Wrócę jeszcze na chwilę do niedzielnych derbów. Jaki był wynik, to wszyscy wiedzą. Pozostają kontrowersje na temat stanu toru i najgorsze jest to, że tak ważnej kwestii nie da się zamknąć w żadnym zapisie regulaminowym. Można powołać nawet stuosobową grupę nadzorująca i tak naprawdę wszystko pozostaje w sferze subiektywnej oceny większości osób decyzyjnych. Jak zawrzeć w przepisach konieczność przerwania zawodów, gdy wypadek spowodowany jest złym stanem toru? Zawsze może się zdarzyć, że jednemu uda się przejechać, a drugiemu nie. Odpowiedź jest jedna – sędziowie muszą zdać sobie sprawę, że ponoszą odpowiedzialność za podjęte decyzje.
Moje zdanie na temat jakości przygotowanego toru wyraziłem wcześniej i nie będę się powtarzać. Mam nadzieję, że głos w sprawie zabierze sam Patryk Dudek, gdy dojdzie już do pełnego zdrowia. Życzę „Duzersowi”, aby nastąpiło to jak najwcześniej. Dla mnie posądzanie czołowego juniora świata i jednego z najskuteczniejszych zawodników ekstraligi o brak umiejętności jest totalną bzdurą. Jakoś trzeba uzasadnić pewien sposób na osiąganie zwycięstw. Celowo piszę „sposób na osiąganie zwycięstw”, a nie „sposób osiągania zwycięstw”, bo dla mnie nie ulega wątpliwości, że w przekroju całego sezonu i w samych półfinałach Stal Gorzów była drużyną zdecydowanie lepszą i zasłużenie awansowała do finału. Problem nie leży przecież w zawodnikach, bo ci robią świetną robotę, ale o ludzi, którzy za wszelką cenę próbują im pomóc. Tak na wszelki wypadek. To jest dokładnie takie samo podejście, jakie miał Piotr Żyto w 2009 roku, gdy Falubaz zdobywał mistrzostwo. Tyle, że wtedy przekombinowano z torem przed finałem i decydująca rozgrywka została przeprowadzona de facto na torze neutralnym, bo trudno uznać nawierzchnię położoną kilkanaście godzin wcześniej za atut gospodarzy. Tutaj zielonogórzanie pokazali swoją wyższość, którą potwierdzili w rewanżu na Motoarenie.
Jeśli miałbym ocenić postawę zielonogórzan w Gorzowie, to uważam, że przy tak dużym osłabieniu wynik jest zupełnie przyzwoity. Nie można zarzucić braku zaangażowania. Żużlowcy walczyli na ile mogli. Nawet Rune Holta pokazał całkiem sporą ambicję i widać było, że chce zdobywać punkty. Problem leży chyba gdzieś indziej. Działacze Falubazu wykombinowali sobie zastępstwo zawodnika za Jonasa Davidssona, który wystąpił w meczu szwedzkiej Division 1, czyli odpowiedniku polskiej drugiej ligi. Być może jego występ w takim meczu był etapem przygotowań do półfinałowego rewanżu Dackarny Mallila, a może udział został „zasponsorowany” przez zielonogórzan. Tego nie wiem. Jeśli jednak w Gorzowie stosowano „zz” za Jonasa, to po jaką cholerę skorzystano z tego rozwiązania w Zielonej Górze wobec Andreasa Jonssona? Trudno oprzeć się wrażeniu, że Falubaz pojechał w rewanżu bez swojego lidera na własne życzenie. Inna sprawa. Zrobiono kampanię przeciw gorzowskiemu torowi tydzień przed meczem, a nie potrafiono złożyć protestu podczas samego spotkania. Krytyczne opinie pojawiają się po zakończeniu pojedynku, a to zdecydowanie za późno. Pojawia się pytanie: dlaczego widząc co dzieje się na drugim łuku, przedstawiciele Falubazu nie zgłosili swoich zastrzeżeń sędziemu? Nie potrafię na to pytanie odpowiedzieć. Mogę się tylko domyślać, bazując na wcześniejszych wydarzeniach, że chodziło o kwestie wizerunkowe, bo pewnie w oczach opinii publicznej zielonogórzanie byliby negatywnie postrzegani. Łatwiej jest narzekać po niż działać sensownie w trakcie. Mam wrażenie, że wpadli trochę we własną pułapkę takiego czasem czepiactwa wykorzystywanego wyłącznie do celów medialnych.
Myślę, że nawet przy takim osłabieniu była szansa na osiągnięcie trochę lepszego wyniku. Znów Rafała Dobrucki wysłał Piotra Protasiewicza jako zawodnika zastępującego na najsłabszego żużlowca gospodarzy Łukasza Kaczmarka. Przecież z początkującym juniorem poradziłby sobie nawet Krzysztof Jabłoński. Dla mnie jest to kolejny błąd taktyczny. Nie da się ukryć, że Falubaz przegrał te półfinały na własnym torze i to przegrał na własne życzeniu. Z drugiej strony, gdyby zielonogórzanie wygrali u siebie różnicą 10 punktów, to nie potrafię sobie wyobrazić jak wyglądałby wówczas gorzowski tor. Ale to tak na marginesie.
Podsumowując. Wydaje mi się, że za bardzo chciano wygrać ze Stalą na polu medialnym i wizerunkowym, a za mało skupiono się na kwestiach taktycznych i czysto sportowych. Pozostaje walka o brąz, który po tak nijakim sezonie byłby i tak sporym osiągnięciem. Może ktoś w klubie wpadnie na pomysł, żeby wpuścić na ostatni mecz karnetowców na swoje miejsca za darmo? Pomarzyć można.