Miało być święto speedway’a, a dostaliśmy żałosne widowiska. Okazało się po raz kolejny, że polska ekstraliga jest wrzodem na dupie światowego żużla i wbrew temu co piszą forumowe mądrale, ta dyscyplina doskonale poradziłaby sobie bez nas, bo nie wnosimy do niej nic oprócz windowania stawek i wprowadzania niezdrowej atmosfery.
Mecz w Lesznie w ogóle nie powinien się rozpocząć. Gdyby sędzia Leszek Demski miał jaja, to taką właśnie decyzję powinien podjąć. Dwóch toruńskich zawodników zostało odwiezionych do szpitala ze złamaniami i ten fakt zdecydowanie obciąża konto pana arbitra. Tak naprawdę, to Adrian Miedziński powinien wytoczyć proces na drodze cywilnej przeciw p. Demskiemu, bo ten dopuścił do jazdy na torze niebezpiecznym i zdecydowanie nieregulaminowym. W myśl regulaminu w ciągu godziny gospodarze mieli doprowadzić go do stanu używalności. Czy to zrobili? Nie! Bo gdyby tak było, to niepotrzebna byłaby kilkudziesięciominutowa przerwa na jego naprawę. Więc albo działa się w myśl regulaminu, albo nie. Pan sędzia nie był konsekwentny, co skończyło się kilkoma groźnymi upadkami. Dla mnie ten człowiek powinien zostać odsunięty od sędziowania, bo wypaczył wynik sportowej rywalizacji, przyzwalając na kombinatorstwo i narażanie zdrowia zawodników. Niektórzy z przedstawicieli gospodarzy (m.in. Jarosław Hampel) powiedzieli, że arbiter niepotrzebnie kazał ubijać tor. Nawet jeśli mieli rację, to tak czy inaczej p. Demski zachował się źle, bo albo nie powinien mieć do toru zastrzeżeń, albo przyznać gościom walkowera.
Szlag mnie trafiał, gdy słuchałem komentarzy Ryszarda Dołomisiewicza. Przecież bzdury, które wygadywał ten pożal się Boże ekspert nigdy nie powinny zostać wyemitowane na antenie telewizji publicznej. Ja rozumiem, że można nie lubić Torunia (bo jest się z Bydgoszczy), ale nie wolno każdej decyzji interpretować na niekorzyść Unibaksu. Wypada zaznaczyć, że „Dołek” swego czasu był jedną z największych nadziei polskiego żużla, ale swoją karierę musiał zakończyć wskutek groźnej kontuzji. Aż dziw bierze, że teraz wygaduje takie idiotyzmy. Podobnie Roman Jankowski. Jako zawodnik widząc „kopę” łapał takiego kabla, że ten ciągnął się za nim od samego Leszna, a teraz twierdzi, że to co przygotował jest dobre do ścigania. Nieraz pamiętam jak nagle przypominał sobie, że ma kontuzję paznokcia i po dwóch startach rezygnował z udziału w zawodach, bo nie potrafił płynnie przejechać dwóch okrążeń na przyczepnym torze. Widać kompleksy pozostały i teraz może zgrywać cwaniaka, bo nie musi wsiadać na motor. Bardzo dobrze powiedział prezes Unibaksu – niech pan Jankowski wsiądzie na motor i sam się przejedzie po tym co przygotował, a wtedy zobaczymy. Wierzyć się nie chce, że takie rzeczy ludzie potrafią wyczyniać po to, żeby stanąć na podium i zawiesić sobie medale na szyjach. Życzę odwagi działaczom z Torunia, bo panu Jankowskiemu za to co zrobił powinien grozić kryminał, podobnie jak panu Demskiemu, który na to pozwolił.
Wystarczyło posłuchać wypowiedzi samych zawodników gospodarzy. Adam Skórnicki bez specjalnych wykrętów przyznał, że nie dziwi się protestującym gościom, a Kamil Adamczewski powiedział, że przewrócił się, bo wjechał na twardszy kawałek toru. A przecież to właśnie był jeden z głównych zarzutów – tor nie był jednakowo przyczepny na całej swojej długości i szerokości.
Tor Gorzowie też był daleki od ideału. Czesław Czernicki przygotował coś, na czym nawet jego zawodnicy nie zawsze potrafili sobie poradzić. Tyle, że tutaj niebiosa się zlitowały i zesłały ulewę, przerywając tym samym to wątpliwe widowisko. Nie wiem co byłoby dalej, ale patrząc na jazdę zielonogórzan, to Falubaz miałby spore kłopoty z osiągnięciem przyzwoitego rezultatu. A tak mamy tylko (i aż) osiem punktów do odrobienia.