Ale zrobił się syf w polskim żużlu po decyzji Trybunału PZM. Rzeszowski klub został praktycznie uniewinniony za odmowę startu na torze, który został przez sędziego uznany za regulaminowy. Okazuje się, że w trakcie gry można zmieniać jej warunki, gdy się ma odpowiednie poparcie. Niestety, polski speedway rozkłada się od środka, dzięki grupie biznesmenów, którzy nie wiadomo po co zainteresowali się tym sportem.
Najgorsze jest to, że wystarczy rzucić trochę grosza i znajdą się żużlowcy, którzy kompletnie się zeszmacą dla wyższych kontraktów. A że wysokie kontrakty często nie przekładają się na wynik? Skoro nie wymaga ten kto płaci, to kto ma wymagać? Pani prezes klubu z Rzeszowa weszła do żużla 10 lat temu i pomimo ściągania gwiazd jej klub nie zdobył nic, nawet brązowego medalu. Zmiany dotykały nazwy i logo klubu, a strategii budowania składu jakoś nie. Teraz mając Pedersena, Walaska, Pavlica, Okoniewskiego czy Sówkę walczy o utrzymanie. Zastanawiam się czy jej rzeczywiście chodzi o to co w sporcie najważniejsze: rywalizację i zwycięstwo w uczciwej walce? Patrząc na metody, które są ciosami poniżej pasa, i brak wyników, można dojść do wniosku, że chodzi chyba o wydanie pieniędzy przy jednoczesnym uzyskaniu nowych źródeł znajomości. Żeby było ciekawiej, pani prezes wolno, bo jest… członkiem zarządu Polskiego Związku Motorowego, który z kolei jest większościowym udziałowcem Ekstraligi Żużlowej. Tak być chyba nie powinno i absurdalna decyzja trybunału tylko to potwierdza.
Słuchając wypowiedzi pani prezes i wiedząc to, co wiemy teraz, można się tylko domyślać, że słowa o rezygnacji z działalności w czarnym sporcie były tylko medialnym bełkotem, bo z góry znała wyrok trybunału. Czy jest przypadkiem, że ten ważny punkcik, którego tak brakowało drużynie z Rzeszowa został przyznany akurat teraz? Że czekano aż dwa miesiące na wydanie werdyktu? Czy podobnie byłoby, gdyby jej Marma pokonała Stal Gorzów? Nie można na torze, trzeba przy zielonym stoliku. Okazuje się, że odmowa jazdy w meczu poza koniecznością zapłacenia 45 tys. zł (mniej niż wynosi meczowa wypłata jednego zawodnika wyższej klasy) jest praktycznie bezkarna. Rywal zmuszony jest jechać 15 biegów, więc płaci swoim zawodnikom za 75 punktów, co pogrąża finansowo klub. Na dodatek większość kar finansowych dla Unii Leszno została utrzymana. Gdzie tu jest sprawiedliwość?
Przed nami dwie kolejki. Nie tylko ja czekam jak zachowa się Falubaz. Jeśli odpuści mecz w Rzeszowie, będzie to znaczyć, że Robert Dowhan dogadał się z panią Półtorak, a zielonogórski klub siedzi w tym gnoju po uszy. Mam nadzieję, że jest jeszcze w tym sporcie coś takiego jak honor i ambicja. Poza tym nie wiem czy Falubaz może sobie pozwolić na utratę dobrego imienia dla sprawy, z której nic mieć nie będzie. Nawet wcześniejsza „współpraca” z rzeszowskim klubem nie jest tego warta, tym bardziej, że większe korzyści miała z tego tytułu druga strona. Chyba, że.. ktoś z Falubazu korzysta indywidualnie na polu pozasportowym. Nie chcę nawet o tym myśleć.
Miała być poprawa wizerunku żużlu, przewodniczący GKSŻ zaangażował się w zmiany regulaminowe, a tu się okazuje, że syf robi się coraz większy. Do tego i tak prowincjonalny sport staje się jeszcze bardziej prowincjonalny, bo telewizyjny zasięg żużla jest dużo mniejszy niż był wcześniej. Teraz afery nie będzie, bo pewnie TVP się tym nie zainteresuje, a nSport nie będzie srać we własne gniazdo. W każdym razie sprawa nadaje się do śledztwa dziennikarskiego, bo okazuje się, że regulamin, który powinien być jednoznaczny, można interpretować w zależności od aktualnych potrzeb bogatszej strony. To trochę jak komisja kościelna podejmująca decyzję, od której nie ma odwołania.
Super tekst. Falubaz walczyć!!! Można przegrać, bo rywal zawsze może okazać się lepszy, ale żadnych układów. Żadnych przekrętów i żadnych dziwnych defektów.