Wygląda na to, że kończy się wreszcie oczekiwanie na podjęcie decyzji w sprawie Grigorija Łaguty. Przy okazji kończy się także (przynajmniej na rok) przygoda ROW-u Rybnik z ekstraligą. Nie wiem czy meldonium trafiło do jego organizmu przez przypadek czy za jego wiedzą. Wiem natomiast, że bardzo źle rozegrał tę partię.
Wydaje mi się, że próba szukania dziur i różnego rodzaju kruczków w celu sztucznego przedłużenia całego procesu była bardzo bardzo głupim i bardzo nieodpowiedzialnym pomysłem adwokata. Nie chcę mieszać polityki do sportu, ale trudno tutaj od tego uciec, skoro POLADA, czyli nasza narodowa agencja antydopingowa, została powołana do życia przez sejm w kwietniu br. Wiadomo jak silne są obecnie podziały, jak mocno próba reformy sądownictwa wpłynęła na pogłębienie tych podziałów. Trzeba być człowiekiem skrajnie nieodpowiedzialnym, żeby w takim okresie próbować ugrać coś kiepskim trikami. Przecież Grigorij Łaguta tak naprawdę nie miał nic na swoją obronę. Takie jest moje zdanie na temat pracy adwokata i na temat samego Grigorija, bo przecież chłop też ma swój rozum i może korygować zapędy prawnika.
Zakładam, że doping znalazł się w organizmie Łaguty – nazwijmy to – przypadkowo. Mogę zrozumieć, że Grisza miał wypadek na motocrossie i w szpitalu na Łotwie podali mu meldonium, czego przecież nikt przed nim nie ukrywał, skoro wszystko było napisane na karcie, którą zawodnik otrzymał przy wypisie ze szpitala. Jak rozumiem, tę właśnie kartę przedstawiał komisji antydopingowej jako dowód swojej niewinności. Zgodnie z procedurą powinien jednak niezwłocznie zgłosić ten fakt i rzeczywistość wyglądałaby zupełnie inaczej. Nie zgłosił. Trudno. Jednak przedstawianie dokumentów potwierdzających de facto jego winę jest… Zaprawdę, trudno jest to w kulturalnych słowach nazwać.
Cisną mi się na usta (albo raczej na klawiaturę) słowa wulgarne, bo skoro sama POLADA powstała niedawno i jest to jedna z pierwszych spraw jakimi się zajmuje, skoro sprawa nie dotyczy Polaka, to pójście na konfrontację nie mając ŻADNYCH argumentów jest głupotą w najczytszej postaci. Do tego dochodzi jeszcze kwestia ekstraligi żużlowej i niemożności podania oficjalnej tabeli, a więc perspektywa kompromitacji Ekstraligi Żużlowej. Łaguta spalił chyba wszystkie mosty, jakie mógł spalić. Nie wiem co chciał osiągnąć jego adwokat, ale chyba gorzej Grisza nie mógł wybrać.
Grigorij Łaguta ma być zawieszony na dwa lata. To jest jego problem, choć niewątpliwie będzie brakować go na żużlowych torach. Jednak prawdziwy problem ma ROW Rybnik. Wygląda na to, że kolejne wejście kuchennymi drzwiami do ekstraligi zakończy się kolejną katastrofą. Przypominam, że choć rybniczanie nie wywalczyli awansu w 2005 roku, to jednak „awansowali”, ponieważ Wybrzeże Gdańsk nie udźwignęło narastających długów, a ROW… dysponował stadionem ze sztucznym oświetleniem. Wszystko działo się już po zakończeniu okresu transferowego, więc de facto ROW przystąpił do ekstraligowych rozgrywek z pierwszoligowym składem. Zakończyło się to tak, że przez wiele kolejnych lat ratowano byt czarnego sportu w tym mieście (jeszcze w 2013 roku rybniczanie jeździli w II lidze). W końcu pojawiły się miejskie pieniądze i udało się „awansować”. Pomimo ogromnych środków z miasta nie udało się jednak zbudować nic trwałego. Ale nawet to co się udało zostaje zniszczone przez aferę Łaguty, a klub wraca z powrotem do sytuacji sprzed dziesięciu lat. Jeszcze raz powtórzę – wyjście z poprzedniej katastrofy zajęło aż 10 lat! Ile zajmie teraz?
Znając życie, nie zostaną wyciągnięte żadne sensowne wnioski z tegorocznego przypadku dopingu, tak samo jak nie wyciągnięto ich wcześniej po wpadkach Patryka Dudka i Aleksandra Łoktajewa. Obaj zawodnicy po rocznej przerwie wrócili na żużlowe tory. Grigorij Łaguta ma obecnie 33 lata. Na pewno będzie mieć kontakt z motocyklem, ale dwa lata to kawał czasu. Szkoda, że człowiek z takim talentem zmarnował swoją szansę pozostawienia po sobie czegoś wielkiego w tym sporcie.
Tak na koniec. Patrząc na to co robił klub z Torunia (podpisanie umowy z Jackiem Frątczakiem, budowanie składu na przyszłoroczne rozgrywki ekstraligowe) wydaje się, że decyzja o anulowaniu punktów zdobytych przez Grigorija Łagutę w spotkaniu ROW-Włókniarz, a tym samym o weryfikacji wyniku i odjęciu punktów rybniczanom, była wiadoma już od dawna. Tylko Sportowe Fakty co jakiś czas podsycały atmosferę artykułami, które miały budować atmosferę niepewności. Artykuły same w sobie nie zawierały specjalnie merytorycznych kwestii, ale nabijały wyświetlanie reklam, co zresztą było ich zadaniem. Nasuwa się pytanie: czy Ekstraliga Żużlowa i PZM nauczyły się wreszcie czegoś?