Kolejarski hit sponsorowany przez literkę „t”

Rawicz leży w miarę blisko Zielonej Góry, więc wybrałem się w niedzielę na kolejarskie derby, będące przy okazji meczem na szczycie 2. ligi. Spodziewałem się zaciętego pojedynku, ale wyszło jak wyszło. Tak bywa.

Rawicki stadion jest bardzo specyficzny ze względu na odległość trybun od toru oraz bardzo małe nachylenie wałów, co powoduje, że na drugim prostej startowej oraz drugim łuku właściwie widać tylko kaski zawodników wystające ponad bandę. Jest to jednocześnie bardzo dobre miejsce, żeby spotkać się i w dobrym towarzystwie spędzić jakieś trzy godziny, przy 1niezłej kiełbasce, piwie (kto może), a gdzieś w tle jeżdżą żużlowcy i nawet specjalnie nie hałasują. Nie kupowałem programu i tak na dobrą sprawę nawet nie wiedziałem dokładnie kto jedzie w poszczególnych biegach, a końcowy wynik poznałem… po powrocie do domu.

Nie zakładałem oczywiście, że tak będzie wyglądał ten wyjazd, wszak miały to być wielkie emocje, co podkreślał spiker przez kilkadziesiąt minut przez meczem. Tymczasem liczba dotkniętych lub zerwanych taśm spowodowała, że mecz ciągnął się dość mocno, a gdy dodam, że wszystkie te błędy popełnili zawodnicy drużyny gości, to stanie się jasne, że zwycięzca był znany już po kilku wyścigach, a niewiadomą były rozmiary zwycięstwa. Dodatkowo opolanie stracili jednego ze swoich liderów – Madsa Hansena, który wycofał się po upadku w VI biegu. Wówczas różnica wynosiła zaledwie dwa punkty, ale od kolejnego wyścigu zaczął się koncert gospodarzy i coraz większa nieudolność gości,  więc szanse na choćby obronę 12-punktowej zaliczki z pierwszego spotkania malały z każdą kolejną gonitwą. Chyba jakoś koło IX czy X biegu przestałem zajmować się wynikiem.

Chciałbym się bardziej skupić na otoczce i organizacji meczu. Zaraz przy wejściu na obiekt można było nabyć koszulki, czapli, szaliki, długopisy i nie da się nie zauważyć, że przygotowano je z pomysłem. Popracowano nad logo, nad kolorystyka, jest w atrakcyjnym miejscu platforma ze stolikami, skąd można śledzić zawody. Można nabyć bilety przez internet i nie stać w kolejkach przed kasami. Być może toakurat wymogła w pewien sposób pandemia, ale nie ma to wielkiego znaczenia. Są efektowne trybuny na tym kameralnym obiekcie, w barwach klubu. Brakuje chyba tylko wychowanków…

Jeśli przypomnimy sobie co działo się w Rawiczu kilka lat temu, gdy na mecze przychodziło po 300 czy maksymalnie 500 osób, jeśli przypomnimy sobie okupowanie ostatnich miejsc w drugiej lidze, jeśli przypomnimy sobie wysokie porażki na własnym obiekcie, to wypada zapytać się: czy w tym wielkpolskim miasteczku nagle wrócił klimat dla żużla? Na pewno bycie na stadionie przestało być obciachem, pojawiają się nawet oczekiwania. To przez wiele lat był lokalny klubik prowadzony siłami lokalnych działaczy, który nie był w stanie na dłuższą metę rywalizować z mocarstwowymi zapędami działaczy z innych drugoligowych miast, napędzanych najczęściej pieniędzmi od samorządów. Niejeden gwiazdor ekstraligi zarabiał kilkukrotnie więcej niż wynosił całoroczny budżet ówczesnego Kolejarza Rawicz. Wszystko zaczęło się walić i wtedy pomocną dłoń wyciągnęła Unia Leszno, która potraktowało malutkiego sąsiada jako możliwość startów, a więc także rozwoju, dla swoich wychowanków oraz dobrze rokujących młodych Australijczyków. Nie da się ukryć, że cała ta wizualna i graficzna otoczka pochodzi z Leszna, skład pochodzi z Leszna, motocykle pochodzą z Leszna. Jednak gdzieś w środku ta organizacja jest wciąż rawicka.

Uśmiałem się mocno wchodząc na obiekt, gdy pani ochroniarka zamiast sczytać kod paskowy z wydrukowanego w domu biletu, po prostu… przedarła mi kartkę. Ilu tak naprawdę było kibiców na trybunach? Nie wiem czy w miarę dokładnie da się to ustalić na podstawie sprzedanych biletów. Ciekawostką była też sprzedaż piwa. Ponieważ na poprzednim meczu był problem z nalewakami i nie można było kupić piwa, więc tym razem sprzedawano także piwo… w puszkach. Takie jak można kupić w każdym sklepie, czyli np. Lech Premium o zawartości alkoholu 5%, podczas gdy na imprezach masowych nie można sprzedawać napojów zawierających więcej niż 3,5% alkoholu. Może coś się zmieniło? Może to była impreza masowa? Niestety wciąż problemem tego stadionu jest brak murowanych toalet. O ile można skorzystać z przenośnych toalet, to niestety nie można umyć rąk, a to w dobie pandemii jest słabe. Jeśli do tego doliczymy brak sztucznego oświetlenia, brak ogrodzonego sektora dla gości, to nie bardzo wiem jak rawiczanie chcą spełnić wymogi (choćby te telewizyjne) po ewentualnym awansie. To samo zresztą dotyczy obiektu w Opolu.

To co jest siłą takich małych ośrodków, to właśnie ta zwyczajność, lokalność, przybijanie piątek po meczu, zdjęcia z zawodnikami. Wiem, że w wyższych ligach też są takie sceny, ale jednak tutaj było to bogatsze o taką małomiasteczkowość, pozytywnie rozumianą. Dzięki temu mogłem też podejść w czasie prezentacji do bandy i robić zdjęcia zawodnikom – nikt mnie nie wygonił, dziewczyny podprowadzające przesunęły się, żeby umożliwić kibicom zrobienie fotek. Tak to powinno wyglądać.

Warto jeszcze chyba napisać, że zaistniał w meczu pan sędzia, co akurat nigdy dobrą informację nie jest. Irytujące jest przerywanie wyścigów, a potem próba szukania na ekranie powodu tegoż przerwania. To niby stały, ale wciąż irytujący, element polskich lig, niezależnie od poziomu rozgrywek. Jednak w XIII sędzia nie przerwał wyścigu po upadku Oskara Polisa. Zdarzenie miało miejsce na pierwszym łuku ostatniego okrążenia, więc ewentualne przerwanie biegu nie wiązało się z koniecznością powtórki. A mimo wszystko w momencie, gdy żużlowcy mijali linię mety czerwone światło się nie świeciło, czyli wirażowi nie machali czerwonymi chorągiewkami, choć na torze leżał zawodnik z motocyklem. Cóż, widać ważniejsze jest sprawdzanie, czy ktoś nie utrudniał startu…

I na koniec mój komentarz w sprawach, które zostały rozdmuchane w mediach. Działacze rawiccy nie zgodzili się na transmisję telewizyjną. I wg mnie bardzo dobrze. Nigdzie nie jest napisane, że każdy żużel musi być w telewizji, zwłaszcza gdy klub ma partycypować w kosztach transmisji, tracąc w ten sposób na sprzedaży biletów. Mam wrażenie, że jakaś granica została przekroczona i żużla w telewizji jest po prostu za dużo, ale to tylko moje zdanie. Druga sprawa jest gorsza, bo pojawiła się już w mediach nie mających wiele wspólnego ze sportem, a już na pewno niczego wspólnego z żużlem. Chodzi oczywiście o prezesa Kolejarza Rawicz, który podobno z okna polewaczki pokazywał środkowy palec w stronę sektora kibiców gości. Nie wiem czy tak było i podejrzewam, że 90% ludzi obecnych na meczu tego nie wie. Dowodem ma być jakiś niewyraźny film, na którym nie można rozpoznać twarzy. Niech się tym zajmą ludzie, którzy na ściganie takich rzeczy biorą pieniądze. Niestety fora internetowe wiedzą swoje i tak naprawdę to co tam się wypisuje jest najgorsze. Ja nie miałem zielonego pojęcia, że jakiś pasażer jedzie w polewaczce, że próbuje zaistnieć obrażając innych. W tym czasie siedziałem na krawężniku na drugim łuku, rozmawiałem, być może jadłem kiełbasę i w zasadzie mało mnie interesowało co robi polewaczka. Smutne jest to, że z tego hitu właściwie został środkowy palec…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *