niedziela, 17 sierpnia, 2025
spot_img
Strona głównaFotorelacjaInt. 59. ADAC Grasbahnrennen Rastede

Int. 59. ADAC Grasbahnrennen Rastede

Po ubiegłorocznej podróży do Danii bardzo polubiłem ten kraj. Dlatego chciałem odwiedzić nowe obiekty, szczególnie Holstebro, a przy okazjizobaczyć walkę o miejsce w cyklu SGP w Holsted, które odwiedziłem wcześniej „na sucho”. Kiedy wybieram się w trasę i mam do przejechania grubo ponad 1500 kilometrów, warto sprawdzić, czy przy okazji da się zobaczyć coś jeszcze. Kolejne kilkaset km nie robi wielkiej różnicy. I tak w planie pojawiła się miejscowość Rastede, leżąca w Dolnej Saksonii, niedaleko Bremy.

Okazja była o tyle ciekawa, że nigdy nie miałem możliwości oglądania na żywo wyścigów na trawie, więc warto byłoby poznać zupełnie nowy świat wyścigów w lewo. Poszukałem miejsca na mapach Google i szybko okazało się, że nie ma tam typowego toru do grasstracka, a zawody rozgrywane są w… parku zamkowym (Rastede Schloßpark).

Tor ma oczywiście charakter tymczasowy. Na co dzień jest tu po prostu park. Wyczytałem w oficjalnych dokumentach DMSB, że długość toru, którego kształt jest pewną wariacją na temat owalu, wynosi 1000 metrów. Ze strony Rasteder Automobilclub dowiedziałem się z kolei, że ogrodzenie (czyli banda) ma 1200 metrów długości. Jej postawienie zajmuje pewnie kilka dni. Do tego trzeba powbijać w ziemię chorągiewki ograniczające tor z wewnętrznej i zewnętrznej strony. Sporo pracy miejscowych wolontariuszy wymaga przygotowanie tego tradycyjnego turnieju. Dodam tylko, że większość ciekawostek wyczytałem już po powrocie do domu.

Plany miałem ambitne. Chciałem przyjechać w południe, może chwilę wcześniej. Miałem zwiedzić park, zrobić zdjęcia pałacu, bo wg mnie jest pałac, a nie zamek. Obawiałem się nieco drogi, bo jednak do przejechania była granica duńsko-niemiecka, będący w wiecznym remoncie most nad Kanałem Kilońskim i przede wszystkim dramatycznie zakorkowany Hamburg. Wszystkie te punkty udało mi się pokonać. Gdy do celu pozostało jakieś 70 km wjechałem w korek koło Bremy. Tego nie przewidziałem. Remont mostu na Wezerze skutecznie zniszczył moje plany. Dojechałem na… 13. wyścig. Po raz pierwszy w sposób tak sromotny przegrałem walkę z remontami niemieckich autostrad.

Po tym wszystkim chciałem zrobić trochę fotek, ale entuzjazm wyparował. Byłem zmęczony i głodny, a mając w perspektywie drogę powrotną do Zielonej Góry i kolejną krótką noc, jakoś nie potrafiłem cieszyć z pierwszej obecności na tej niewątpliwie wyjątkowej imprezie.

Jeśli po raz pierwszy przyjeżdża się na wydarzenie, które ma swoją wieloletnią tradycję, to człowiek czuje się kompletnie zielony i nie bardzo rozumie co się wokół niego dzieje. W końcu dotarłem, kupiłem bilet, dostałem program i wszedłem na obiekt. Cisza. Nagle wyjeżdża z umownego parkingu gość, który samotnie pokonuje dwa okrążenia. Potem kolejny, potem podobnie wygląda to w wykonaniu dwóch sidecarów. Okazało się, że tak właśnie wyglądały wyścigi 13 i 14, czyli próby bicia rekordu prędkości, należącego od 2004 do Kelvina Tatuma. Dobrze, że spotkałem Wiesia Potulnego, bo dzięki niemu choć trochę zostałem uświadomiony co się wokół mnie dzieje.

Cóż było robić? większość ścigania mnie ominęła, więc stwierdziłem, że obejdę tor dookoła i zobaczę, jak to wygląda z różnych punktów patrzenia. Na początku przeszedłem prostą startową i zakotwiczyłem na szczycie pierwszego łuku. Tutaj obejrzałem wyścigi klasy B i klasy Int., czyli tej międzynarodowej. Jak to na szczycie łuku bywa, dostałem tym i owym z toru, ale powoli zacząłem ogarniać o co w tej zabawie chodzi. Ciekawe było to, że choć tor wyglądał na zdecydowanie ziemny, to w kurzu po przejechaniu zawodników zdecydowanie były kawałki trawy. Kurz miał zresztą bardzo specyficzny zapach. Poszukałem miejsc, z których mogłem zrobić jakieś sensowne zdjęcia, potem doszedłem do strefy gastronomicznej i w końcu udało mi się coś zjeść (miejscową kiełbasę i frytki).

Okrążając tor musiałem siłą rzeczy przejść także przez prowizoryczny parking, czyli swego rodzaju miasteczko utworzone z busów zawodników oraz ich ekip, a także baldachimów, pod którymi stały motocykle. Początkowo po prostu przechodziłem, ale od czasu, gdy znalazłem stojący silnik GM, zacząłem się bardziej szczegółowo przyglądać sprzętowi. Mam zresztą wrażenie, że zawodnicy startowali na starych tłumikach, a dokładniej rzecz ujmując – na takim sprzęcie, jakim dysponowali. To jest specyfika wyścigów amatorów, czyli często starszych panów z brzuszkiem, posiadających jednakże spore umiejętności, odwagę i… motocykle pamiętające kilka poprzednich sezonów, że tak to ujmę.

Wróciłem z powrotem na prostą startową przed wyścigami ostatniej szansy. Zwyczajnie oglądałem jazdę zawodników i robiłem zdjęcia bez rozróżniania kto jedzie. I to było całkiem fajne, bo skupiłem się na oglądaniu, a przecież po to właśnie tu przyjechałem. Nie jestem ani znawcą, ani wielkim fanem wyścigów na trawie, bo na co dzień nie mam do nich dostępu. Nie rozróżniam zawodników, bo nie oglądam zawodów. Staram się więc cieszyć tym co widzę.

Wyścigi główne, czyli klasa Int. Lizenz Solo 500 ccm, stały oczywiście na zdecydowanie wyższym poziomie niż klasy narodowej. Prędkości osiągane na ziemnej nawierzchni (ze wszystkimi tego konsekwencjami) są szalone. Kompletnym szaleństwem są jednak wyścigi sidecarów. Pasażerowie muszą mieć bezgraniczne wręcz zaufanie do kierowców, a z kolei kierowcy ogromny szacunek dla siebie nawzajem, starając się wygrać, ale pamiętając o rywalach. Przyznam, że wyścigi sidecarów były dla mnie ciekawsze. To jest szaleństwo w czystej postaci. Co ciekawe, kiedy patrzy na tych ludzi bez kasków, to nigdy bym ich o takie szaleństwo nie podejrzewał.

Przyznam, że to zupełnie nowe doświadczenie – oglądać wyścigi na trzy okrążenia, gdy zawodnicy znikają za drzewami, czasem za górką, a potem znów pojawiają się polu widzenia, pędząc po parkowej nawierzchni z ogromną prędkością.

Tak sobie myślę, że ciekawie byłoby w to miejsce przyjechać, gdy jest ono zwyczajną przestrzenią parkową i wtedy zrobić zdjęcia. Park jest zresztą bardzo urokliwy. Za przeciwległą prostą znajdują się dwa stawy z fontannami, jak to często w parkach pałacowych bywa. To jest po prostu bardzo ładne miejsce, które zapewne pięknie wygląda w barwach jesieni.

Po zakończonych zawodach pozostało wsiąść w samochód i ruszyć w drogę powrotną. Udało się na tyle dobrze, że kilka minut przed północą byłem w domu.

Takie wieloletnie, tradycyjne imprezy mają swoją specyfikę, własny klimat i własne zasady. Byłem tutaj po raz pierwszy, więc oceniając wszystko przez pryzmat wcześniejszych doświadczeń, siłą rzeczy czułem się trochę jak intruz wśród ludzi oglądających zmagania co roku. I takim jednorazowym intruzem pozostanę, bo nie mam możliwości corocznego odwiedzania podobnych miejsc. Trochę żałuję, bo tutejsza tradycja jest tym, co kompletnie zostało zapomniane w naszym świecie polskiego speedwaya, gdzie wiele kwestii musi być zrozumiałych dla żółtodziobów. A przecież cały urok tych tradycyjnych zawodów polega właśnie na bardzo unikalnej atmosferze, zrozumiałej dla stałych bywalców.

Takie imprezy pokazują także, że pewien świat powoli wyje się odchodzić. W programie pokazani są patroni zawodów – niemłodzi już panowie. Na motocykle wsiadają często panowie z siwymi włosami, z brzuszkiem. Ale to dzięki nim ta tradycja trwa. A czy będzie w przyszłości kontynuowana? Dzisiejszym młodym mężczyznom, też w końcu kiedyś przerzedzą się i zsiwieją włosy…

Poprzedni artykuł
Następny artykuł
POWIĄZANE ARTYKUŁY

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Informacje

3. runda ligi norweskiej w Oslo (Lunner)

Na torze Lunner (niedaleko Oslo) odbyła się dziś 3. runda ligi norweskiej. Drużyna Elgane tym razem jechała bez swojego lidera Glenna Moi, który startuje...

Finał IM Finlandii

Ze strony speedway.fi dowiedziałem się, że udało się wczoraj w Seinäjoki rozegrać finał IM Finlandii. Tzn. udało się rozegrać tak naprawdę trzy serie, bowiem...

Odwołane zawody w Mureck

W terminarzu austriackiej federacji pojawiła się informacja, że zawody planowane na 14 września w Mureck, zostały odwołane. Miała to być jedna z rund połączonych...

Sezon rozpoczęty na Isle of Wight

Wczoraj rozpoczął się sezon na wyspiarskim torze Isle od Wight. W pierwszym meczu Memoriału Vince Mapleya, Wightlink Warriors przegrali z Cradley Heathens 33:57....

Nadchodzące wydarzenia