Po raz pierwszy miałem okazję uczestniczyć w całym turnieju Zlata Prilba w Pardubicach, bo do tej pory byłem świadkiem jedynie sobotnich imprez. To wyjątkowa impreza na europejskiej mapie speedway’a. Mamy tu połączenie historii oraz prestiżu i chociaż nasi ligowi prezesi od kilku lat robią wszystko, żeby te zawody utraciły swoją rangę, to na trybunach wciąż zasiada spora rzesza kibiców, a zaproszenia przyjmują tuzy światowego żużla.
Tegoroczny turniej był inaczej zorganizowany. Do tej pory po sobotnim turnieju indywidualnym przeprowadzany był trening dla żużlowców startujących w eliminacjach Zlatej Prilby, a następnie rozgrywano pierwsze cztery wyścigi. Reszta przeprowadzana była w niedzielę. Tym razem w sobotę odbył się tylko finał IMŚJ, a Zlatą Prilbę w całości rozegrano w niedzielę. Być może było to spowodowane Wielką Pardubicką, która także w sobotę była rozgrywana, a być może jest to już stała tendencja.
Wyjątkowość tego turnieju uwidacznia się na kilku płaszczyznach. Udział w nim bierze aż trzydziestu sześciu żużlowców (plus dwóch rezerwowych), a w każdym z wyścigów jedzie po sześciu zawodników (oprócz standardowych kasków mamy jeszcze zielony oraz biało-czarny). Sposób rozgrywania jest niespotykany nigdzie indziej, bowiem są tu aż trzydzieści dwa wyścigi podzielone na eliminacje, ćwierćfinały, półfinały, mały finał oraz finał. Uczestnicy są dzieleni na grupy sześcioosobowe. Każda z grup rozgrywa po trzy wyścigi, z których dwa najlepsze występy każdego zawodnika są liczone. Awans uzyskuje po trzech najlepszych żużlowców z każdej grupy. Całość trwa około pięciu godzin, więc jest to rzeczywiście uczta dla kibiców żużla.
Żużlowcy startujący w zawodach reprezentują bardzo różny poziom. Obok mistrzów świata są reprezentacji Włoch, Holandii, Węgier, Austrii, a więc krajów nie będących nawet europejskimi średniakami. Nie wiem jak postrzegają to inni kibice, ale dla mnie możliwość zobaczenia żużlowców. których normalnie nie mam okazji oglądać jest sporą frajdą. Dobór uczestników jest więc także wyjątkowy, bo przecież najczęściej organizatorom chodzi o to, żeby zapraszać lepszych zawodników, żeby podnieść poziom. A tu jest przyjęte, że występują przedstawiciele bardzo wielu krajów, nawet tych nie prezentujących topowego poziomu.
Gdyby nasza ekstraliga zakończyła się zgodnie z planem, to w Pardubicach pojawiliby się jeszcze Greg Hancock, Andreas Jonsson, Chris Holder i Martin Vaculik. Nikt o tym nie pomyślał. W Polsce też mamy turnieje z długą historią jak chociażby Memoriał Alfreda Smoczyka czy Turniej o Łańcuch Herbowy Ostrowa. Bardzo fajnie rozwija się też Turniej o Koronę Bolesława Chrobrego. Tyle, że u nas bez odpowiednich gratyfikacji finansowych pewnie cały prestiż tych imprez byłby niewiele wart, co widać chociażby po Złotym Kasku, który jest olewany przez coraz większą ilość żużlowców, nie mówiąc już indywidualnych mistrzostwach Polski, które od kilku lat są bojkotowane przez Tomasza Golloba. Patrząc na obsadę turnieju w Pardubicach znajdziemy zawodników powszechnie uważanych za „złotówy”, bo przecież takie miano mają wśród kibiców ligowych Nicki Pedersen, Grzegorz Walasek czy Hans Andersen. Okazuje się jednak, że prestiż też pozwoli przyciągnąć.
Ponieważ z obsady wyleciało kilku żużlowców (oprócz wspomnianej czwórki ze startu zrezygnował także Jarosław Hampel), więcej swoich reprezentantów mieli gospodarze. I przyznam, że mieli sporego pecha. Josef Franc po dwóch defektach zakończył udział, a przecież był jednym z mocnych kandydatów do finału, a Tomas Suchanek jechał bardzo skutecznie, ale uczestniczył w groźnym karambolu spowodowanym przez młodego Duńczyka Niclasa Porsinga. Na zdecydowanym prowadzeniu defekt miał Zdenek Simota i pewnie stracił przy okazji swój najlepszy silnik, bo pozostałe występy były dużo słabsze. Tak się czasem zdarza. Warte podkreślenia jest to, że niezależnie od wyników i szans miejscowi kibice zawsze cieszą się, gdy ich żużlowiec wyjeżdża na tor. Podobnie reagują fani z Niemiec, których spora grupa znów pojawiła się na trybunach.
Jeśli znów będę miał okazję wybrać się do Pardubic, to nie omieszkam z niej skorzystać i polecam to wszystkim kibicom żużla. Wbrew powszechnemu przekonaniu, my jako Polacy mamy się czego uczyć od fanów z Czech czy Niemiec. Od kultury oglądania rozpoczynając.