Żużlowcy pewnie nieprędko staną pod taśmą w naszym kraju. Może uda się rozegrać jakieś pojedyncze treningi, ale wystarczy spojrzeć za okno, gdzie wciąż dominuje kolor biały, żeby się przekonać, że na razie ścigać się po prostu nie można. Przełożono już drugą kolejkę, a trzecia też pewnie jest zagrożona, bo wiosny, w pełnym tego słowa znaczeniu, wciąż nie widać. Skoro ciężko jest jeździć po śliskich drogach, to przecież nikt nie wsiądzie w takich warunkach na motor bez hamulców.
Zobaczymy jak dalej sytuacja się rozwinie, bo przecież wcale nie jest powiedziane, że w maju czy czerwcu będzie sucho. Skoro już w kwietniu działacze muszą kombinować z rezerwacją nowych terminów, to za jakiś czas zrobi się niezła kumulacja i zawody będą rozgrywane co kilka dni, jeżeli oczywiście pogoda pozwoli. Nie przeskoczymy tego, więc wypada nam się jedynie dostosować do panujących warunków i śledzić jak szefujący polskim speedway’em z tego wszystkiego wybrną.
Jest też kilka plusów całej sytuacji. Zawodnicy (i przy okazji fani) pierwszy raz od wielu lat spędzili święta w domach. Z kolei miłościwie nam panujący w NC+ mają troszkę więcej czasu na przemyślenie swojej oferty, bo z tego co można zauważyć na razie chyba mocno zdenerwowali swoich lub też potencjalnych klientów.
Póki co mieliśmy początek sezonu. Co prawda w Nowej Zelandii, ale jednak. Świetnie zaprezentowali się Polacy, którzy zajęli dwa pierwsze miejsca. Może to trochę śmieszne, że zarówno Jarosław Hampel, jak i Tomasz Gollob wcześnie nigdzie nie startowali, a jedynie pokręcili trochę kółek. Wciąż widać przewagę starej gwardii i to jest w pewien sposób frustrujące, że młodzi nadal nie potrafią dorównać swoim mocno starszym kolegom, gdy warunki są równe dla wszystkich. A takie były w Auckland, wszak żaden ze startujących tam zawodników nie występował tam od roku.
Dobrze, że młodzi pojawiają się na torach. To bardzo ważne. Wystarczy obejrzeć zawody w lodowej odmianie speedway’a, które są dostępne na Sportklubie. Poza Rosją praktycznie nie ma tam zawodników poniżej 30 roku życia. Organizowanie zawodów bez jeźdźców ze wschodu oznacza, że poziom się wyrównuje w dół, średnia wieku panów dość znacznie przekracza 40 wiosen, sprzęt przez nich używany ledwo zipie, a odległości na mecie mogą wskazywać, że jadący na końcu stawki raczej podróżują niż biorą udział w wyścigu. Najlepszy przykład mieliśmy w finale Drużynowych Mistrzostw Świata (co to za finał, skoro nie ma eliminacji), gdy będący przecież bardzo przeciętnym riderem Grzegorz Knapp omal nie wywalczył w pojedynkę brązowego medali dla Polski. Dodatkowo znalezienie jakichkolwiek informacji na temat zawodników nieomal graniczy z cudem, bo są praktycznie niewidoczni w internecie. W tym kontekście mówienie, że klasyczny żużel umiera jest zdecydowanie przesadzone. Oczywiście, porównywanie się do słabszych rozwoju nie spowoduje, jednak pamiętać należy, że speedway, nigdy nie będzie dyscypliną salonową jak tenis czy elitarną jak formuła 1. Dlatego to od nas kibiców zależy w dużej mierze czy ten niebezpieczny sport będzie tylko prowincjonalną rozrywką czy sportem dla wytrawnych fanów.
Pamiętam jak kiedyś, u progu lat 90tych ice speedway [promowano w Polsce. A jednak się nie przyjął. Poza pojedynczymi galami, oglądanymi raczej z ciekawości jakoś to kibiców nie pociąga. Ciekawe że za wschodnią granicą to właśnie ice speedway cenią sobie bardziej. Może kwestia długości trwania zimy. Choć akurat w tym roku aura jakby temu zaprzecza;] Pozdrawiam