Dziwna była dzisiejsza kolejka. Właściwie wszystkie drużyny, poza Spartą Wrocław, coś zawaliły i albo straciły wszystko co mogły stracić, albo nie zyskały tego na co liczyły. Najgorzej wyszedł na tym wszystkim Włókniarz Częstochowa, ale obiektywnie patrząc „Lwy” same są sobie winne.
Nie wiem na co liczyli zawodnicy klubu spod Jasnej Góry. Cel minimum był jasny – obronić przewagę z pierwszego meczu. Ba, ale jak to zrobić, jeśli czterech zawodników nie potrafi pokonać żadnego przeciwnika. O ile jeszcze można podarować taką wpadkę juniorom, to od Rafała Szombierskiego, a przede wszystkim Petera Karlssona można wymagać znacznie więcej, bo obaj przegrali podwójnie wszystko co mogli przegrać. Szwed w tym sezonie w ogóle jeździ jakoś bezpłciowo, a w ostatnim czasie nie jest już żadnym wsparciem dla swojej ekipy. Jego jedynym jak na razie plusem jest posiadany KSM, pozwalający na przekroczenie dolnej granicy 34 punktów. Z wyliczeń wynika, że jeśli zamiast Karlssona wstawiłoby się Tai’a Woffindena, a jednym z juniorów był Marcel Kajzer, to współczynnik Włókniarza byłby równy dokładnie 34 i być ta opcja byłaby lepsza, bo Brytyjczyk gorzej przecież nie pojedzie. Częstochowianie mają przed sobą pięć spotkań, ale z bezpośrednimi rywalami będą spotykać na wyjazdach, a na własnym torze podejmą Stal Gorzów i Unibax Toruń. Muszą wygrać co najmniej jeden mecz i zdobyć jakiegoś bonusa żeby marzyć o szóstce. Problem w tym, że chyba trochę uszło z nich powietrze, a na trybunach nie zasiada już tak wielu kibiców jak na początku sezonu. Na dzień dzisiejszy Włókniarz jest najpoważniejszym kandydatem do walki o utrzymanie.
W innej sytuacji są wrocławianie. Pokonali Stal Gorzów, zdobyli bonus na Włókniarzu, a w zanadrzu mają jeszcze 28-punktową przewagę nad Unią Tarnów i to prawdopodobnie pozwoli im na dość spokojne wejście do play-offów. Widać, że coś się ruszyło w tym klubie, że zawodnicy, choć nie należą do ścisłej czołówki, jadą dla drużyny. Nawet ci będący jeszcze półtora miesiąca temu dziurami w składzie, dziś potrafią wygrywać wyścigi. Każdy z wrocławskich żużlowców przynajmniej raz pokonał w wyścigu obu rywali i to jest ogromny kapitał.
Ogromną szansę na spektakularne odbicie się od dna miała Unia Tarnów, ale jej nie wykorzystała, choć rywale zrobili wszystko, żeby tego meczu nie wygrać. Zwycięstwo nad imienniczką z Leszna jest bardzo ważne, bo „Byki” nie należały do czwórki bezpośrednio walczącej o czołową szóstkę, a przecież tarnowianie będą mają jeszcze przed sobą pojedynki na własnym torze z drużynami z Wrocławia, Rzeszowa i Częstochowy, w których także są faworytami. Patrząc na składy nie mogę zrozumieć jak gospodarze mogli tak się męczyć. Rywale mieli jednego wybitnego zawodnika, który zdobył połowę punktów drużyny, ale aż trzynaście „oczek” goście zdobyli na tarnowskich juniorach i swoich zawodnikach. Poza Jarosławem Hampelem nikt nie potrafił wygrać wyścigu. Po raz kolejny fatalnie pojechał Janusz Kołodziej, choć przecież występował na swoim macierzystym torze, a „Skóra” tym występem skompromitował się kompletnie. Nie rozumiem jak „Jaskółki” mogły się tak potwornie męczyć z przeciwnikiem mającym w składzie w porywach dwóch zawodników. Jeśli w ten sposób można zdobyć w ekstralidze ponad 40 punktów, to niestety ni świadczy najlepiej o naszej najwyższej klasie rozgrywkowej.
Bardzo dziwny był mecz w Toruniu. Gospodarze mieli sporą przewagę, wydawało się nawet, że zmiażdżą rywala i nagle wszystko się odwróciło. Nie na tyle oczywiście żeby torunianie przegrali, ale jednak pozbyli się bonusa. W sumie potwierdziło się, że Stal jest słaba na wyjazdach i nawet takie gwiazdy jak Tomasz Gollob czy Nicki Pedersen przegrywają wyścigi podwójnie. Mecz może mieć dwie konsekwencje dla gorzowskiego klubu. Myślę, że jeśli nic nieprzewidzianego się nie zdarzy, to Artur Mroczka może zapomnieć o kolejnych występach, a także o przedłużeniu kontraktu. Ważniejszą zmianą będzie być może przełamanie pewnej blokady, która często istnieje w głowach menadżerów – postawienie na juniorów. To właśnie 16-letni Bartek Zmarzlik uratował swój zespół przed dużo wyższą porażką. Wygrał wyścig w kryzysowym momencie, gdy przewaga gospodarzy przekroczyła zaliczkę z pierwszego meczu, a potem w pierwszym z biegów nominowanych pokonał Adriana Miedzińskiego. Nie należy oczywiście wyciągać zbyt daleko posuniętych wniosków i wywierać presji na młodym chłopaku. Po prostu warto dawać mu szansę.
Może być jeszcze całkiem w walce o pierwszą szóstkę. Nawet teoretycznie słabsze drużyny muszą próbować zwyciężyć także na wyjazdach. Tak jak pisałem wyżej, na dzień dzisiejszy wg mnie poza play-offami jest Włókniarz, a Falubaz, Stal i Unibax prawdopodobnie zajmą pierwsze trzy pozycje (kolejność przypadkowa). Liczę na fajną rywalizację i ambitną postawę poszczególnych zespołów.