Jak pewnie większość kibiców, także i ja z przyjemnością oglądałem (niestety tylko w telewizji) Indywidualne Międzynarodowe Mistrzostwa Ekstraligi. Fantastyczne zawody. Dobrze było zobaczyć po raz kolejny prawdziwe ściganie na Smoku, co tylko udowadnia, że jest to jeden z najlepszych owali w Polsce. Kiedyś ktoś powiedział, że ten tor jest tak trudny dlatego, bo jest tak łatwy. Dlatego trzeba mieć oczy dookoła głowy, jako że z każdej strony można spodziewać się ataku.
Zawody zawodami, ale ja mam inne spostrzeżenie. W ostatniej serii groźny upadek zaliczył Nicki Pedersen, jednak pomimo utraty kontroli nad motocyklem zdążył z niego „wysiąść”, choć miał na to zaledwie kilka metrów. Co więcej, nie doznał poważniejszych obrażeń. Jest oczywiście poobijany, ale żużlowcy chyba przyzwyczajeni się do takich sytuacji.
Po co ten wstęp? Otóż upadek Duńczyka przypomniał mi o wypadku Jarosława Hampela z tegorocznego półfinału DPŚ w Gnieźnie. Wiem, że nie można tych dwóch zdarzeń porównywać wprost, ale jednak „Mały” też nagle utracił kontrolę nad motorem w wyniku kontaktu z rywalem, następnie przejechał ok. 50 metrów, a z motocyklem „rozstał” się na tyle późno i nieszczęśliwie, że ślizgając się po torze uderzył z dużą prędkością wyprostowaną nogą w ogrodzenie. Wydaje mi się tylko, że wówczas lider naszej reprezentacji nie czuł się najlepiej na motocyklu.
Teraz będą już tylko moje spekulacje, bo nie da się ich w żaden sposób sprawdzić. Otóż kilka dni wcześniej Jarek zaliczył nieudany występ w Grudziądzu, który oczywiście może zdarzyć się każdemu. Potem, w przeciwieństwie do przedstawicieli innych reprezentacji, mógł spokojnie potrenować na gnieźnieńskim owalu, a mimo to jechał wyraźnie z tyłu za rywalami, którzy ścigać się potrafią, ale nie należą na pewno do czołówki i nie dysponują sprzętem podobnej klasy. Być może nie pasował mu beton z Grudziądza i Gniezna, bo tu jest na pewno jakaś część wspólna. Jednak z drugiej strony obserwując jazdę wychowanka Polonii Piła można zauważyć daleko idącą stabilizację wyników i umiejętność skutecznego startu na każdym rodzaju nawierzchni.
Wnioski w większości pozostawię dla siebie, ale mając w pamięci ubiegłoroczny kryzys jakoś nie mogę powstrzymać się od pytania: czy w tym przypadku nie mieliśmy początku czegoś podobnego? To są tylko moje spekulacje i do tego wysnute na podstawie sześciu nieudanych wyścigów.
Ciekawe… Dlatego lubię tu zaglądać 🙂