Finał IMŚJ w Pardubicach – zdjęcia

Sobotnie zawody w Pardubicach nie stały może na jakimś niewiarygodnie wysokim poziomie, ale emocji na pewno nie zabrakło. W klasyfikacji generalnej may w zasadzie status quo, bo jeden punkt nadrobiony przez Macieja Janowskiego za wiele w niej nie zmienia. Miało wystartować sześciu Polaków, ale prawdziwa plaga kontuzji spowodowała, że czescy kibice mogli dopingować swoich ulubieńców.

Turniej powinien wygrać lider klasyfikacji Michael Jepsen Jensen, ale w starciu ze swoim najgroźniejszym przeciwnikiem popełnił głupi błąd i dał się w dość prosty sposób wyprzedzić. W tym decydującym wyścigu Polak okazał się mistrzem wykorzystywanie potknięć rywali, bo wychodząc z pierwszego łuku był ostatni, a rozpoczynając trzecie okrążenie był już na prowadzeniu.

W drugiej fazie zawodów mieliśmy mała loterię, bo na pierwszym łuku zrobiły się dziury, które wybijały żużlowców z rytmu. Dodatkowo przy wyjściu z tegoż łuku było kilka pasów o zmiennej przyczepności, które sprawiały trochę kłopotów, ale raczej nie wypaczyły wyników. Kilku zawodników, których widziałem po raz pierwszy zrobiło na mnie bardzo pozytywne wrażenie. Szczególnie podobał mi się Łotysz Andrzej Lebiediew. Gdyby nie taśma w drugim starcie mógłby nawet powalczyć o podium. Naprawdę bardzo dobry  żużlowiec i pewnie gdyby nie wymóg dwóch polskich juniorów w składzie pewnie któryś z naszych ekstraligowych klubów chętnie by go zatrudnił. Świetnie prezentował się Sasza Loktajew i widać gołym okiem, że w tym roku zrobił bardzo duży postęp. Koalicja Duńczyków pojechała solidnie, ale bez wielkich fajerwerków, a Australijczycy wyraźnie nie są przyzwyczajeni do tak długich i twardych torów.

Fajne było to, że miejscowi kibice cały czas dopingowali swoich niezależnie od osiąganych rezultatów. Na pewno są świadomi ile dzieli ich pupilów od czołówki. Ciekawe, że najlepszym z Czechów wcale nie był Vaclav Milik, mający status lokalnej gwiazdy, ale dużo mniej znany Eduard Krcmar, który zresztą nawet prowadził przez dwa okrążenia w XIX wyścigu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *