Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia

Nie mam zamiaru zajmować się już gorzowskim torem, bo nic więcej nie wymyślę, a wałkowanie tematu nie ma sensu. Szkoda tylko w tym wszystkim Patryka Dudka. Minęły dwa dni od meczu w Gorzowie, od meczu w Gdańsku, od idiotycznych wydarzeń w Toruniu. Emocje już opadły, więc na spokojnie można sobie przeanalizować pewne sytuacje.  W każdym z tych zdarzeń podejmowane były decyzje, które wpłynęły dość mocno na los poszczególnych drużyn.

Życie dopisało swój scenariusz do toruńskich wydarzeń. Wreszcie na Motoarenie pojawił się tłum kibiców, wreszcie rozpoczęła się prawdziwa walka bez kalkulacji, a jednak dzięki jednemu człowiekowi mecz się nie odbył. Ciekawe czy w drugim terminie znów przyjdzie tylu fanów na stadion, a ludzie z Tarnowa znów będą skłonni do przejechania prawie 450 km? Jak ma zachować się toruński klub jako organizator meczu, który poniósł na pewno spore koszty? Piotr Lis tą jedną decyzją, której pewnie teraz żałuje, spowodował zmarnowanie ogromnej ilości pieniędzy. O ile działacze na pewno sobie poradzą, to szkoda mi kibiców, szczególnie przyjezdnych, bo przy dzisiejszych cenach paliw taka wycieczka musiała sporo kosztować, nie mówiąc już o poniedziałkowym zmęczeniu. W tym przypadku arbiter zmarnował innym pieniądze, ale przecież sędziowie podejmując się prowadzenia meczów decydują o dopuszczeniu toru do jazdy, oceniają prawidłowość lub nieprawidłowość posunięć zawodników, więc mają ogromny wpływ na ograniczenie niebezpieczeństwa. I najgorsze jest to, że wtedy także dochodzi często do głupich decyzji lub brakuje odwagi, żeby pewne praktyki ukrócić.

Sędzia Piotr Lis powiedział w wywiadzie, że bierze całą winę na siebie, ale później dodał, że został sam z całym problemem. Przyznam mu trochę racji. W końcu żaden z działaczy nie zwrócił mu uwagi na ewidentny błąd i tu też należy się zastanowić czy kierownicy drużyn nie chcieli pomóc czy sami nie znają przepisów? Tym bardziej, że przecież tarnowianie spotkali się już z podobną sytuacją i to całkiem niedawno, gdy na mecz nie zdążył Martin Vaculik. Mając to doświadczenie można przypuszczać, że goście nie chcieli pojechać, dobrze wiedząc, że walkower będzie anulowany. Wiem, że taki wniosek jest wręcz niewiarygodny, ale cała ta sytuacja jest idiotyczna. Czy kluczem do rozwiązania zagadki nie są przypadkiem tajemnicze kłopoty ze zdrowiem Martina Vaculika i planowane za niego zastępstwo zawodnika? Nie wiem jak wygląda sprawa ze zdrowiem Słowaka, ale całość mocno śmierdzi. Jak zinterpretować postawę działaczy toruńskich? Czy za szybko uwierzyli, że wejdą do finału bez walki, co byłoby równoznaczne z nieznajomością regulaminu czy może chcieli zmusić rywali do rezygnacji z „zz” w drugim terminie? Nie chce mi się wierzyć, żeby kierownicy drużyn nie znali regulaminu. Może nie potrafią go interpretować? A może kibice są jedynie dodatkiem do zakulisowych rozgrywek między przedstawicielami poszczególnych klubów? Dodatkiem, na który działacze powołują się, gdy jest to dla nich wygodne. Nie zdziwię się, jeśli możliwość pognębienia rywala jest ważniejsza od sportowej rywalizacji. Tylko jak twór pod nazwą Ekstraliga Żużlowa miał w takich warunkach uchwalić coś sensownego? To by tłumaczyło dlaczego co roku zmieniały się przepisy, pomiędzy udziałowcami tej spółki zawiązywały się dziwne tymczasowe porozumienia, a całość dążyła do promowania średniactwa. Przecież drużyn słabych i przeciętnych jest zwyczajnie więcej.

Co mają teraz powiedzieć torunianie? Ich lider Ryan Sullivan doznał w poniedziałek kontuzji reprezentując barwy Peterborough Panters. Australijczyk udaje się do doktora Simpsona na spawane kości śródręcza i podobno w niedzielę ma być gotowy do walki. Na pewno nie będzie jednak w pełni sił. W sobotę mamy kolejną rundę cyklu Speedway Grand Prix, a nie od dziś wiadomo, że forma uczestników tego turnieju na drugi dzień bywa mocno nieprzewidywalna. Następne pytanie: czy M. Vaculik pojedzie? Kto wie od kiedy Słowak ma zwolnienie? Jeśli od piątku – pojedzie, jeśli od soboty – nie pojedzie i będzie zastępstwo zawodnika.

Wiele kontrowersji wzbudził XIII bieg meczu pomiędzy Lotosem Wybrzeżem Gdańsk i Betardem Spartą Wrocław. W trzyosobowej powtórce przewrócił się Krystian Pieszczek. Sędzia Jerzy Najwer podjął decyzję, że młody gdańszczanin sam był sobie winien, co było równoznaczne ze spadkiem drużyny gospodarzy. Oglądając nagranie całej sytuacji widać, że był kontakt pomiędzy atakującym Sebastianem Ułamkiem a wyprzedzanym wychowankiem Wybrzeża. Sędzia nie mógł ze swojego miejsca należycie ocenić całego zdarzenia. Dlaczego nie zażądał zapisu video? Wykluczenie zawodnika gości dałoby gospodarzom zwycięstwo 5:0 i zwiększyłoby ich przewagę do 11 punktów. Nie dawałoby im to jeszcze pełnego sukcesu, bo musieliby wygrać różnicą 15 „oczek”, ale mocno zwiększyłoby ich szanse. Czy wyznaczanie na tak ważny mecz arbitra, który w tym roku był już zawieszony właśnie za błędną ocenę spornej sytuacji było właściwym posunięciem? Odpowiedź wydaje się być oczywista.

Kontrowersji wokół meczu w Gdańsku jest więcej. Dużo wątpliwości budzi zastosowanie zastępstwa zawodnika przez gospodarzy za Piotra Świderskiego. Dużo do myślenia daje postawa Thomas H. Jonassona, który twierdzi, że jest zdolny do jazdy, a następnie zawala najważniejszy mecz swojej drużynie (nasuwają się skojarzenia z Adamem Skórnickim). Żeby było ciekawiej, dziś odzyskał skuteczność w swojej macierzystej lidze. Ileż razy w tym roku gdańska drużyna straciła punkty, bo trener Stanisław Chomski nie potrafił należycie ocenić aktualnej dyspozycji swoich podopiecznych. Do dziwnych zdarzeń dodam jeszcze pierwszą odsłonę XIII biegu, gdy Tomasz Jędrzejak upadł i widząc niekorzystny wynik nie miał zamiaru wstawać z toru. Widać na tym samym filmie jak „Ogór” leżąc spogląda na pozostałych zawodników i nawet nie próbuje zejść na murawę. Przynajmniej ja tak to widziałem.

Trudno ocenić czy pan Najwer wypaczył wynik, bo to byłaby już spekulacja. Wybrzeże spadło i przyznam, że niezależnie od decyzji arbitra zarówno prezes podpisujący kontrakty jak i trener ustalający skład mocno na ten wątpliwy sukces zapracowali. Było oczywiście sporo pecha, bo kontuzje Maksima Bogdanowsa i T. H. Jonassona mocno pokrzyżowały plany. Z drugiej strony pozwoliły odnaleźć zastępców w osobach Zbigniewa Sucheckiego i Renata Gafurowa. Tak jak napisałem ostatnio, dla mnie była to najsłabsza drużyna tegorocznych rozgrywek i ekstraliga specjalnie nie straci na braku gdańszczan.

2 thoughts on “Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia

  • 19-09-2012 z 09:47
    Permalink

    Witam, zgadzam sie w duzej mierze z wpisem powyzej. Choc jestem kibicem z Gdanska, to przyznam, ze zapracowalismy na ten spadek i moze nie byloby to fair gdybysmy nie spadli, ale takie sytuacje juz widzialem i ogolnie mozna powiedziec, ze czesto sport nie jest fair… Wykluczenie Pieszczka bez analizy wideo, mimo takiej mozliwosci uwazam za skandal. Ponadto sedzia powinien takze wykluczyc Jedrzejaka do konca zawodow, nieprzystoi mistrzowi Polski takie zachowanie, wielu zawodnikow by wstalo. Nie wiem tez czy w sytuacji jaka miala miejsce na torze, a wiec upadek na koncu 3 okrazenia, przerwanie wyscigu gdy juz zaczeli ostatnie okrazenie, nie uprawniala sedziego do zaliczenia wyniku biegu…
    W Gdansku w kazdym meczu czegos brakowalo, wiele meczow u siebie przegranych minimalnie, ale jednak przegranych… W mojej ocenie przy kontraktowaniu zawodnikow popelniono glownie jeden blad: Tomasz Chrzanowski… Nie wyszedl mu tak naprawde ani jeden mecz…

  • 19-09-2012 z 13:36
    Permalink

    Arbiter nie mógł zaliczyć wyników XIII biegu. Art. 72 ust. 1 mówi „W przypadku zdarzenia na drugim łuku ostatniego okrążenia, polegającym na upadku, faulu, niesportowej lub niebezpiecznej jeździe zawodnika, bieg jest uważany za zakończony, nawet wtedy, gdy sędzia przerwie bieg lub gdy żaden z zawodników nie przekroczy linii mety.”.

    Dziękuje za ciekawostkę dotyczącą sędziowania przez p. Najwera obu meczów Wybrzeże – Sparta. Może zrobiło mu się głupio za wykluczenie „Ogóra” w sierpniu, więc teraz zadośćuczynił podwójnie za swoją winę, bo nie wykluczył T. Jędrzejaka do końca zawodów i nie zamierzał zapoznać się ze szczegółami zdarzenia między Krystianem Pieszczkiem i Sebastianem Ułamkiem.

    Życzę powodzenia w przyszłym roku i odbudowania żużla w Gdańsku w oparciu o swoich wychowanków.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *