Wiadomo, że będą spore zmiany w składach drużyn ekstraligowych. Nie omijają one także Falubazu, gdzie połowa seniorów jeżdżących do tej pory w ekstraligowym zespole odejdzie, a w ich miejsce przyjdą oczywiście nowi zawodnicy. Różnie są odbierane te roszady, ale coś rzeczywiście trzeba zrobić, bo miniony sezon był słaby, a sami żużlowcy jakoś nie bardzo palili się do walki o kontrakty.
Być może nastąpiło zmęczenie materiału, a może, tak jak pisałem ostatnio, zawodnicy sami uznali się za ludzie nie do ruszenia z tego klubu. Tymczasem postąpiono dość stanowczo i dzięki temu nie zobaczymy już w zielonogórskim teamie Fredrika Lindgrena. Zastąpi go Andreas Jonsson i myślę jest to dobra decyzja. Słuchając piątkowej rozmowy w Radiu Zielona Góra doszedłem do wniosku, że tych dwóch Szwedów dzieli jednak przepaść. Nie chodzi mi o wartość sportową, ale o podejście do dziennikarzy, sposób wypowiadania się i chyba także o profesjonalizm. Fredka przy AJ-u to jednak jeszcze chłopiec. Ambitny, utalentowany, ale będący jednocześnie na rozdrożu. Być może dociera do niego, że nie jest już tą wielką nadzieją szwedzkiego i światowego żużla. Co by nie mówić, Fredek skończył w tym roku 25 lat, a na jego koncie od czasu brązowego medalu w Indywidualnych Mistrzostwach Świata Juniorów w Wiener Neustadt z 2005 roku nie ma żadnych osiągnięć na arenie międzynarodowej. Od trzech lat startuje w cyklu Speedway Grand Prix, jednak ani razu nie udało mu się zakończyć rywalizacji w pierwszej ósemce. Cały czas musi liczyć albo na dziką kartę albo na awans z Grand Prix Challenge. Jeśli w przyszły roku znów się uda, to myślę, że nie otrzyma kolejnej szansy. Lindgren jest genialny w Anglii, solidny w Szwecji, a jednocześnie razi przeciętnością w Polsce i w SGP. I tu jest problem. Mam wrażenie, że na Wyspach startuje dla przyjemności, a u nas jest presja, z którą nie potrafi sobie poradzić. Nie jest jeszcze typem Crumpa, Golloba czy Pedersena, którzy prą do przodu jak lokomotywa i mało co jest w stanie ich zatrzymać. Szwedowi brakuje tej determinacji, bo starty z presją odbierają mu chęć do ścigania. Po co więc startuje w Polsce? Chyba po to, po co każdy żużlowiec. Dzięki temu ma pieniądze na ściganie się w Anglii.
Nie dziwię się, że Robert Dowhan zrezygnował z Lindgrena. Jako prezes klubu musi dbać o wyniki, a tych na dziś Fredrik nie gwarantuje. I nie jest to najgorsze w tej sytuacji, bo co by nie mówić możliwości ma spore. Najgorsze jest to, że z jednej strony jest coraz bardziej zamknięty w sobie i jakoś nie bardzo pozwala sobie pomóc, a z drugiej nie potrafi sam wyciągnąć wniosków ze swoich niepowodzeń. W tym roku został na jeden mecz odstawiony od składu i był to chyba pierwszy taki przypadek w jego seniorskiej karierze. Na dzień dzisiejszy Fredrik Lindgren musi sobie odpowiedzieć na trudne pytanie: co chcę osiągnąć w speedway’u. Być może dobrze dla niego byłoby odpocząć od SGP. Z zewnątrz spojrzałby na to wszystko i być może znalazłby dla siebie miejsce. Może, jak wielu innych riderów, powinien skupić tylko na Anglii i robić to co lubi.
Zobaczymy jak w nowym sezonie spisywać się będzie Andreas Jonsson. On ma też za sobą nieudany rok. Nie utrzymał się w ósemce cyklu SGP, spadł z Polonią Bydgoszcz z ekstraligi. Chyba ma coś do udowodnienia i to przede wszystkim sobie. jest na pewno zawodnikiem dojrzalszym i równiejszym od Lindgrena. Nawet przy słabych występach nie schodzi poniżej przeciętnego poziomu i to jest bardzo ważne, bo z reguły zdobywa w granicach 8-13 pkt, podczas gdy Lindgren jest kompletnie nieobliczalny. Nie chciałbym żeby wyglądało tak, że traktuję Fredkę jak murzyna, który zrobił swoje i może odejść. Na pewno dla zielonogórskiego klubu wygrał niejeden mecz podczas swojej pięcioletniej obecności, ale chyba trochę się wypalił w tym środowisku. Może czuje na sobie zbyt wielką presję tych tłumów, które przychodzą na trybuny i łatwiej będzie mu się jeździć tam gdzie stadiony świecą pustkami albo zapełniają się do połowy.
Szkoda mi trochę, że w Falubazie nie będzie już występował Niels Kristian Iversen. Wiem, że dla wielu jest on uosobieniem takiego trochę nieudacznika, ale naprawdę potrafi wiele tylko jakoś od dwóch lat nie umie pokazać swoich nieprzeciętnych umiejętności na polskich torach. Nie zapomnę jego występu w Bydgoszczy w 2007 roku, kiedy to ze względu na kontuzję odpuścił Anglię oraz Szwecję i jadąc z urazem wywalczył (i jest to odpowiednie słowo) bodajże 14 punktów, dzięki czemu uratował nas przed spadkiem. Nie dziwię mu się, że odszedł. Sezon miał w połowie stracony przez kontuzję, a potem nie dostawał zbyt wielu szans na jazdę. Mógł się poczuć oszukany i oczekiwanie gwarancji startów było jak najbardziej uzasadnione. Poszedł do Gorzowa. Atmosfera tam jest średnia, ale są pieniądze wypłacane na czas i wygląda na to, że miejsce w składzie ma zapewnione.