Niektóre media na siłę chcą przekazać nam, że istnieje jakiś wielki konflikt pomiędzy szefostwem cyklów SGP oraz SEC. Panowie zapewne nie darzą się jakąś wielką sympatią, ale w całej tej sprawie mamy jeden wniosek: na żużlu da się jednak zarobić. Póki co pewnie nie są to jakieś wielkie kwoty, w porównaniu z innymi dyscyplinami, ale jednak konkurencja nie tworzy się na rynkach deficytowych.
Problem pojawia się gdzieś indziej. Wystarczy spojrzeć na wyniki turnieju Grand Prix Challenge. Otóż awans uzyskali zawodnicy, którzy… w cyklu właśnie występują. Śmiesznie wyglądałoby, gdyby w jakimś sporcie o awans do finałów mistrzostw świata ubiegała się drużyna, która w nich uczestniczy. A w speedway’u można. Żarty żartami, ale mały niepokój chyba jednak jest. Skoro do przyszłorocznego cyklu dostał się Niels Kristian Iversen, który i tak by się tam znalazł, do tego Krzysztof Kasprzak, który prawdopodobnie w ósemce się nie znajdzie, choć niemal wszyscy będący przed nim rywale zmagali się z kontuzjami (czyli krótko mówiąc jest za słaby na walkę w Grand Prix) oraz Kenneth Bjerre wracający po dwóch latach nieobecności, to nasuwa się jeden wniosek: tzw. światowy speedway zaczyna zjadać własny ogon. Mam nadzieję, że dzikie karty zostaną właściwie rozdane, bo świeża krew jest potrzebna jak… świeża krew. Rok 2012 dobitnie pokazał, że nie ma sensu inwestowanie w przestarzałe gwiazdy i wypada tylko mieć nadzieję, że ludzie rządzący mistrzostwami (i chcący na tym interesie zarabiać) kilka razy zastanowią się zanim podejmą jakąś decyzję.
Decyzji podobno nie podjął jeszcze Tomasz Gollob, a czas ku temu jest odpowiedni. Wiadomo, że „Chudemu” bliżej jest do innych dyscyplin, a w żużlu funkcjonuje jeszcze ze względu na pieniądze, które może tu zarobić. Były menadżer Unibaksu – Jacek Gajewski – powiedział, że naszemu najbardziej utytułowanemu zawodnikowi brakuje przede wszystkim motywacji. I chyba trafił w samo sedno. Trzeba jednak pamiętać, że obecność w gronie najlepszych daje wyższe wpływy od sponsorów, a skoro Gollob chce się realizować w innych dyscyplinach motorowych – potrzebuje na to pieniędzy. Otwarta pozostaje kwestia: czy motywacja finansowa będzie wystarczają? Jest chyba zbyt szeroki temat, aby próbować ją rozstrzygnąć akurat w tym miejscu. Tak w skrócie można powiedzieć, że bywa, ale na dłuższą metę jest to droga donikąd. Dla wielu wydaje się to niepojęte, że Tomasza Golloba zabraknie wśród najlepszych, ale tegoroczny finał DPŚ potwierdził, że nie jest to już postać pierwszoplanowa, ani nawet niezbędna. Przez przypadek okazało się bowiem, że nie jest on niezastąpiony, więc strzelił sobie poniekąd samobója. Wydaje się, że sport żużlowy jest na tyle niebezpiecznym sposobem na życie, że utrata radości z uprawiania go powinna oznaczać poszukanie czegoś nowego. Tak uczynili na przykład Wiesław Jaguś, a wcześniej Tony Rickardsson, choć spokojnie mogli jeszcze kilka dobrych lat jeździć na przyzwoitym poziomie.
Zobaczymy jak władze BSI postąpią ze stałymi dzikimi kartami na przyszły rok. Od tego zależeć będzie poziom cyklu. Dobrze, że są próby zdobycia nowych rynków, bo mamy Finlandię czy USA. Wydaje się jednak, że nie można na dłuższą metę pomijać Rosji. Do tego dochodzą problemy z turniejami w Danii oraz niższa frekwencja w Polsce. Wydaje się, że przynajmniej w naszym kraju ceny są po prostu za wysokie. Rządzi liga i jeszcze długo nie da się tego zmienić. Jeśli kibice mają najlepszych zawodników na wyciągnięcie ręki, to płacenie ponad 100 zł za bilet wydaje się być jednak rozrzutnością. Przykład mieliśmy w Gorzowie, gdzie organizatorzy sprzedawali wejściówki poprzez jeden z systemów oferujących zakupy grupowe. Zejście do 30 zł było objawem poważnej desperacji. A co będzie dalej? Tak kończy się wyścig po zaistnienie kilku osób za publiczne pieniądze. Wystarczy, że nasi reprezentanci tracą szansę na walkę o tytuł i wszystko zaczyna się sypać. Wydaje się, że jeden turniej z tego cyklu trzeba byłoby z naszego kraju przenieść. Dlatego jedyną szansą na podtrzymanie zainteresowania cyklem jest wyrównanie poziomu uczestników. Rzecz jasna równanie w górę. A jeśli chodzi o nasze podwórko, to należałoby wreszcie spróbować zainteresować ligowych kibiców dyscypliną jako całością, a nie ograniczać ich widzenie czarnego sportu do własnej drużyny. Wtedy podniesie się ogólny poziom kibicowania, który ostatnio poszedł w stronę dopingu piłkarskiego, co wypacza kompletnie sens żużla.