Spotkanie pomiędzy Stelmetem Falubazem oraz PGE Marmą Rzeszów, które miało odbyć się w czwartek, zostało odwołano jeszcze w środę ze względu na niesprzyjające prognozy. Przeglądając różne poważne serwisy pogodowe rzeczywiście można było takie wnioski wyciągnąć i właściwie trudno mieć tutaj jakieś wielkie zastrzeżenia do postawy zielonogórskich działaczy. Dlaczego więc Robert Dowhan zaczął wymyślać jakieś zupełnie absurdalne powody czegoś, co miało znamiona działania całkiem logicznego?
Tak na marginesie napiszę, że prognozy okazały się nieco błędne (podobnie jak przed meczem z „Jaskółkami”). W sobotę, nie licząc kilku kropel, w ogóle nie padało, a w niedzielę deszcz rozpoczął swoje rządy równo o godz. 15 i panował niemal dokładnie dwie godziny. Momentami padało mocniej, ale ulewą czy oberwaniem chmury nazwać tego nie można. Przy pewnym nakładzie pracy pewnie dałoby się mecz odjechać, rozpoczynając zawody o 18.30. Kolejne, dużo mocniejsze, opady rozpoczęły się po 22. Wiadomo, że oglądanie żużla w takich warunkach nie należy do jakichś wielkich przyjemności i pomimo tego co napisałem kilka linijek wyżej chyba nikt nie miał pretensji za przełożenie meczu. Po co więc ten artykuł, skoro krytykować nie ma za co, a pochwał też jakoś nie widać? Bo wystarczyło przeczytać wypowiedź p. Roberta, żeby dojść do prostego wniosku, iż w całej tej sprawie wcale nie chodziło o kwestie pogodowe. Jak w wielu innych wypowiedziach pana senatora, tak i tutaj jest drugie dno.
Mecz, jak wiadomo, został przełożony na piątek 21 czerwca. Pierwszą rzeczą jaka rzuciła się w oczy była była propozycja klubu, aby wszyscy mający świadectwa z czerwonym paskiem weszli za darmo. Pomysł sam w sobie całkiem fajny. Problem w tym, że wakacje zaczynają się tydzień później. Dobra. Chłop źle spojrzał w kalendarz i zwyczajnie powiedział coś, zanim dokładnie to sprawdził. Zdarza się. Pojawił się jednak drugi argument – troska o rękę Nickiego Pedersena, który przed zielonogórskimi fanami mógłby nie zaprezentować pełni swoich umiejętności. Przyznam, że gdybym nie siedział w momencie czytania tegoż tekstu, to chyba bym się przewrócił. Ze śmiechu. Trzeba być naprawdę mocno przestawiony próg naiwności, aby uwierzyć w taką wielkoduszność. A skoro szuka się argumentów na siłę, to znaczy, że coś chce się zwyczajnie ukryć. Co? Poniżej przedstawiam moje propozycje.
Już niedzielny pojedynek z tarnowianami pokazał, że może zdarzyć się sytuacja, gdy kibice przyjdą w ilości dużo mniejszej niż zakładana. 5 tys. ludzi mniej niż na meczu z Unią Leszno (pomimo niższych cen biletów) zapewne dało się odczuć w klubowej kasie. Przyczyn takiego stanu rzeczy było zapewne kilka. Najważniejsze, to: żenujący występ Falubazu w Gorzowie i finały koszykarskiej Tauron Basket Ligi. Jeśli atmosfera wokół klubu jest nijaka, to lepiej trochę ten czas przepękać, dopóki główny rywal wizerunkowy skończy swoje rozgrywki i kibice zajmą się czymś innym, a po drodze spróbować poprawić swój wizerunek, bo okazja do tego będzie dogodna. Nieprzypadkowo termin powtórzenia meczu został przewidziany na okres po lubuskich derbach, które mają się odbyć 16 czerwca. Zwycięstwo różnicą co najmniej 11 punktów da zielonogórzanom bonus, a kibicom poczucie liderowania w regionie. I to nawet w przypadku gorszego występu w Tarnowie, gdzie „Jaskółki” będą jechać niemal o wszystko. Warunek jest jeden: za wszelką cenę trzeba wysoko pokonać Stal Gorzów, najlepiej w dobrym stylu. Jeśli to się uda, a koszykarze przestaną „przeszkadzać”, to niewątpliwie notowania Falubazu wzrosną.
Po co to wszystko? Taka jest niestety cena „dbania” o kibiców Falubazu, w odróżnieniu od kibiców żużla. Bo wbrew pozorom te dwa pojęcia nie mają ze sobą zbyt wiele wspólnego. Moda jaka stworzyła się kilka lat temu wciąż jeszcze trwa. Forma nieco się zmieniła i chyba zaczyna się to wszystko powoli przejadać, ale jednak trwa. Jeśli klub przestanie wspierać tą grupę – straci pieniądze z biletów teraz, jeśli nadal będzie wspierać – odwracać się będzie od niego coraz większa liczba kibiców speedway’a, bo taki odwrót jest faktem. Liczy się tu i teraz (czego dowodem jest chociażby brak jakiejkolwiek reakcji klubu na doping negatywny), bo choć niewątpliwie moda za jakiś czas się skończy, to na dzień dzisiejszy wciąż klub żużlowy jest sposobem dotarcia do sporej grupy ludzi. I to w celach raczej mało mających wspólnego ze sportem.
I jeszcze jak na złość obaj grandpriksowi podopieczni jadą taki sam piach jak w Pradze, choć powiedziałbym, że nawet gorszy…