Dwaj najbardziej utytułowani polscy żużlowcy (spośród aktualnie jeżdżących oczywiście), czyli Tomasz Gollob i Jarosław Hampel, zimę spędzili na dochodzeniu do pełnej sprawności po skomplikowanych operacjach. „Chudy” co prawda startuje już w sparingach, ale chyba traktuje te starty jako swego rodzaju sprawdzenie organizmu. „Mały” musi jeszcze poczekać ponad miesiąc, bo lepiej wrócić dwa tygodnie później, niż jeden dzień za wcześnie.
Oba przypadki są oczywiste, przynajmniej na pierwszy rzut oka. Tomasz Gollob ze względu na kłopoty z kręgosłupem poddał się operacji, skutkiem czego musi się jeszcze oszczędzać. Jarosław Hampel po czerwcowym wypadku podczas półfinału DPŚ w Gnieźnie wciąż nie ma pozwolenia lekarza na rozpoczęcie treningów. Co w tym dziwnego? Czepiam się trochę, ale nie potrafię zrozumieć po co Tomasz Gollob kontynuował starty w ubiegłym roku, skoro nie mógł rywalizować z powodu problemów z kręgosłupem. Żeby było ciekawiej, jego klub wcale nie miał zamiaru walczyć o utrzymanie, bo w Grudziądzu liczono na ponowne wejście do ekstraligi kuchennymi drzwiami, które otworzyły się na oścież wraz z brakiem licencji dla klubu z Rzeszowa. W sierpniu GKM Grudziądz przyjechał do Zielonej Góry na mecz o wszystko, w którym kompletnie nie podjął walki, a Tomasz Gollob pojawiał się pod taśmą czterokrotnie, przy czym połowę wyścigów zakończył przedwcześnie – zjeżdżał z toru wobec zbyt dużej straty do rywali. Dlaczego czekał z operacją tak długo? Nie potrafię tego racjonalnie wytłumaczyć. Pewnie nie pomylę się zbytnio, jeśli wśród potencjalnych przyczyn wymienię kwestie kontraktu podpisanego na okrągłą sumę. Czy faktycznie przyczyną słabej postawy byłego mistrza świata były wyłącznie kłopoty zdrowotne? Nie wiem. Wcześniej winne były jedne tłumiki, potem inne tłumiki, teraz okazało się, że problem tkwił w kręgosłupie.
W przypadku Jarosława Hampela sprawa wygląda inaczej. Oglądnąłem film o jego rehabilitacji i przyznam, że do tej pory chyba nie potrafiłem dobrze ocenić powagi sytuacji i skali obrażeń. Nie zmienia to jednak faktu, że nie do końca potrafię zrozumieć dlaczego w ogóle doszło do tak poważnych obrażeń. Wiem, że łatwo ocenia się sytuację siedząc na trybunach czy przed telewizorem, ale mam wrażenie, że w tym feralnym dniu „Mały” nie był w najlepszej formie i nie czuł się szczególnie komfortowo na motocyklu. Mając za przeciwników zawodników bardzo przeciętnej klasy, z całym szacunkiem dla Linusa Sundstroema i Witalija Biełousowa, teoretycznie powinien być wyraźnie z przodu. Zwłaszcza, że Polacy mieli możliwość spokojnego trenowania na torze w Gnieźnie kilka dni przed zawodami.
O ile Tomasz Gollob bierze już udział w sparingach grudziądzkiej drużyny, to Jarosław Hampel zapowiedział powrót na maj. Jest szansa, że wystąpi w turnieju Grand Prix w Warszawie, co jest dla niego niewątpliwie bardzo ważne, jako że starty w elicie są szansą na realizację indywidualnych celów, a powrót po ewentualnym wypadnięciu z cyklu nie jest zadaniem łatwym, jako że eliminacje często odbywają się na torach bardzo rzadko odwiedzanych przez żużlowców z wyższej półki. Poza tym nie ma co ukrywać, że obecność w światowej czołówce pozwala na pewno skuteczniej pozyskiwać sponsorów.
Paradoksalnie nieobecność J. Hampela może być korzystna dla Falubazu w początkowej fazie rozgrywek, bo szansę na udowodnienie swojej przydatności dostaną wszyscy dostępni seniorzy. Po jego powrocie najsłabszy będzie oczekującym i tu wszystko powinno być jasne i przejrzyste.
Życzę obu panom udanego powrotu na żużlowe tory. Pomimo ostatnich „przygód” zdrowotnych wciąż mogą wygrywać z rywalami z czołówki. Myślę jednak, że ten sezon będzie dla nich ważny także dlatego, że wyznaczy w jakiś sposób ich dalszą sportową przyszłość.