Kłopoty Janusza Kołodzieja

Niezłe jaja dzieją się w Zielonej Górze. Poczekam do wieczornej audycji, żeby dowiedzieć się co ma do powiedzenia Robert Dowhan. Mam wrażenie, że coraz mniej kibiców mu wierzy, że stracił szacunek i coraz bardziej jest postrzegany jako kombinator niż poważny prezes klubu. Zacząłem od tego tematu, ale nie mam zamiaru dalej się rozpisywać, bo jednak chciałbym mieć stronę o żużlu, a nie o celebrytach.

Zastanawia mnie co się dzieje z Januszem Kołodziejem. O ile jeszcze w Lesznie jedzie dobrze, to na wyjazdach jest cieniem samego siebie. Wygląda to trochę tak jakby co drugą imprezę miał przyzwoitą. Można się było spodziewać pewnej obniżki formy w stosunku do poprzedniego sezonu, bo poprzeczka została podniesiona nawet zbyt wysoko, ale to co prezentuje „Kołdi”, to katastrofa. Na wyjeździe nie wygrał jeszcze ani jednego wyścigu (dwukrotnie był drugi za Troy’em Batchelorem), a ponad 40% biegów to albo punkt zdobyty na koledze z pary, albo brak jakiejkolwiek zdobyczy. Przecież ten człowiek ma KSM na poziomie 10,22, a więc sam „zabiera” prawie ¼ przewidzianego na cały zespół współczynnika. Być może Janusz po prostu powrócił do normalnej formy, może to co prezentował w ubiegłym sezonie najzwyczajniej go przerosło? Na pewno nie, bo zawsze pamiętałem Janka jako zawodnika walczącego, a teraz jego postawa jest daleka od lat poprzednich. Tak słabego Kołodzieja jeszcze nie widziałem. To co prezentował ostatnio w Pradze było bardzo frustrujące. Unikał kontaktu, nie podejmował walki – jakby ktoś zupełnie go zresetował.

Coś niedobrego dzieje się w ekipie Kołodzieja. Zupełnie niepotrzebnie został wciągnięty w z góry przegraną walkę o stare tłumiki przez swojego menadżera Krzysztofa Cegielskiego. Sam Janusz wypowiadał się dość buńczucznie, ale gdy trzeba było podjąć rzeczywistą decyzję, to nagle zapomniał o wszystkim, grzecznie podpiął nowy wydech i pojechał. Potem był upadek podczas GP w Lesznie i pewne kłopoty zdrowotne, ale nie można tym tłumaczyć obecnej słabej postawy. Mam wrażenie, że zbyt wielu doradców zebrało się przy zawodniku, przy czym nikt nie potrafi naprawdę pomóc. Z teamu odszedł mechanik, który miał być świetnym posunięciem transferowym, co na pewno nie poprawiło atmosfery. Ciężko jest się podnieść, gdy nie można wejść w odpowiedni rytm. Ciężko wejść w odpowiedni rytm, gdy nie wiadomo, w którą pójść stronę. Co ważne, kłopoty zaczęły się jeszcze przy starych tłumikach.

Myślałem, że na swoim torze, gdzie się wychował, w końcu coś pojedzie. A tu totalny zonk. Kołodziej potrafił pokonać tylko tarnowskich młodzieżowców, co nie jest bynajmniej powodem do dumy. Przecież powinien znać tarnowską nawierzchnię jak własną kieszeń. Jeśli  nie tam, to gdzie? Może brakuje K. Cegielskiego w parkingu, może w trudnych chwilach powinien być właśnie tam, a nie zajmować miejsce komentatora. Wiem, że „Cegła” ma zobowiązania wobec telewizji i cenię jego wypowiedzi (jeśli nie szuka na siłę złego wpływu nowych tłumików), jednak ewidentnie jego osoba nie jest już gwarancją sukcesu, jak w poprzednim sezonie. Tak sobie myślę, że wzrost formy powinien wynikać z coraz wyższego poziomu sportowego, sprzętowego w czasie, a nie być tylko wynikiem zmiany otoczenia, odżywiania, schudnięcia czy ilości powietrza w oponach. Grzegorz Zengota próbował pójść ta samą drogą i ma połowę sezonu z głowy, bo tez wydawało mu się, że jakieś sztuczki wystarczą do bycia dobrym żużlowcem. Tu musi być spełnionych dużo więcej warunków.

„Kołdi” miał pociągnąć Unię, być ważnym elementem tej ekipy po odejściu Leigh Adamsa. Nie daje rady. Leszczynianie mają szczęście, że są cztery jeszcze słabsze drużyny, bo groziłaby im walka o utrzymanie. Może jeszcze Janek się podniesie, ale patrząc na jego poczynania chyba szybko to nie nastapi.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *