Mamy jasność w sprawie pozostania Piotra Żyto w zielonogórskim klubie. Krótko mówiąc, z końcem roku kończy on przygodę z Falubazem. Czy dobrze? Nie wiem, bo to zobaczymy dopiero za jakiś czas. Ja myślę, że z punktu widzenia klubu nie ma się specjalnie czym martwić, bo jakoś sobie poradzimy.
Tak jak pisałem wcześniej, znudziło mi się przede wszystkim słuchanie tego pana. Rozumiem, że można czasem powiedzieć jakąś zabawną rzecz przed kamerami czy mikrofonem, ale w przypadku Piotr Żyto współczynnik zaangażowania medialnego kilkakrotnie przekroczył dopuszczalne normy. Wydaje mi się, że poniekąd padł od własnej broni. Nie jest tajemnicą, że poza Zieloną Górą( i być może Częstochową) nie jest lubiany i działa na kibiców trochę jak czerwona płachta na byka. Kiedy zapragnął wystartować w wyborach, na pewno chciał wykorzystać swoją popularność, ale wyszło jak wyszło. Łaska kibica jest chimeryczna – bardzo niewiele trzeba żeby stać się osobą nielubianą, a powrót do grona ludzi szanowanych (jeśli w ogóle jest możliwy) zajmuje dużo czasu. To chyba jest paradoks, że przeciw trenerowi obrócili się głównie kibice z pierwszego łuku, choć jeszcze dwa miesiące temu był niemalże jednym z nich. Tak działa sławna magia, która w rzeczywistości jest tylko pustym słowem.
O ile obecna sytuacja Piotra Żyto jako trenera jest mi w zasadzie obojętna, to szkoda mi go trochę jako człowieka. Chyba w najczarniejszych snach nie przewidywał takiego rozwoju wypadków. Niestety, sam na to mocno zapracował i wcale nie chodzi mi tutaj o lata osiemdziesiąte. Jest coś w jego mentalności, że gdy poczuje się zbyt pewnie, traci kompletnie instynkt samozachowawczy. Po sprawie słynnego sms-a trochę się uspokoił, ale widząc i czując poparcie jakie ma wśród tzw. najwierniejszych fanów, znów zaczął gadać co mu ślina na język przyniesie. Nie mam zielonego pojęcia po co wyciągał na forum publiczne kwestię nieobecności gorzowskich działaczy przy Tomaszu Gapińskim po wypadku podczas finału IMP. Może to miało być śmieszne? Nie było, a najbardziej ucierpiał na tym sam żużlowiec, który i tak był w Stali mocno poniżany po nieudanych play-offach.
Ostatnio można było przeczytać, że P. Żyto ma oferty z innych klubów. Dziś okazało się, że to nieprawda. Słabo to wyszło. Nie wiem czy taki mały szantażyk nie był wynikiem straszliwej desperacji. Wygląda na to, że naprawdę chciał tu zostać. Stało się inaczej i w długotrwałej perspektywie może być to z korzyścią dla obu stron. Prezes Robert Dowhan powiedział, że rezygnacja z usług dotychczasowego trenera była jedną z najtrudniejszych w dotychczasowym prezesowaniu. Jako przyczynę podał „przede wszystkim przyznanie się trenera do przeszłości w SB i negatywny odbiór tego faktu przez dużą część kibiców”. Ale nie od dziś wiadomo, że kibice mają niewiele do powiedzenia w sprawie obsady stanowisk czy składu swojej drużyny. Nie bardzo chce mi się wierzyć, że rzeczywiście sprawa rozbiła się o wizerunek trenera wśród kibiców. Być może chodziło o atmosferę wokół klubu, co mogło się przełożyć na ewentualne problemy ze znalezieniem wartościowych sponsorów. Nie widzę innej opcji. R. Dowhan jest zbyt wytrawnym graczem żeby zrezygnować z usług obecnego trenera, nie mając w zanadrzu alternatywy. Coś mi się wydaje, że jest już dogadany z nowym szkoleniowcem, bo w przeciwnym wypadku oznaczać by to mogło, że P. Żyto tak zalazł mu za skórę, że każdy inne rozwiązanie będzie po prostu lepsze.
Na pewno P. Żyto nie można odmówić zaangażowania w zielonogórski żużel. Zdobył dwa medale mistrzostw Polski, a mimo wszystko nie przedłużono z nim kontraktu. Cóż, wyniki nie okazały się decydującym kryterium. Chciałbym podziękować mu za pracę z drużyną Falubazu. Zrobił na pewno sporo dobrego. Niestety, oprócz tych pozytywnych osiągnięć miał też kilka naprawdę poważnych wpadek, przez co ucierpiało dobre imię klubu. Zbyt często też angażował się w sprawy medialne, a przecież nie w tym celu został zatrudniony. Do tego dochodzi przygotowywanie toru pod wynik, z którego często wiało nudą. Ciekaw jestem czy znajdzie nowe pracodawcę.