Eliminacje MIMP – Tarnów

Tarnów był jednym z dwóch żużlowych miast, w których nie odwiedziłem jeszcze stadionu. Udało mi się wreszcie pojechać do Małopolski i zobaczyć zawody rozgrywane w „Jaskółczy Gnieździe”. Okazją był „nietelewizyjny” turniej eliminacyjny Młodzieżowych Indywidualnych Mistrzostw Polski. Przy okazji mogłem zobaczyć w akcji młodych żużlowców z południowo-wschodniej Polski, których na co dzień raczej nie mam okazji oglądać.

Tarnowski stadion wg dostępnych informacji zlokalizowany jest przy ul. Zbylitowskiej, więc właśnie od tej ulicy rozpocząłem poszukiwania możliwości wejścia na obiekt. Brama faktycznie tam była, ale niestety zamknięta. Poszedłem wzdłuż ul. Czerwonych Klonów, ale nie spodziewałem się tam znaleźć wejścia, bo przeciwległa prosta ma trybuny raczej symboliczne. Skręciłem więc w ul. Chemiczną i przechodząc obok koszmarnej pozostałości po dawnym oszklonym dworcu Tarnów Mościce (w latach 70-tych był to pewnie budynek supernowoczesny) w końcu dostrzegłem ludzi zmierzających na stadion i  znalazłem wejście. Swoją drogą nie bardzo rozumiem dlaczego obiekt formalnie znajduje się przy ul. Zbylitowskiej, skoro główne wejście jest przy ul. Chemicznej. Ale to nie jedyna rzecz związana z tym obiektem, której nie rozumiem.

W mediach sporo miejsca poświęcono kwestii przebudowy tarnowskiego stadionu i patrząc na to jak prezentuje się to miejsce, to chyba trudno się temu dziwić. Już po wejściu widać, że trybuny pamiętają lepsze czasy – lata 90-te, a niektóre miejsca pewnie i okres komuny. Zresztą same Mościce pierwotnie były przemysłowym ośrodkiem wokół powstałej w okresie międzywojennym Państwowej Fabryki Związków Azotowych, a nazwa pochodzi od nazwiska Ignacego Mościckiego. Co ciekawe, po wojnie nazwy nie zmieniono, a Mościce zostały przyłączone do Tarnowa, będąc dzielnicą przemysłową, trochę na wzór krakowskiej Nowej Huty. Kiedyś pewnie nie istniał problem pieniędzy, więc w takich dzielnicach powstawały spektakularne obiekty. Dziś stadion czy wspomniany dworzec kontrastują ze znajdującymi się obok zadbanymi terenami sportowymi oraz charakterystycznymi ostrymi kątami Centrum Sztuki Mościce. Przy ul.  Zbylitowskiej zobaczyć można także bardzo ciekawy kościół – chyba jedyny w swoim rodzaju. Co ciekawe, ten bardzo urozmaicony architektonicznie budynek powstał na przełomie lat 40-tych i 50-tych. Warto zaznaczyć także, że ok. 600 metrów od stadionu znajduje się sklep firmowy Browaru Trzech Kumpli, w którym można kupić naprawdę porządnie uwarzone piwa w ogromnej liczbie rodzajów.

Wracam na stadion. Może coś w temacie jakości trybun zmieni się po awansie prowadzącej w tabeli piłkarskiej Unii Tarnów. Tylko czy awans do III ligi jest wystarczającym powodem do wydania przez miasto kilkudziesięciu milinów złotych? Na żużlowców nie ma co liczyć, bo w tej dyscyplinie klub stacza się po równi pochyłej, a w górę raczej staczać się nie da. Żeby nie zwalać wszystkiego na stadion, to powiem, że sam klub też działa chyba na jakichś dziwnych zasadach. Impreza młodzieżowa, więc raczej nie było co liczyć na kupienie jakichś pamiątek. Startowało co prawda aż czterech zawodników miejscowej drużyny, jednak trudno było spodziewać się tłumu kibiców. Ale żeby przy temperaturze ponad 30°C nie było otwartego przez całą imprezę punktu gastronomicznego? Spiker ogłosił, że po czwartym wyścigu będzie można kupić wodę i dobrze, że kupiłem dwie (ciepłe) butelki, bo po pół godzinie sklepik był już zamknięty. Za to przy wejściu miła pani rozdawała kolorowe programy zawodów.  Drugim pozytywem dla mnie był spiker, który po prostu mówił to co jest ważne, nie dorabiając marketingowego bełkotu do rzeczywistości.

Pierwotnie faworytami zawodów mieli być Wiktor Lampart oraz Mateusz Cierniak, ale ten pierwszy jako finalista IMŚJ uzyskał awans bezpośredni do finału MIMP. Tak więc faworyt był jeden i nie zawiódł. Oprócz niego dwaj zawodnicy Włókniarza Częstochowa (Mateusz Świdnicki i Bartosz Kowalski), Michał Curzytek ze Sparty Wrocław oraz Mateusz Dul z Orła Łódź walczyło o cztery miejsca premiowane awansem. Pozostali uczestnicy podzielili się na dwie (nierówne) grupy. Ta lepsza grupa zbierała punkty, ale awans jej nie groził, a słabsza po prostu brała udział w zawodach.

Na torze przez całe zawody kurzyło się niemiłosiernie, choć polewaczka początkowo wyjeżdżała co dwa wyścigi, jednak przy takim upale nie ma szans, żeby tor porządnie namoczyć. Nie obyło się niestety bez groźnych karamboli i przy tym co wydarzyło się w wyścigach drugim oraz dziewiątym trzeba dziękować Bogu, że skończyło się na jednym złamanym obojczyku. W II biegu na przeciwległej prostej Paweł Trześniewski przy bandzie próbował wyprzedzić Bartosza Kowalskiego, ale ten nie zostawił miejsca i 16-latek z Rybnika przewrócił się tuż przed rozpędzonymi Mateuszami – Gzylem i Świdnickim. O ile zawodnik Włókniarza zdołał przejechać obok rywali, to nie mający miejsca wychowanek Unii Tarnów wpadł w motocykl rywala z taką prędkością, że maszyna znalazła się na środku drugiego łuku. Wyglądało to przerażająco, jednak najpierw tarnowianin, a potem także rybniczanin wstali i spokojnie o własnych siłach wrócili do parkingu. W IX wyścigu na wejściu w drugi łuk pierwszego okrążenia podniosło Mateusza Gzyla. Tarnowianin puścił motor, który staranował jego kolegę klubowego Patryka Zielińskiego, który koziołkował z dwoma motocyklami. Tym razem mieliśmy dłuższą przerwę w oczekiwaniu na powrót karetki ze szpitala, jednak – szczęście w nieszczęściu – skończyło się „tylko” na złamanym obojczyku.

Pod koniec zawodów dziwne rzeczy zaczęły dziać się przy wejściu w pierwszy łuk. Zamazywała się tam biała linia i dwóch zawodników, już po zakończeniu wyścigu, wjeżdżając w to miejsce straciło przyczepność i zaliczyło uślizg. Co gorsza, do upadku w tym samym miejscu doszło po starcie do wyścigu XV, w którym udział brało czterech z pięciu najlepszych żużlowców turniej. Jadący z pola „A” Michał Curzytek stracił tam panowanie nad motocyklem i wywinął groźnego kozła. Po dłuższej chwili wstał i kulejąc wrócił do parkingu. Szczęście, że zawodnik Sparty nie zabrał przy tym upadku nikogo ze sobą, bo zawodnicy jechali bardzo blisko siebie i mogło dojść do wielkiego karambolu.

W sumie zawody trwały aż 3,5 godziny. Spiker na koniec podziękował pozostałym na trybunach widzom za cierpliwość. Pozostało więc wrócić do hotelu, przespać się i nazajutrz wrócić do domu. Jak oceniam sam tor? Na każdym owalu da się powalczyć, jeśli jest w miarę dobrze przygotowana nawierzchnia i wyrównana stawka zawodników. W czwartek z tą wyrównaną stawką był pewien problem, a dluuuuuugie proste promowały zawodników mających szybkie motocykle i potrafiących tą szybkość wykorzystać. Zaskoczyło mnie, że sam tor (w szczególności łuki) jest węższy nie wydawało mi się oglądając mecze w telewizji. Podsumowując – ciekawe doświadczenie, ale niekoniecznie wymagające powtórzenia.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *