Pewnie nie jestem jedynym, którego zaskoczyła informacja o obsadzie stanowiska menadżera Kolejarza Opole. Bartłomiej Czekański? Nie ukrywam, że na początku potraktowałem to jako swego rodzaju ciekawostkę, ale w sumie jest to ciekawe czy komentator żużlowej rzeczywistości poradzi sobie jako praktyk.
Zapewne nowy opolski menadżer będzie uważnie obserwowany, wszak jego teksty nie zawsze spotykały się z aprobatą, a on sam jest chyba postacią kontrowersyjną, a przynajmniej mam wrażenie, że za takową ma uchodzić. Nie jestem fanem twórczości pana Czekańskiego, jednak szacunek za samo podjęcie wyzwania. Cała sytuacja przypomina mi trochę 2009 rok, kiedy to popularny wówczas komentator politycznej rzeczywistości, doktor politologii, Marek Migalski zapragnął spróbować swych sił w dyscyplinie, którą w teorii znał i wystartował w wyborach do Europarlamentu. Jak sam mówił, to trochę tak jakby ornitolog mógłby spełnić swe marzenia i zostać ptakiem. Pan Marek w sumie jakieś pięć lat działał w polityce, choć już po 14 miesiącach został wykluczony z delegacji partii, z której list startował, za list krytykujący sposób zarządzania partią. Potem uczestniczył w tworzeniu partii PJN, tyle że członkowie tejże we wspomnianym 2014 roku powołali nowy twór, będący dziś częścią rządzącej koalicji, której główne ogniwo Migalski próbował zmienić… Chyba zderzył się z polityczną ścianą, która z wiedzą teoretyczną, ani logiką wiele wspólnego nie ma. Nie wiem jak o sam to ocenia. Może wykorzysta swoje doświadczenie w kolejnych publikacjach, może wreszcie uda mu się dokończyć habilitację, z którą też podobno bije głową w mur. Jednak z punktu widzenia zwykłego wyborcy, takiego jak ja, raczej trudno ocenić jego obecność w polityce jako sukces.
Czy podobnie będzie z Bartłomiejem Czekańskim jako opolskim menadżerem, tudzież działaczem żużlowym? Tego nie wiem. Zresztą sam zainteresowany też nie jest w stanie dziś odpowiedzieć na to pytanie. Miałem okazję widzieć półtora meczu Kolejarza w 2014 roku i odniosłem wrażenie, że ówczesny menadżer albo nie znał swoich zawodników, albo nie miał zmysłu taktycznego, albo decyzje podejmował ktoś inny (przy nowym menadżerze tej ostatniej opcji w ogóle nie biorę pod uwagę). Tak sobie myślę, że swego rodzaju nieszczęście podobnych klubów polega na zatrudnianiu armii zaciężnej (nie ma niestety innej możliwości), której skład co roku jest inny, więc trudno taki sposób istnienia w sporcie nazywać drużyną w pełnym tego słowa znaczeniu.
W ubiegłym roku byłem w Opolu na turnieju Opolska Karolinka. Wtedy motorem napędowym klubu był Piotr Żyto i wydawało mi się, że to wokół niego będzie tworzony sztab szkoleniowy. Stało się inaczej, ale spora praca została wykonana.
Chyba trudno dziwić się panu Piotrowi, że przyjął ofertę z Rybnika, bo dla niego jest to realna szansa na dłuższy powrót do pracy na zdecydowanie wyższym poziomie speedway’a. Praca z młodzieżą daje na pewno sporą satysfakcję, ale pozostają jeszcze inne ambicje i pewnie też kwestie finansowe. To wszystko jest dla mnie zrozumiałe. Swoją drogą ciekawe, w jakim miejscu żużlowego świata byłby dziś Piotr Żyto, gdyby nie zapragnął zostać zielonogórskim radnym? Trzeba się niestety spodziewać, że po powrocie do ekstraligi pojawiać się będą nieprzychylne mu hasła, nie wnoszące nic do sportu, za to kierujące się niczym niezmąconą chęcią dowalenia, z powodu niczym niezmąconej złośliwości. Myślę, że sam to wszystko przemyślał (zarówno niechęć do swojej osoby, jak i pajacowanie w czasach pracy w Falubazie) i dziś jest gotowy na podjęcie kolejnego wyzwania.