W walce o złoto wszystko jeszcze jest możliwe. Czteropunktowa zaliczka Unii w perspektywie rewanżu w Zielonej Górze nie wygląda może zbyt okazale, jednak skazywanie „Byków” na srebro jest działaniem zdecydowanie przedwczesnym. Brązowe medale mogą już sobie natomiast zawiesić gorzowianie, bo po tym co wydarzyło się w niedzielę rozgrywanie rewanżu mija się z celem.
Zastanawiałem się w jakim stanie będzie tor na „Smoczyku”. Moje obawy okazały się nieuzasadnione, co oznacza, że gospodarze dość poważnie przestraszyli się grożących im konsekwencji kolejnego „rażącego niedbalstwa”. Na pewno sposób przygotowania nawierzchni mocno wpłynął na postawę „Byków”, a w szczególności Damiana Balińskiego oraz juniorów. Nie będę silił się na jakieś wielkie słowa. Z drugiej strony goście też nie bardzo wiedzieli czgo mogą się spodziewać, wszak tak przygotowanego toru chyba dawno w Lesznie nie widziano.
Mecz był zacięty, ale emocje bardziej wynikały z wyniku niż z walki na dystansie. Choć obie strony podkreślały, że tor jest „do walki”, a zawodnicy często jechali w kontakcie, to nie przypominam sobie prawdziwej mijanki. Praktycznie przy wjeździe w drugi łuk pierwszego okrążenia wyścigi mogły być spokojnie kończone. Być może będę miał jeszcze raz możliwość oglądnięcia tego spotkania, ale z tego co zauważyłem, to mieliśmy bodajże dwa wyprzedzenia, wynikające jednak z ewidentnych błędów zielonogórzan. Poza tym wyścigi polegały raczej na jeździe gęsiego. Pewnie się czepiam, ale zabrakło mi trochę prawdziwego żużla. Kilkanaście lat temu ta nawierzchnia była robiona zupełnie inaczej. Geometria nie zmieniła się przecież, a mimo to jakość oglądanych wyścigów jest zupełnie inna. Kiedyś trudność leszczyńskiego owalu polegała na tym, że przeciwnik mógł zaatakować z każdej strony. Ciekawe czy jest możliwy powrót do dawnego „Smoczyka”?
Liczyłem, że Falubaz przekroczy w Lesznie granicę 40 punktów i osiągnięty wynik uważam za korzystny. Wiadomo, że była szansa zdobycie kilku „oczek” więcej, a nawet wygranie meczu, jednak nie ma co narzekać. Dwóch bohaterów z Gorican pojechało na bardzo dobrym poziomie, solidnie zapunktował kapitan, kilka punkcików dorzuciła druga linia i efekt końcowy jest całkiem przyzwoity. Bardzo ważny dla przebiegu spotkania był V bieg, bo przed nim leszczynianie mieli już sześciopunktową przewagę. Gdyby wówczas nie powiodła się rezerwa taktyczna, to z dużą dozą prawdopodobieństwa można powiedzieć, że gospodarze wygraliby znacznie wyżej. Na szczęście dla Falubazu Piotr Protasiewicz wykorzystał niezdecydowanie pary biało-niebieskich, przerywając tym samym passę unistów. I to chyba wszystko o pierwszej odsłonie finału.
Dużo więcej można napisać na temat meczu o trzecie miejsce. To temat na kilka innych artykułów. Bardzo ciekawiła mnie frekwencja. Okazało się, że całkiem spora część gorzowskich kibiców nie dała swoim zawodnikom kolejnej szansy. Oficjalnie na trybunach zasiadło 9200 widzów, czyli 3,5 tys. kibiców mniej niż wynosiła średnia. Wpływy klubu są jednak dużo mniejsze, bo sprzedano tam dość sporo karnetów i pewnie głównie ich właściciele przyszli wczoraj na stadion. Uważam, że to co zrobili żużlowcy Unibaksu, to było zakpienie ze swoich kibiców. Odbudowanie zaufania potrwa jeszcze dłużej niż ostatnio. Tak jak napisałem, jest to temat na inny wpis.
Do ekstraligi awans wywalczyły Polonia Bydoszcz i Wybrzeże Gdańsk, czyli ekipy, które niedawno jeździły w najwyższej klasie rozgrywkowej. Ciężko powiedzieć czy niemoc innych klubów pierwszoligowych ma podłoże bardziej finansowe czy może organizacyjne. Faktem jest, że jeśli dodamy te dwa kluby do obecnej ósemki, to okaże się, że ta dziesiątka stała się ostatni strasznie hermetyczna. Ostatnią drużyną spoza tej grupy w najwyższej klasie rozgrywkowej był RKM Rybnik, który spadł w 2006 roku.