Co za dużo…

Nie minęła jeszcze  połowa grudnia, a składy poszczególnych drużyn są już dopięte niemal na ostatni guzik. Niespodzianek raczej nie ma, bo większość rozwiązań znana jest przynajmniej od miesiąca. Niewiadome są w zasadzie dwie: jeden trener i jeden junior. Co ciekawe w obu przypadkach jedną z możliwych opcji jest Falubaz Zielona Góra.

Mam na myśli oczywiście Marka Cieślaka oraz Kacpra Gomólskiego. Choć obaj są w kręgu zainteresowań zielonogórskiego klubu, to jakoś nie uważam żeby byli tutaj niezbędni. Oczywiście przyjście któregoś z nich uznane zostałoby za wzmocnienie, jednak dla mnie jest to już trochę zbytek. Prawdą jest, że M. Cieślak jest bardzo dobrym menadżerem i to jest według mnie właściwe słowo, bo oficjalnie jest przymierzany do roli trenera. Tylko, że podobnie jak Piotr Żyto, p. Cieślak nie zajmuje się szkoleniem, a jedynie prowadzeniem drużyny. Udowodnił, że nawet ze średniaków potrafi wykrzesać 120% ich możliwości, bo utrzymać się w lidze z takim Betardem jaki miał w zeszłym roku, to naprawdę jest spory sukces. Zawsze w jego drużynie któryś z bohaterów drugiego planu miał sezon życia. Problem w tym, że tacy zawodnicy jak Daniel Jeleniewski czy wcześniej Tomasz Jędrzejak nie umieli utrzymać tej dobrej dyspozycji na kolejny sezon i w rezultacie musieli pożegnać się z drużyną. W tym roku takim właśnie przypadkiem był Leon Madsen i ciekaw jestem czy powtórzy się ta zasada. Można powiedzieć, że M. Cieślak jest cudotwórcą, ale jednak tylko z pewnym terminem przydatności. Wydaje mi się, że akurat w Falubazie skład jest tak konstruowany, że nie będzie specjalnej potrzeby motywowania kogokolwiek, bo mamy naprawdę solidnych żużlowców. Pozostaje jeszcze kwestia robienia w trakcie meczu zmian i życie pokazuje, że jest może ze trzech ludzi, którzy potrafią to robić, a przynajmniej nie boją się zaryzykować. Reszta jest przywiązana do nazwisk i nie bardzo wierzy w młodych. Tu także Marek Cieślak dobrze się sprawdza i trzeba mu to przyznać. Skoro jest tak dobry, to dlaczego nie jestem jego entuzjastą? Nie wiem, po prostu dla mnie nie jest on tu niezbędny i tyle. Może gdzieś podświadomie boję się, że znów tor będzie przygotowywany dla celów zwyciężania, a nie chęci stworzenia widowiska.

Jeśli chodzi o Kacpra, to myślę, że przyjście do Zielonej Góry cofnie go trochę w rozwoju. Na pewno miałby tu dostęp do lepszego sprzętu i nowinek technicznych, ale z drugiej strony przy tak mocnym juniorze jakim jest Patryk Dudek szansa na pojechanie więcej niż trzech biegów w meczu maleje właściwie do zera. Trzeba też pamiętać, że Gomólski, choć zdobył w tym roku brąz w Młodzieżowych Indywidualnych Mistrzostwach Polski (gdyby nie upadek. byłby mistrzem), ma dopiero 17 lat i jest dobry (ale nie wybitny) jak na swój wiek. Tworzenie z niego gwiazdy jest jednak wielką przesadą. Można mu w ten sposób zrobić ogromną krzywdę. Średnia 1,312 pkt/bieg w I lidze nie rzuca na kolana, a jedyne w czym się wyróżnił, to ilość wykluczeń. Tu rzeczywiście jest w ścisłej czołówce. Podobno Start Gniezno żąda za niego maksymalną stawkę czyli 300 tys. zł. W sumie, to nie dziwię się wielkopolskim działaczom, ale wydanie takiej kwoty na akurat tego młodzieżowca uznałbym chyba za niegospodarność. Jak wielu zielonogórskich kibiców wolałbym oglądać swoich juniorów, którzy są na pewno nie są jakoś drastycznie gorsi od K. Gomólskiego. Przypomina się trochę Łukasz Sówka. Przyszedł do nas jako wielki talent, a po roku wraca do Ostrowa. Zamiast rozwoju mamy ewidentną cofkę. To powinna być nauczka dla innych podobno utalentowanych juniorów.

Niezłą sinusoidę oglądamy w temacie pozostania Grzegorza Zengoty w Zielonej Górze. Najpierw wszyscy byli chętni i optymistycznie nastawieni do rozmów, potem okazało się, że jednak drogi zawodnika i prezesa mocno się rozchodzą, a na koniec okazało się, że jednak zawarta zostanie umowa na następny sezon. Co więcej, Zengi rozwiązuje kontrakt ze stowarzyszeniem, a podpisze go bezpośrednio z Falubazem. Brzmi fajnie, ale tak naprawdę chodzi o umożliwienie mu ewentualnego wypożyczenia do innego klubu. Ponieważ Zengi miał ważny kontrakt ze stowarzyszeniem ZKŻ Zielona Góra, które jak wiadomo nie ma swojej drużyny, więc w grę wchodziło wyłącznie jego wypożyczenie. Problem w tym, że na obecnym etapie wiązanie się taką formą umowy jest wciąż mocno ryzykowne, bo w grę wchodziłyby pewnie dwa teoretycznie najsłabsze kluby ekstraligowe czyli Wrocław i Częstochowa. Oba walczą obecnie o osiągnięcie dolnego KSM-u, co nie jest łatwe ze względu na dość późne regulowanie należności. Wiadomo, nie ma pieniędzy – nie ma sprzętu. Nie ma sprzętu – nie ma punktów. Nie ma punktów – nie ma pieniędzy. Kółko się zamyka. Poza tym stawianie się z góry na pozycji walczącego o przetrwanie, bez większych ambicji spotowych nie jest łatwe. Podpisując kontrakt z Falubazem, Zengi ma oczywiście możliwość walki o skład w Zielonej Górze, ale gdyby tu jednak nie został, to nie musi spieszyć się z podejmowaniem decyzji o wyborze innego klubu. Trochę ostatnio narzekałem na niego, bo zirytował mnie swoim roszczeniowym podejściem do pozostania u nas. Wiadomo, jest wychowankiem, kibice go lubią, chcą żeby został, ale nie może stawiać warunków tylko dlatego, że jest miejscowym zawodnikiem. Ostatnio dało się jednak zauważyć istotną zmianę w jego podejściu. To, że zapowiada walkę o umocnienie swojej pozycji nie jest dla mnie specjalnie ważne, ale fakt zauważenia swoich błędów czy pewnych braków daje nadzieję na ich wyeliminowanie lub chociaż ograniczenie i jest to najważniejszy krok w celu dalszego rozwoju. Tak naprawdę, to pewnie dopiero w marcu albo na początku kwietnia okaże się gdzie tak naprawdę wystartuje.

Na koniec wypada spojrzeć na dwóch Skandynawów, którzy pożegnali się z Falubazem. Fredrik Lindgren trafił wraz ze wspomnianym wcześniej Leonem Madsenem do Tarnowa, a Niels Kristian Iversen z innym Duńczykiem Hansem Andersenem do Gorzowa. Ani Fred ani PUK nie mają pewnego miejsca w składzie. Chyba trudniejsza jest nawet pozycja Lindgrena, który ma naprawdę wyrównanych konkurentów, a z całej szóstki miał w tym sezonie najsłabszą średnią. Do tego jazda w „Jaskółkach” wiąże się największymi w ekstralidze kłopotami logistycznymi. Jak wiadomo jego Wolverhampton jeździ w poniedziałki, a w soboty będą zawody z cyklu Grand Prix. Ze względu na rozkład lotów odpada w zasadzie możliwość korzystania z lotniska w Rzeszowie. O tych kłopotach mówił zresztą ostatnio Andreas Jonsson. Oczywiście nie jest to niemożliwe. W końcu Krzysztof Kasprzak czy Bjarne Pedersen także startują w Anglii i jakoś dają radę. Trzeba to wszystko tylko dobrze zorganizować, a z tym Fredrik miał ostatnio trochę kłopotów. Z kolei Iversen czeka jeszcze na ewentualny podpis lub rezygnację Tomasza Gapińskiego. Na razie Stal ma pięciu seniorów, ale docelowo ma być ich sześciu i wówczas ktoś będzie musiał grzać ławę. Pod tym względem sytuacja jest podobna do tej jaką Duńczyk miał w Zielonej Górze. Różnica jest taka, że nie będzie musiał walczyć z wychowankiem  (bo takich seniorów tam nie ma), który mimo narzekania był w uprzywilejowanym położeniu. Trochę jestem na rozdrożu. Z jednej strony lubię Nielsa, ale z drugiej będzie jednak jeździł w Gorzowie. Cóż, mimo wszystko życzę mu udanego sezonu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *