KSM gwarantuje równość?

Powoli składy kilku drużyn zaczynają się krystalizować. Zdecydowana większość jednak wciąż jest wielką niewiadomą. To okazja dla „dobrze poinformowanych” na rozpuszczanie mniej lub bardziej sprawdzonych plotek.

Na początku trzeba podkreślić, że współczynnik KSM, na podstawie którego ustalany są składy poszczególnych drużyn wcale nie musi mieć przełożenia na faktyczną siłę ekip. Fakt, że ktoś jeździł bardzo dobrze w tegorocznym sezonie nie daje żadnej gwarancji, iż podobne wyniki będą osiągane w kolejnych latach. Chyba najbardziej spektakularnymi przykładami na niecelność tego rozwiązania są Janusz Kołodziej oraz Jonas Davidsson. Ten pierwszy z poziomu 10.22, czyli bliskiego ideału, spadł do poziomu 7.10, który na pewno nie jest powodem do dumy dla szanującego się zawodnika, ale jednocześnie… czyni go łakomym kąskiem dla potencjalnych pracodawców, bo wiadomo, że możliwości są dużo większe niż wyniki. Z kolei Szwed, będący jednym z najważniejszych ogniw Falubazu podczas całej rundy play-off, dzięki beznadziejnej rundzie zasadniczej ma KSM równy dokładnie 6,00. Widać, że ten sposób klasyfikowania jest idiotyczny, bo jak można porównywać wymienionych wyżej żużlowców do Stanisław Ogorodnika, Witalija Łysaka, Pavlo Kondratiuka, Stanisława Melniczuka czy Denisa Nosowa przy całym szacunku do wymienionej piątki, mającej KSM na poziomie 6.50 i nie jest to suma ich współczynników.

Przykładów na to jak głupi jest to system można znaleźć więcej. Unia Leszno ma podpisane kontrakty z czterema seniorami (Jarosław Hampel, Damian Baliński, Troy Batchelor i Jurica Pavlic) oraz kilkoma juniorami (m.in. bracia Pawliccy i Tobiasz Musielak) i nie można według regulaminu zmontować z tych zawodników składu, choć trudno tu mówić o jakimś gwiazdozbiorze. Z drugiej strony mamy Falubaz – Andreas Jonsson, Piotr Protasiewicz, Jonas Davidsson, Patryk Dudek, Kacper Rogowski, Adam Strzelec i hipotetycznie Grigorij Łaguta czy Unibax – Ryan Sullivan, Adrian Miedziński, Darcy Ward, Chris Holder, Karol Ząbik i bracia Pulczyńscy. Z tych ludzi można już złożyć drużyny, a według mnie różnica między tymi dwoma opcjami, a Unią Leszno jest dość spora.

Ciekaw jestem posunięć klubów z południowo-wschodniej Polski. Choć oficjalnie w Tarnowie nie ma jeszcze żadnych umów, to mówi się o Gregu Hancocku, Januszu Kołodzieju i Rune Holcie. Ta trójka plus dwóch wychowanków młodzieżowców daje jeszcze zapas aż 15.31 pkt, a więc teoretycznie mogliby zakontraktować Grzegorza Walaska i Daniela Nermarka. PGE Marma Rzeszów ma Jasona Crumpa i Rafała Okoniewskiego, natomiast kompletnie nie mają juniorów, bo Dawid Lampart już skończył wiek młodzieżowca, a pozostali na tym etapie nie nadają się do ligi. Co zrobią? Muszą kogoś kupić, bo bez tego już na dzień dobry tracić będą kilka ważnych punktów. Chyba wychodzi tutaj prowadzona polityka i jeśli nic się nie zmieni, to „Żurawie” zostaną pozbawieni wychowanków.

Caelum Stal Gorzów też ma już trzon drużyny. Tomasz Gollob, Matej Zagar, Bartosz Zmarzlik, Adrian Cyfer, prawdopodobnie także Niels Kristian Iversen i jeszcze ponad 16 punktów w zapasie, co pozwala praktycznie na kontraktowanie dwóch dowolnie wybranych zawodników. W Bydgoszczy więcej jest na razie deklaracji niż faktów. Grzegorz Walasek ma ważną umowę, ale podobno są pewne rozbieżności na linii klub – zawodnik, co może spowodować rozstanie się. Wiadomo, że Grześ jest bardzo atrakcyjnym kąskiem jako solidny ligowiec i jako Polak, więc pewnie mógłby gdzieś indziej wynegocjować podobne lub większe pieniądze niż w Polonii i kto wie czy tak się nie stanie. Jeśli taka strata stałaby się rzeczywistością, to powstałej dziury bydgoszczanie nie będą mieli kim załatać.

Nie mam natomiast pojęcia kogo będzie mieć w drużynie Włókniarz Częstochowa i Sparta Wrocław. Prawdopodobnie zbiorą to, co zostanie na rynku. Brzydko to brzmi, ale tak chyba wyglądać będzie tworzenie składów. W kolejce czeka cała grupa pierwszoligowych Polaków mających nadzieję na duże pieniądze. Każdy klub musi mieć co najmniej czterech naszych rodaków, ale trzeba być świadomym, że jeśli któryś z Polaków odniesie kontuzję, a nie będzie możliwe stosowanie za niego zastępstwa zawodnika, to wówczas klub nie będzie w stanie wystawić regulaminowego składu. To oznacza, że de facto każda drużyna musi mieć co najmniej pięciu polskich zawodników. Nie ma tylu choćby przyzwoitych żużlowców w naszym kraju, czyli poziom raczej się nie podniesie. A kogo zakontraktują ekipy pierwszoligowe, nie mówiąc już o najniższej klasie rozgrywkowej?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *