Krótki, ale bardzo ciekawy wywiad „na żywo” przeprowadził redaktor Jacek Białogłowy na antenie Radia Zielona Góra z Markiem Cieślakiem. Okoliczności były dość niecodzienne, bo rozmowa prowadzona była przez telefon, a były menadżer Falubazu akurat… jechał na rowerze. Dzięki temu jednak praktycznie nie mieliśmy nieważnych pytań, a co za tym idzie – nie było nic nie znaczących odpowiedzi.
Już pierwsze pytanie poszło z grubej rury – przyczyny odejścia z Falubazu. Marek Cieślak nie miał zamiaru owijać niczego w bawełnę i przyznał, że choć podane przez niego powody były prawdziwe, to jednak głównie rozchodziło się o jego stosunek do mocno rozbudowanego PR-u i nadmiernego dbania o szeroko pojęty wizerunek klubu. Zgadzam się z nim, że nie musi zrywać koszuli czy uśmiechać się na siłę i ściskać z ludźmi. Został zakontraktowany do prowadzenia drużyny i swoje zadanie wypełnił w 100%. Jeśli jest dobry w tym co robi, a jest dobry, to swoich umiejętności nie zamierza udowadniać w sposób, który jest mu obcy.
Uważam, że tym razem prezes Robert Dowhan popełnił błąd i to duży. Mając najlepszego menadżera w Polsce, de facto zrezygnował z niego z powodów nie mających nic wspólnego z zakresem jego obowiązków. Rozumiem, że sposób prowadzenia klubu jest taki, a nie inny, ale jednak najważniejszy w tym wszystkim powinien być żużel, bo to jest (a przynajmniej powinien być) przecież sens prowadzenia tego interesu. Nie mogę nie zauważyć, że marka „Falubaz” jest rozpoznawalna w Polsce, że kibice bardzo mocno identyfikują się z barwami klubowymi, że mnóstwo samochodów ma naklejki, szaliczki, tablice rejestracyjne z logo klubu. Trudno jest przeprowadzić taką kampanię bez mocno rozbudowanego PR-u i działań marketingowych. Ogromny udział w tym działaniu ma Stowarzyszenie „Tylko Falubaz”, które na swoje barki wzięło ciężar prowadzenia dopingu, oprawy, ale także tworzenie i dystrybucję klubowych gadżetów. W całym tym przedsięwzięciu jest jednak jedno „ale”.
Prezes dba o skład, a stowarzyszenie o wizerunek wśród kibiców. Wszystko funkcjonuje już siłą rozpędu i wydaje się być doskonałą maszyną dopóki nie pojawi się ktoś taki jak Marek Cieślak. Dlaczego? Bo paradoksalnie w tym wszystkim żużel jest coraz bardziej spychany na dalszy plan. Pan Marek doświadczył tego na własnej skórze, więc podziękował za pracę. Jego słowa „błazna z siebie robił nie będę” mówią właściwie wszystko na ten temat. Jednocześnie zastrzega, że będzie dobrze wspominał ten rok, bo mocno zżył się z zawodnikami, którzy wznieśli się na poziom dużo wyższy niż prezentowany przez nich w poprzednim sezonie. Podkreśla, że nikt nie ingerował w jego pracę. Gdzieś jednak da się wyczuć pewien żal, że sama drużyna jest tylko częścią mechanizmu funkcjonującego pod nazwie „Falubaz”.
Były menadżer zielonogórskiej drużyny powiedział także, że nie czuł się akceptowany przez trybunę K. Myślę, że to był jeden z poważniejszych powodów odejścia. Nie spoufalał się z „najwierniejszymi kibicami”, nie krzyczał „kocham was”. Dlaczego? Bo jego osiągnięcia z toru i bycia menadżerem sprawiają, że ma szacunek do swoich umiejętności i nie musi ludziom siedzącym na trybunach udowadniać przydatności w klubie. Chyba wszyscy pamiętamy nagonkę na Marka Cieślaka za popieranie nowych tłumików. Problem w tym, że on tych tłumików nigdy nie poparł, a jedynie stwierdził, że decyzji nie da się cofnąć, więc zamiast stać w miejscu trzeba się dostosować do nowych realiów. Niestety, forumowi „kibice” nie potrafią czytać ze zrozumieniem, a po kilku negatywnych komentarzach, następni znawcy przyjęli je jako prawdę, bez zapoznania się z tekstem źródłowym. Obawiam się, że tacy właśnie znawcy stanowią sporą część zielonogórskiej trybuny K i w dużej mierze właśnie stąd wynikała ich niechęć do swojego menadżera.
Myślę, że nie każdy zdobył się na krok, na który zdecydował się Marek Cieślak. Mógł zostać i spijać mistrzowską piankę. To, że potrafił zrezygnować jest dla mnie dowodem na dwie rzeczy. Po pierwsze – jest człowiekiem, który wie czego chce i nie zamierza uczestniczyć w czymś, co nie zgadza się z jego sposobem patrzenia na świat. Po drugie – Falubaz ma coraz mniej wspólnego z żużlem. Wielokrotnie pisałem, że kibic Falubazu wcale nie musi być kibicem żużla, że ludzie przychodzący na zielonogórski stadion bardziej zajmują się śpiewami, tańcami i falą niż samym speedway’em, że dużej części kibiców (być może nawet większości) nie interesują zawody inne niż liga, nawet jeśli jest to finał Indywidualnych Mistrzostw Polski. Cóż, pozostaje czekać na rozwój sytuacji, choć szansa na zmianę kierunku jest niewielka. Bardzo trudne zadanie czeka następcę Marka Cieślaka. Życzę mu, żeby robił swoje i nie próbował na siłę być żółto-biało-zielony.