Chłyt materkinodody

Żużel, ten mający aspiracje wejścia na salony sportu, przeżywa ostatnio ciężkie chwile. Niby są pomysły na promocję, niby wciela się w życie rozwiązania mające zapobiegać niekorzystnemu wizerunkowi, a tu sytuacja wcale się nie poprawia. Można rzec nawet, że  jest gorsza niż w latach poprzednich. Aż strach myśleć co jeszcze wymyślą działacze dla dobra speedway’a, bo duża część pomysłów okazuje się beznadziejna na etapie ich realizacji.

W ciągu zaledwie ośmiu dni (od soboty do soboty) mieliśmy aż trzy wizerunkowe wpadki żużla jako dyscypliny mającej ambicje pokazać się jako sport atrakcyjny dla kibica. Najpierw w obecności ok. 50 tys widzów zabito najbardziej prestiżowy turniej z cyklu Speedway Grand Prix w walijskim Cardiff. Zawody, w których chce wystąpić większość zawodników, zmieniły się w jedną wielką walkę z torem. Kiedy brytyjscy kibice w końcu przybyli kibicować swojemu reprezentantowi liczącemu się w stawce, ich ulubieniec i nadzieja na sukcesy – Tai Woffinden, dzięki nawierzchni przygotowanej przez swoich rodaków wylądował w szpitalu ze złamanym obojczykiem. „Tajski” lecąc w kierunku bandy znów zabrał ze sobą po drodze Nickiego Pedersena. Duńczyk oprócz złamanej kości ma teraz jeszcze naciągnięte więzadła w nadgarstku. Na dodatek na piątkowym treningu kontuzji nabawił się Andreas Jonsson. Ciekawe ilu kibiców przybędzie na Millenium Stadium w przyszłym roku?

Następny dzień i całkowita kompromitacja nowych przepisów ekstraligi. W obecności sędziego i komisarza goście z Rzeszowa odmówili jazdy na torze, który ich zdaniem był niebezpieczny. Organizatorzy w przeszłości szykowali niejednokrotnie nawierzchnię daleko odbiegającą od standardów bezpieczeństwa i ta opinia ciągnie się za nimi do dziś. Arbiter,choć początkowo nie widział problemu, rozpoczął mecz z ponad godzinnym opóźnieniem. Mimo tej decyzji wszystkie wyścigi zakończyły wynikiem 5:0, a 6 tys. kibiców zgrzytało zębami z wściekłości. Po sześciu dniach znamy wyrok: kary finansowe dla obu klubów i odjęcie po jednym punkcie meczowym. W ten sposób Unia musi zapłacić swoim zawodnikom równowartość 75 punktów biegowych za jeden punkt meczowy. To najdroższy remis w historii. Goście nie mają wydatków za punkty, ale ich sytuacja w tabeli mocno się skomplikowała. Ciekawe jak zachowają się rzeszowscy zawodnicy, bo pani prezes upierając się przy bojkotowaniu meczu de facto pozbawiła ich możliwości zarabiania. A wszystko przez kontuzje N. Pedersena i Dennisa Anderssona. Duńczyk co prawda pojawił się w Lesznie, ale nie byłby w stanie jechać, więc po raz kolejny w tym roku nie mógłby zarobić w Polsce. Swoją drogą jak to możliwe, że do składu zgłaszany jest kontuzjowany żużlowiec? Przecież musi mieć ważne badania lekarskie, czyli jakiś lekarz dopuścił go do jazdy mimo… niezdolności do jazdy. Dlaczego tym nie zajmą się ustalający przepisy? Przecież to jest ewidentny przekręt.

Kompromitacja ekstraligi trwa zresztą nadal, bo rezygnację złożył prezes Unii Józef Dworakowski, a przyczyn takiej decyzji było kilka, bo oprócz gęby dorobionej mu przez przez panią prezes z Rzeszowa prawie 30% jego kibiców przyszło po zwrot pieniędzy za bilet, co spowodowało spory ubytek w kasie. Żużlowcy oczywiście nie będą mieli skrupułów i wystawią faktury za zdobyte punkty. Co będzie z klubem z Leszna, który na krajowym rynku wyróżniał się do tej pory opieraniem składu na wychowankach? Ilu kibiców przyjdzie na kolejny mecz? Z kolei Marta Półtorak chlapnęła, że jeśli jej klub zostanie ukarany, wycofa go z rozgrywek. Kara została nałożona, ale klubom przysługuje jeszcze możliwość odwołania się od niej. Ciekawe czy w przypadku konieczności zapłacenia 255 tys. zł, faktycznie zostanie dziewięciodrużynowa liga. Trochę wątpię. Ale gdyby tak się stało, to czy nasz żużel coś straci? Chyba niewiele, bo rzeszowska drużyna pozbyła się własnej historii, loga z charakterystycznym żurawiem, praktycznie nie szkoli wychowanków mając kupiony niemal cały docelowy skład, za wyjątkiem słabiutkiego Dawida Lamparta.

Po kilku dniach miał się odbyć reklamowany od dłuższego czasu turniej Eurosport Speedway Best Pairs. Odbył się. Rozpoczął się z opóźnieniem z powodu finału debla w Paryżu, co już pokazuje hierarchię. Dodatkowo walki było niespecjalnie dużo, niespodzianek właściwie w ogóle, a trybuny świeciły pustkami. Ale czy można dziwić się ludziom, że nie kupili biletów za 50 zł, gdy turniej mogą obejrzeć sobie w telewizji? Chyba organizatorzy takich zawodów muszą zejść na ziemię i przyjąć do wiadomości, że dla kibiców liczy się tylko i wyłącznie liga, bo panowie i panie prezesi spowodowali, że w Polsce mamy w większości fanów poszczególnych drużyn, a nie samej dyscypliny. Dochodzi do paranoi – bilety ulgowe na lubuskie derby kosztują 45 zł. Czy będzie komplet? Jeśli nie, to może się okazać, że nie uda się odrobić finansowych start za poprzednie spotkanie. A jeśli nie uda się Falubazowi zdobyć bonusa, to może się okazać, że część kibiców więcej nie pojawi się już na stadionie i zamiast kontrataku będziemy mieli koniec marketingowej potęgi. Dzień przed lubuskimi derbami w Gorzowie odbędzie się kolejny turniej z cyklu SGP. Na razie nie ma szału ze sprzedażą biletów, bo kibice czekają zapewne na niższe ceny (im bliżej zawodów, tym ceny są niższe), ale czy można się dziwić, skoro wejściówki są tańsze niż półtora miesiąca temu o okrągłe 100 zł?

Dokąd to wszytko prowadzi? Wniosek jest chyba prosty. Póki co w polskim żużlu rządzą miasta nienależące do największych i pewnie dlatego żużel na najwyższym poziomie jeszcze się tam ostał. Kibiców, za wyjątkiem pojedynczych przypadków, jest na trybunach coraz mniej i wyraźnie speedway przejadł się już choćby dlatego, że wszystko dusi się we własnym sosie, bo żużel ze względu na ogromne koszty i stosunkowo małą ilość zawodników wciąż nie ma zbyt korzystnych perspektyw na rozwój. Żużlowcy dziś jeżdżący w jednej drużynie w następnych dniach jadą przeciwko sobie, brak czegoś w rodzaju europejskich pucharów, nie mówiąc już o lidze drużyn narodowych.

One thought on “Chłyt materkinodody

  • 09-06-2013 z 02:29
    Permalink

    A właśnie MŚ par miałyby szansę coś zmienić. W składach 5 osobowych Polacy mieli niemal abonament na mistrzostwa, w 4-osobowych także ciężko nas dogonić, ale już dwójkę świetnych zawodników mogłoby z powodzeniem wystawić kilka nacji. Ale na pewno nie przejdzie reprezentacja „Czech” Żagar-Dryml…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *