Bardzo ciekawie zapowiadają się trzy ostatnie mecze rundy zasadniczej w żużlowej ekstralidze. Każdy mecz ma znaczenie, choć ciężar gatunkowy jest różny w poszczególnych spotkaniach.
Zdecydowanie najważniejszym pojedynkiem będzie ten rozgrywany w Tarnowie, bo zwycięzca zostaje w grze, zaś przegranemu pozostanie już tylko walka o utrzymanie. Choć obie drużyny mają w tabeli tyle samo punktów, to zdecydowanym faworytem są gospodarze. Właściwie nawet samo nawiązanie walki przez żużlowców Sparty byłoby już niespodzianką, a ewentualne zwycięstwo – sensacją. Trudno oprzeć się wrażeniu, że „Jaskółki” mają te „emocje” wyłącznie na własne życzenie. Ekipa z takim składem powinna walczyć o medale, a nie rzutem na taśmę zapewniać sobie utrzymanie. Tym bardziej, że przeciwieństwie do wielu innych drużyn tarnowscy seniorzy nie mieli problemu z kontuzjami. Wrocławianie na wyjazdach prezentują się bardzo słabo, jeżdżą nierówno i nieskutecznie. Nie jest to zbyt optymistyczna prognoza dla nich, ale patrząc realistycznie, po prostu optymistyczna być nie może. Trener Sparty Henryk Jasek zapowiada walkę i tego mocno życzę jego podopiecznym. Jednak gospodarze są zbyt doświadczonymi zawodnikami. Żeby pozwolić sobie na taka wtopę, jaka niewątpliwie byłoby przegranie niedzielnego pojedynku.
Wrocławianie liczą po cichu na skuteczną postawę Piotra Świderskiego (zaliczył wczoraj upadek w Anglii i wycofał się z rywalizacji) oraz Tomasza Jędrzejaka, którzy w ostatnich latach byli „Jaskółkami”. Jednak nawet w przypadku ich dobrej jazdy potrzebne byłoby jeszcze wsparcie przynajmniej trzech innych zawodników. Są co prawda Kenneth Bjerre, Maciej Janzczowski oraz Dennis Andersson, ale czy rzeczywiście stać tę ekipę na awans do szóstki? Według mnie musieliby pojechać na co najmniej 120% swoich aktualnych możliwości, bo, za wyjątkiem formacji juniorskiej, są po prostu słabszymi żużlowcami. W Tarnowie szwankuje pewnie atmosfera (takie mam wrażenie oglądając jazdę „Jaskółek”), ale nawet to nie powinno im przeszkodzić w triumfie. Wydaje mi się, że gospodarze dość zdecydowanie przekroczą granicę 50 punktów. O bonus nie muszą się bić, bo w tym przypadku nie ma on żadnego znaczenia.
O pierwsze miejsce w tabeli pojedynek stoczą drużyny z Torunia i Zielonej Góry. Podobnie jak w przypadku meczu w Tarnowie, tak samo tutaj bonus nie ma żadnego znaczenia (może jedynie psychologiczne). Dla mnie zdecydowanym faworytem są gospodarze. Mają bardziej wyrównaną ekipę i atut własnego toru. Forma poszczególnych zawodników nie jest jeszcze na pewno optymalna, ale jako całość Unibax prezentuje się jednak solidniej. Falubaz ma niestety dziurę w osobie Jonasa Davidssona, a dla Grzesia Zengota, który do tej pory nie imponował skutecznością na Motoarenie, każdy kolejny start jest krokiem do lepszego wejścia w prawdziwe ściganie po kontuzji.
Obie ekipy mają podobną strukturę – trzech solidnych seniorów, druga linia oraz młodzieżowcy z wyraźnym podziałem na bardziej i mniej doświadczonego. O ile pierwsza i trzecia formacja wydają się być dość zbliżone, to druga jest atutem torunian. Na dzień dzisiejszy para Adrian Miedziński – Michael Jepsen Jensen zdecydowanie przewyższa wspomnianych Davidssona i Zengotę. I to jest według mnie klucz do sukcesu. Zresztą kwestia zajęcia pierwszego czy drugiego miejsca nie ma na tym etapie większego znaczenia i to jest największa słabość przyjętego systemu rozgrywek. Ze strony zielonogórzan liczę na ambitną postawę, ale jestem świadomy, że nawet zdobycie 40 „oczek” może być sporym problemem.
Najmniejszy ciężar gatunkowy ma mecz w Gorzowie. Jest on o tyle ważny, że gospodarze mogą sobie wybrać czy pierwszy pojedynek w play-offach jechać u siebie czy w Lesznie. Dla rzeszowian wynik nie ma kompletnie żadnego znaczenia, jeśli chodzi o miejsce w tabeli, więc mogą podejść do niego na wielkim luzie. Gospodarze pojadą bez Nickiego Pedersena, co wiadome jest już od początku lipca. Szansę występu otrzymają więc Hans Andersen oraz Artur Mroczka i to właśnie na nich ciążyć będzie największa presja.
Coś się dzieje w Gorzowie. Można się spierać czy absenscja Pedersena jest dobra dla drużyny czy nie. Według mnie przed własną publicznością powinno się jednak jechać w najsilniejszym składzie, bo ewentulana przegrana na swoim torze przed samymi play-offami może mocno zdemotywować zarówno zawodników jak i kibiców. Dla mnie ważniejsza jest kwestia dlaczego tak naprawdę Duńczyka zabraknie. Teraz przedstawiciele Stali mówią o jego zaplanowanym urlopie, co ma oczywiście sens, bo przecież ostatnia kolejka rundy zasadniczej została przełożona, w pierwszy wtorek sierpnia jego szwedzka drużyna pauzuje, a w Anglii ma zaplanowany mecz dopiero na 11 sierpnia. Pojawia się jedno małe „ale”. W wypowiedzi z 7 lipca zamieszczonej na portalu sportowefakty.pl prezes Władysław Komarnicki mówi: „Wydałem już polecenie, żeby w meczu z PGE Marmą Rzeszów nie wystąpił Nicki Pedersen. Chcę przed rundą play-off przetestować Hansa Andersena i Artura Mroczkę. Powinniśmy wygrać z Rzeszowem nawet bez Nickiego Pedersena.” Lekko się to kłóci z głoszoną obecnie wersją, a co najgorsze, z tego tekstu wynika, że menadżer Stali Czesław Czernicki nie miał tu nic do gadania, bo decyzja została podjęta wysoko ponad nim. Można powiedzieć, że wręcz poddano w wątpliwość jego kompetencje, skoro prezes sam musi się przekonać, który zawodnik jest lepszy, co oczywiście oznacza, który z nich pojedzie przeciwko Unii. Poza tym założenie, że Rzeszów jest słabą drużyną może się srogo zemścić, a ewentualnych konsekwencji za przegraną nie poniesie przecież prezes, ale menadżer. Taka niepotrzebna presja w momencie, gdy tak naprawdę powinno się cementować drużynę jest jedną z najgłupszych rzeczy jakie można zrobić.
Jeśli chodzi urlop Pedersena, to i tak mógł go zacząć najwcześniej 31 sierpnia, bo przecież najbliższe piątek i sobotę musi spędzić we włoskim Terenzano. Jeden dzień nie robi tu wielkiej różnicy, a jakoś wątpię, żeby Duńczyk na własną prośbę zrezygnował z zarobienia sporej sumki. Życzę drużynie z Rzeszowa, żeby skarciła pana prezesa, tym bardziej, że właśnie on sugerował ustawienie (odpuszczenie przez gospodarzy) meczu w Zielonej Górze pomiędzy Falubaz a PGE Marmą.