydowanie warto obejrzeć. Do Pardubic nie jest daleko, przynajmniej z Zielonej Góry. Trzeba jednak pamiętać, że gdyby w grę wchodziła rezerwacja noclegu, to trzeba to zrobić kilka miesięcy przed turniejem. Same Pardubice też oczywiście warto zobaczyć. Pewnie nie wszystkim te trwające kilka godzin zawody przypadną do gustu, ale jeśli ktoś złapie bakcyla, to zupełnie inaczej spojrzy na naszą ekstraligę. Czego szczerze życzę.